Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przez trzy tygodnie "leczyli" mężczyznę z guzem mózgu psychotropami

Rafał Wolny [email protected]
Szpital w Białogardzie przez trzy tygodnie "leczył” mężczyznę z guzem mózgu psychotropami.  Lekarze nie wiedzieli o nowotworze, bo odmówili badania tomografem. Zrobił je koszaliński szpital.
Szpital w Białogardzie przez trzy tygodnie "leczył” mężczyznę z guzem mózgu psychotropami. Lekarze nie wiedzieli o nowotworze, bo odmówili badania tomografem. Zrobił je koszaliński szpital. archiwum
Szpital w Białogardzie przez trzy tygodnie "leczył" mężczyznę z guzem mózgu psychotropami. Lekarze nie wiedzieli o nowotworze, bo odmówili badania tomografem. Zrobił je koszaliński szpital.

Na początku lipca pan Jan z Tychowa (nazw. do wiad. red.) wyszedł z domu na spacer. Kiedy nie wrócił po kilku godzinach, rodzina zaczęła go szukać. Zawiadomiła policję.

- Znaleźli go po trzech dniach, w lesie, wycieńczonego i odwodnionego - opowiada pani Grażyna, siostra mężczyzny. - Nie wiedział kim jest, gdzie jest ani po co wyszedł, więc zawieźli go do szpitala w Białogardzie.

Tu trafił na oddział psychosomatyczny. Wstępne rozpoznanie wykazało halucynozę alkoholową i zaburzenia osobowości; potwierdzono też padaczkę. Z karty informacyjnej wynika m.in., że nadużywał alkoholu, ale do szpitala trafił świadomy i trzeźwy. - Lekarz przyjmujący zalecił tomografię komputerową głowy, ale ordynator oddziału zmieniła to zalecenie - twierdzi Czytelniczka. - Zaleciła tylko badanie krwi, a kiedy prosiliśmy o tomografię, stwierdziła, że dla brata już za późno i zaleciła leczenie psychotropami.

41-latek przeleżał na oddziale trzy tygodnie, do końca lipca. W tym czasie kontakt z nim był ograniczony, leki powodowały senność i "zamulenie". - Pogorszył mu się też wzrok, a do tego nikt się nim nie zajmował: leżał nieogolony, brudny, zasikany, pod kocem - wspomina siostra.

Ale nie to było najgorsze. Najgorsze nastąpiło po wypisie mężczyzny ze szpitala, w stanie określonym przez lekarzy jako dobry. Rodzina zaniepokojona trwającym osłabieniem i ograniczoną świadomością, udała się do poradni neurologicznej w Tychowie. Stąd skierowano mężczyznę na tomografię do Koszalina. Badanie przeprowadzono 21 sierpnia. Wynik: "guz mózgu z ciasnotą śródczaszkową" wielkości 8x7x7 cm na wysokości płatów czołowych. - Okazało się, że to wywołany nim obrzęk powodował utratę przytomności, kłopoty ze wzrokiem, brak kontaktu i zaniki pamięci u brata - wskazuje pani Grażyna.

Mężczyznę hospitalizowano na koszalińskiej neurologii i podano leki. Według rodziny efekt był natychmiastowy - pan Jan "ożywił" się, poprawił mu się wzrok, odzyskał świadomość i jako taką sprawność. Lekarze zdecydowali się skierować go na operację do Szczecina. Pojechał tam na początku ub. tygodnia, a zabieg został przeprowadzony w środę. - Mieli mu spróbować wyciąć guz, ale tylko częściowo, gdyż jest już zbyt duży, by usunąć go w całości - mówi Czytelniczka. Pani Grażyna wie, że operacja raczej nie uratuje jej brata, któremu, według słów lekarzy, został niespełna rok życia.

- Wcześniejsza tomografia pewnie niewiele by tu zmieniła, ale nie mogę pogodzić się z tym, jak go potraktowano - żali się Czytelniczka. - Z góry założono, że skoro miał kłopoty z alkoholem, to przez to traci świadomość i nie trzeba go dokładnie badać, tylko wystarczy naszprycować psychotropami. Neurolog, który ostatecznie skierował mężczyznę na tomografię jest tym samym, który konsultował go podczas przyjmowania na oddział w Białogardzie. Nie wyklucza, że zalecał wykonanie badania już w szpitalu.

- Na sto procent nie jestem pewien, bo pacjentów mam sporo - zaznacza Andrzej Szyćko i dodaje, że nawet,
gdyby badanie wykonano już wówczas, niewiele by to zmieniło. - Guz jest tak zaawansowany, że musiał rozwijać się od dłuższego czasu. Może gdyby tomografia została wykonana dwa, trzy lata temu pan Jan miałby jakieś szanse - zauważa lekarz.

Mimo to o przyczyny błędnego zdiagnozowania pacjenta i odmowę wykonania tomografii chcieliśmy zapytać dr Małgorzatę Wojcieszczuk, ordynator oddziału psychosomatycznego białogardzkiego szpitala, ale odesłano nas do dyrektora lecznicy. Ten odmówił komentarza, zasłaniając się dobrem pana Jana. - Wszyscy, a zwłaszcza pacjenci tego oddziału muszą być szczególnie chronieni ze względu na to, że są pacjentami wyjątkowo trudnymi - tłumaczy Przemysław Dawid. - Dlatego nie możemy udzielać nikomu spoza rodziny żadnych informacji na temat ich leczenia, czy obecności w placówce.

Dyrektor twierdzi jedynie, że podczas pobytu w Białogardzie mężczyzna nie kwalifikował się do takich badań, jakie przeprowadzono u niego później. - Jeśli rodzina ma jakieś uwagi czy roszczenia to jest odpowiednia procedura, którą może podjąć - ucina szef lecznicy. Pani Grażyna jeszcze nie zdecydowała, czy to zrobi. - Nie wiem, czy warto walczyć z lekarzami, bo oni i tak zawsze się wybronią - kwituje.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!