Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rocznica 4 czerwca 1989. To było nasze zwycięstwo - rozmowa z Klemensem Bielińskim, współzałożycielem Wojewódzkiego Komitetu Obywatelskiego w naszym regionie

Fot. Marzena Sutryk / komk.ovh.org
Fot. Marzena Sutryk / komk.ovh.org
Klemens Bieliński z Koszalina był współzałożycielem Wojewódzkiego Komitetu Obywatelskiego w naszym regionie, a także przewodniczącym koszalińskiego zarządu Solidarności po stanie wojennym.

- Jakie były początki komitetu?

- Powstał oficjalnie 8 kwietnia. Pamiętam, że w salce przy kościele pw. św. Ducha w Koszalinie zebrało się 29 osób. Z bardziej znanych m. in. Bieńkowski, późniejszy prezydent Kołobrzegu, Janas, który był potem dyrektorem wojewódzkiego biura wyborczego w Koszalinie, Madej, Michalak, Romanowski, Sak, Uptas - adwokat z Kołobrzegu, artysta Zygmunt Wujek z Koszalina. Cel był jasny - reaktywacja Solidarności i powołanie komitetu, który zajmie się przed wyborami połączeniem sił solidarnościowych, wyłonieniem kandydatów z niezależnych środowisk na posłów i senatorów.

- Padło hasło: będą wybory, i...?

- Wybuchł entuzjazm. I zabraliśmy się za robotę. To było dla nas ogromne wyzwanie, musieliśmy przeprowadzić wybory w warunkach, gdy mieliśmy na głowie esbecję. Niełatwy był też wybór kandydatów, bo środowisko solidarnościowe było podzielone po stanie wojennym. Były zgrzyty. No i sama kampania; dostaliśmy miejsce na biuro w miejscu, które było stale na celowniku esbeków.

- Jak wyglądało tworzenie list?

- Był jeden kandydat na jedno miejsce, a nie jak teraz. Kandydaci byli typowani przez poszczególne środowiska. Pamiętam, że był problem z Bogusławem Pałką. Początkowo kto inny miał startować, tamten kandydat już organizował wiece wyborcze, ale w ostatniej chwili wszedł Pałka z poparciem rolniczej Solidarności.

- A co z materiałami wyborczymi? Plakatami?

- Mieliśmy kilka powielaczy, maszyny do pisania i nic poza tym. Mogliśmy drukować tylko czerwono-czarne ulotki. To była bardzo uboga kampania, ale nie była uboga w ludzi chętnych do pracy, do roznoszenia i rozwożenia ulotek. To była nasza przewaga nad ówczesną koalicją. Oni zaniedbali teren, choć mieli pieniądze i drukarnię, ale to my ich przebiliśmy w wojnie plakatowej i w docieraniu do ludzi. A wojna plakatowa była ostra. Plakaty rozklejało się niemal wszędzie, dwa razy dziennie. Najpierw o świcie, bo w nocy zawsze "krasnoludki" je zrywały albo niszczyły. My też nie byliśmy im dłużni. Pamiętam, jak w Darłowie np. koledzy malowali czerwone świnie na plakatach przeciwników.

- Pamięta pan dzień wyborów?

- Tak, wszystkie komisje wyborcze były obstawione przez naszych mężów zaufania. Baliśmy się sfałszowania wyników. Ci nasi mężowie przekazywali nam potem informacje o wynikach. Niestety, wtedy nie było komórek, trzeba było do każdego dojechać.

- Jak przyjęliście wyniki?
- Była niesamowita radość. Od początku - może naiwnie - wierzyliśmy, że wygramy. Dla nas to był wielki sukces, to było nasze zwycięstwo. Choć potem nastąpiły zawirowania, a na czele państwa stanął generał Jaruzelski; wtedy trochę ręce nam opadły.

Rozmawiała Marzena Sutryk

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!