Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rolnikowi udało się odzyskać ciągnik warty pół miliona

Marzena Sutryk [email protected]
Na taką fotografię ciągnika należącego do Leszka Dydyny trafił na portalu internetowym jego syn. – Widać tutaj tę "dziuplę”, w której był przechowywany pod Słupskiem – mówi syn pana Leszka.
Na taką fotografię ciągnika należącego do Leszka Dydyny trafił na portalu internetowym jego syn. – Widać tutaj tę "dziuplę”, w której był przechowywany pod Słupskiem – mówi syn pana Leszka.
Rolnik spod Darłowa chce skarżyć prokuraturę w Sławnie. - Za opieszałość i nieskuteczne działanie - stwierdził w poniedziałek Leszek Dydyna. Chodzi o jego ciągnik z pługiem wart pół miliona złotych, który udało mu się właśnie odzyskać.

O tej sprawie informowaliśmy na łamach "Głosu" w październiku i listopadzie minionego roku. Wtedy z gospodarstwa Leszka Dydyny zginął w niewyjaśnionych okolicznościach drogi sprzęt marki John Deere. Rolnik wynajął wówczas do sprawy firmę detektywistyczną Krzysztofa Rutkowskiego. - To były miesiące mozolnych działań, głównie na własną rękę - mówi dziś Leszek Dydyna. Zawziął się. Tym bardziej że 12 lat wcześniej już mu podobny ciągnik skradziono. Wtedy też nie odpuścił. - Bo złodziejowi nie można pokazać, że się człowiek boi - komentuje. Wtedy w końcu udało się rozbić szajkę, a cią-gnik wrócił do gospodarza. A tym razem? - Jeszcze pod koniec zeszłego roku prokuratura w Sławnie, z uwagi na niewykrycie sprawców, zadecydowała o umorzeniu sprawy. I nic nie dało to, że dostarczyłem listę osób zamieszanych w kradzież, nikt ich nawet nie przesłuchał - mówi Leszek Dydyna. - Ja jednak nie odpuściłem. Szukałem dalej. W końcu mój syn, który dzień w dzień sprawdzał aukcje w internecie, trafił na mój ciągnik! Był wystawiony na sprzedaż na portalu ukraińskim, a także na portalu polskim. Od razu go poznałem!

Wtedy zaczęła się gra pana Leszka z oferującym sprzedaż. - Udawałem rolnika spod Warszawy - opowiada. - Za wszelką cenę chciałem doprowadzić do spotkania. I prawie się udało, ale w ostatniej chwili ten człowiek się wycofał.

Leszek Dydyna o tym, że trafił na swój ciągnik w ogłoszeniach internetowych, poinformował słupski oddział Centralnego Biura Śledczego. - Nie chciałem już współpracować z policją i prokuraturą ze Sławna - wyjaśnia. - CBŚ podjęło dochodzenie. Finał był taki, że udało nam się dotrzeć do dziupli pod Słupskiem, w Redzikowie - tam był ukryty mój ciągnik. Do tego znaleziono kilkaset kilogramów tytoniu. Wyglądało, że to wszystko jest nielegalne. Zatrzymano też dwóch mężczyzn, właściciela magazynu oraz - nazwijmy go - dzierżawcę tej hali. Ucieszyłem się, że w końcu ich mamy. A tu jeszcze tego samego dnia dostałem telefon od znajomego, że właśnie widział jednego z tych dwóch na wolności! Jak to możliwe, że szef sławieńskiej prokuratury, który nadzorował tę sprawę, wypuścił od razu kogoś, kto mógł nas doprowadzić do złodzieja?! Nawet nie zatrzymano go na 48 godzin, jak to się robi np. ze złodziejem roweru.

- Nasza prokuratura nie ma sobie nic do zarzucenia. Pan Dydyna nie składał zażalenia na decyzję o umorzeniu śledztwa. Wszystko, co było konieczne, to zleciliśmy i sprawdziliśmy - mówi z kolei Jarosław Płachta, prokurator rejonowy ze Sławna. - To ja zleciłem czynności CBŚ w Słupsku. I nie zatrzymano dwóch, ale jednego mężczyznę, a zebrany materiał dowodowy nie pozwolił na postawienie mu jakiegokolwiek zarzutu. Ale może to się jeszcze zmieni. Nie mogę jednak ujawniać szczegółów. Czy mamy namierzonych złodziei ciągnika? Jeszcze nie. Sprawa jest rozwojowa. Na podstawie decyzji prokuratora śledztwo zostanie ponownie wszczęte. Musimy powołać biegłych, sprawdzić bilingi rozmów.
Dlaczego nie zatrzymano na dłużej mężczyzny, który mógł doprowadzić organa ścigania do złodzieja? - Powtarzam: nie było podstaw do postawienia zarzutów. Nie można bezpodstawnie zatrzymywać człowieka. Znaleziony tytoń? A to już inna sprawa, tym się zajmuje Urząd Celny z Koszalina - mówi prokurator Jarosław Płachta. - Pan Dydyna chce innej prokuratury do prowadzenia sprawy? Obywatel nie może tego oczekiwać, może co najwyżej wnioskować o wyłączenie dotychczasowego prokuratora ze sprawy. I to pan Dydyna może zrobić, skoro mnie nie lubi. Dziwią mnie jednak jego zarzuty, skoro nawet nie chciał się zapoznać z naszym materiałem dowodowym - dodaje prokurator Płachta.

- To nieprawda, chciałem, ale mi odmówiono - ripostuje rolnik i zapowiada, że w takim razie zgłosi się jeszcze raz do prokuratury.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!