Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Kamilem Czarneckim: Mam taki plan. Chcę być szczęśliwy

Rozmawiała: Monika Makoś
Kamil Czarnecki ma 29 lat. Obecnie mieszka z powrotem w Kołobrzegu.
Kamil Czarnecki ma 29 lat. Obecnie mieszka z powrotem w Kołobrzegu. archiwum
Rozmowa z Kamilem Czarneckim, tancerzem i aktorem z Kołobrzegu, który prowadzi w mieście szkołę tańca dla dzieci i warsztaty taneczne dla dorosłych.

- Tańczyłeś na wszystkich kontynentach, byłeś pierwszym polskim solistą w paryskim "Moulin Rouge", doszedłeś wysoko w programie "You Can Dance", zagrałeś jedną z głównych ról w serialu "Tancerze", widać Cię było w serialu "Ojciec Mateusz" czy "Klan" i... nagle wracasz do Kołobrzegu i zaczynasz uczyć tańca małe dzieci. Dla wielu może to oznaczać, że poniosłeś porażkę.

- Faktycznie niektórzy tak myślą. Dla nich często wyznacznikiem sukcesu jest to, żeby być celebrytą, lansować się po bankietach lub mieszkać gdzieś zagranicą. Spotkałem ostatnio kolegę, jeszcze z lat szkolnych, który powiedział mi wprost, że się tu marnuję, pytał co ja tu robię.

- I co mu odpowiedziałeś?

- Że w końcu jestem szczęśliwy. Tu mam dom, rodzinę, tu są moi bliscy, znajomi i praca. W Warszawie mieszkałem w sumie trzy lata i nie udało mi się zbudować tam nic trwałego. Nie lubię tego miasta. Ono dosłownie zjada ludzi. Wróciłem do Kołobrzegu i okazuje się, że to właśnie tutaj jest dużo przestrzeni, jest mnóstwo rzeczy do zrobienia. Ja zawsze marzyłem, żeby mieć swój zespół i robić układy choreograficzne. I w Kołobrzegu mogę to realizować.

- Tobie się udało. O niewielu uczestnikach "You Can Dance" można to powiedzieć. Po większości z nich słuch zaginął.

- Pamiętam, że gdy odpadłem z programu, większość ludzi, którzy wcześniej się do mnie uśmiechali i poklepywali po plecach, spisali mnie na straty. Skończyła się przyjaźń. Na przekór nim postanowiłem, że się nie poddam. Przypadkiem dowiedziałem się, że są przeprowadzane castingi do serialu "Tancerze". Pojechałem i tydzień po zakończeniu programu dostałem jedną z głównych ról. To był chyba przełomowy moment, który sprawił, że dziś jestem tu gdzie jestem.

Ale nie zawsze układa się tak jak byś chciał. Nie dostałem roli w serialu "Julia" - wybrali innego, myślę że akurat do tej roli lepszego aktora. Do innego serialu mnie zaangażowali, zdążyłem już poprzestawiać swoje życie na inne tory, miałem już przymiarki w garderobie, gdy się nagle okazało, że ktoś tam u góry zdecydował, że jednak nie pasuję do tej roli. Wtedy zrozumiałem, że w tym zawodzie trzeba mieć twardy tyłek.

- Ale nie zrezygnowałeś z grania. Nie jest Ci trudniej stąd kierować swoją karierą?

- Może faktycznie mniej gram niż mógłbym. W polskim show biznesie jest tak, że nikt do ciebie nie zapuka i nie powie: mam na ciebie pomysł, zróbmy to i to. Ty musisz sam zabiegać o role. Musisz chodzić za reżyserami, za agencjami i walczyć o siebie. Ale okazuje się, że można złapać ten balans między życiem tu, a pracą np. w Warszawie czy Wrocławiu. Mam agentkę, która mnie informuje o castingach, umawia na spotkania z producentami. W tym tygodniu znowu jadę do Warszawy, mam kilka scen do zagranie w "Klanie".

- Nie pociąga cię cały ten blichtr, bankiety, pierwsze strony gazet, udział w talk show?

- Jeżeli ktoś wybierze drogę kariery przez bankiety i bycie celebrytą, to jego przysłowiowe 5 minut faktycznie trwa tylko 5 minut. Ja na początku uwierzyłem w to, że to jest jedyna możliwa droga, żeby zaistnieć i grać. Ale szybko zobaczyłem, że to droga donikąd. To jak bańka mydlana, która w pewnym momencie pęka i zostajesz z niczym. Jeżeli się nie rozwijasz, nie stworzysz sam czegoś, co ma mocne podstawy i daje ci siłę bez względu na koniunkturę, to tak zwany show biznes zabierze ci wszystko co najlepsze, a później bez skrupułów porzuci. To jest okrutny świat. Bardziej odpowiada mi droga, jaką wybrali tacy aktorzy jak Marcin Dorociński czy Magda Walach, których bardzo cenię. Nie walczą o to, by za wszelką cenę być na pierwszych stronach gazet i być może nie zarabiają dużych pieniędzy na reklamach, ale koncentrują się na pracy i robią coś naprawdę fajnego.

- Może tobie łatwiej jest tak mówić, bo udało ci się to, o czym większość młodych ludzi może tylko pomarzyć.

- Może tak. Wyjechałem z Kołobrzegu jak miałem 16 lat. Mieszkałem w Koszalinie, Warszawie, później wyjechałem w świat. To były często fascynujące przeżycia. Nie żałuję żadnego z tych doświadczeń. Nawet tych trudnych. Ale nawet gdy w Paryżu grałem 12 przedstawień tygodniowo, to w pewnym momencie poczułem, że stoję w miejscu, nie rozwijam się i wyjechałem. Znowu zacząłem szukać tego czegoś w nowym miejscu.

- Znalazłeś to w Kołobrzegu?

- Chyba tak. Tu odkryłem, że prawdziwym luksusem jest mieć dużo wolnego czasu. Wtedy pojawiają się fajne pomysły. I żeby robić to, co się naprawdę kocha. Ja teraz prowadzę trzy grupy tańca dla dzieci w wieku od 6 lat do 13. Oprócz tańca uczę ich obycia ze sceną, chcę im pokazać świat teatru. Chcę, żeby rozwijały się artystycznie, żeby pogłębiały swoją wrażliwość. Ta praca daje mi dużo satysfakcji.

- Jakie masz plany na przyszłość?

- Mam taki plan, że chcę być szczęśliwy (śmiech).

Czytaj e-wydanie »

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!