- Pamiętam, to była niedziela, wybierałem się właśnie na rower, kiedy dotarła do mnie ta tragiczna informacja. Natychmiast stawiłem się w ratuszu, burmistrz już tam był. Mimo wolnego dnia, przychodzili inni pracownicy, bo chcieli pomagać - wspomina najczarniejszy dzień w powojennej historii Złocieńca Leszek Modrzakowski, sekretarz Urzędu Miejskiego w Złocieńcu. - Długo nie wiedzieliśmy, jakie są fakty, ilu poszkodowanych. Informacje docierały różne, często sprzeczne. Było nawet tak, że na liście ofiar mieliśmy nazwisko osoby, a sami słyszeliśmy, jak właśnie z nią rozmawia przez telefon rodzina. Dlatego przeciągaliśmy ogłoszenie tej najgorszej wiadomości, by uniknąć jakiejkolwiek pomyłki. Byliśmy w ciągłym kontakcie z nadleśnictwem, którego pracownicy pojechali na tę organizowaną z funduszu socjalnego wycieczkę.
Nadleśniczy z żoną byli również pasażerami autokaru, w Złocieńcu pozostał jego zastępca. I to on bardzo pomagał w dramatycznej sytuacji. Nie tylko pierwszego dnia, ale w kolejnych, kiedy trzeba było się zaopiekować rodzinami ofiar, pomagać w papierkowych sprawach rannym, którzy wracali z niemieckich szpitali. - Nie wiem, kiedy ten człowiek spał. Mogliśmy do niego dzwonić o każdej porze dnia i nocy - mówi Bożena Kolaszyńska, kierownik Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Złocieńcu. - Wtedy nie wiedzieliśmy, że sam ma trudną sytuację życiową. Nie powiedział o niej nawet słowa. Szybko wrócił też nadleśniczy z żoną, bo oni w wypadku odnieśli lekkie obrażenia, ale jego zastępca nadal dowodził akcją pomocy.
Ratusz w dzień katastrofy nie został zamknięty nawet na noc. Ci, którzy pełnili dyżury, pamiętają wielki płacz rodzin, które czekały z przerażeniem, ale i nadzieją na każdą informację. Niektórzy ruszyli w podróż, by jak najszybciej dotrzeć do bliskich uczestniczących w wypadku. Inni wyruszyli autokarem pod- stawionym przez urząd w niedzielę w nocy. Później w Niemczech usłyszeli okrutną prawdę o losie swoich bliskich. Na szczęście był w nimi psycholog, zresztą na pomoc specjalistów mogli liczyć także w gminie.
Pomoc zaoferowali psychologowie ze straży pożarnej, z Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej z Drawska Pomorskiego oraz Zakładu Karnego w Wierzchowie. Można było z niej skorzystać na miejscu, ale psychologowie jeździli też do domów, byli na każde zawołanie. - Kiedy dowiedzieliśmy się, że ostatnia 14 ofiara katastrofy zmarła kilka dni po wypadku, to psycholog pojechał do męża zmarłej. Nikt z nas nie czuł się na siłach, by to zrobić- dodaje Wanda Beker ze złocienieckiej opieki społecznej. - W ogóle kiedy każda z pracownic społecznych wracała z wywiadu, który musieliśmy przeprowadzić choćby po to, by móc zaoferować finansową pomoc, płakałyśmy razem. To była niewyobrażalna tragedia. Tworzymy małą społeczność, wielu w tym wypadku straciło kolegów, przyjaciół, sąsiadów. Tyle śmierci naraz... To było straszne.
Do końca 2010 roku na pomoc poszkodowanym gmina - z własnej kasy, ale i z funduszy marszałkowskich oraz wojewódzkich - przeznaczyła 367 tys. złotych. Do tego trzeba doliczyć 35 tys. złotych na pomoc rehabilitacyjną i psychologiczną. Na rehabilitację pieniędzy było drugie tyle, ale trzeba było je wydać do końca 2010 roku, a ranni w wypadku w większości potrzebowali ich dopiero w styczniu 2011 roku i później. - Na razie nie mamy sygnałów od nadleśnictwa, że nasza pomoc jest obecnie rodzinom potrzebna. Nadleśnictwo oferuje ją we własnym zakresie. Jeśli tylko będziemy potrzebni, jesteśmy gotowi do działania. Taką mamy umowę - mówi Bożena Kolaszyńska. - Wciąż też mamy kilkanaście tysięcy, które wpłacali ludzie dobrej woli, głównie brać leśna z Niemiec. Jesteśmy gotowi przekazać je nadleśnictwu w każdej chwili.
Ci, którzy przeżyli katastrofę (35 osób było rannych, w tym 17 ciężko) stanęło na nogi w dosłownym znaczeniu tego słowa, choć niektórzy nadal potrzebują rehabilitacji, opieki lekarskiej. Ich życie, życie rodzin, które w wypadku straciły bliskich, z pewnością nigdy nie będzie już takie samo, jak przed wypadkiem, choć o tym nie chcą mówić.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?