Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rytualny ubój, dom biznesmena i apartamenty bezdomnych. Bytowska perełka na sprzedaż [zdjęcia]

Sylwia Lis
Piękna, zabytkowa rzeźnia w Bytowie popada w ruinę. Prywatny właściciel ponownie wystawił ją na sprzedaż. Niezwykle okazały, nieliczny poprzemysłowy budynek z XIX wieku można kupić za 650 tysięcy złotych. Póki co „apartamenty” urządzili tu sobie bezdomni, a wcześniej rzeźnia była domem rodzinnym bytowskiego biznesmena.

Tak biuro nieruchomości opisuje nieruchomość: budynki po starej XIX-wiecznej rzeźni miejskiej położonej w centrum Bytowa przy ul. Brzozowej usytuowanej na niespełna hektarowej działce (9463 m2). Dzięki swojej lokalizacji nieruchomość doskonale nadaje się pod inwestycję pod działalność usługową lub przemysłową. XIX wieczne budynki z czerwonej cegły wymagają generalnego remontu lecz mogą stanowić idealną bazę pod nietuzinkową galerię handlową, bazę hotelową, salę weselną. W przypadku gdyby potencjalny inwestor nie chciał skorzystać z istniejących zabudowań, można skorzystać z pozwolenia na rozbiórkę (właściciel uzyskał pozwolenie na rozbiórkę) i wykorzystać grunt pod budowę nowej inwestycji. Bytów to miejscowość z dużym potencjałem inwestycyjnym, a duża powierzchnia działki i dobra lokalizacja nieruchomości sprawia, iż jest to niepowtarzalna oferta dla potencjalnego inwestora.

Może można uratować

Mieszkańcy miasta, działacze społeczni, czy historycy nie chcą, aby doszło do rozbiórki. – Szkoda byłoby, aby tak ciekawy architektonicznie budynek zniknął z bytowskiego pejzażu – mówią. – Może znajdzie się kupiec, a może miasto mogłoby zainteresować się niezwykłą budowlą.

W materiałach źródłowych nie ma zbyt wielu informacji na temat bytowskiej rzeźni. Do niektórych dokumentów dotarła Elżbieta Szalewska, znana na Pomorzu architekt.

- Prace projektowe nad rzeźnią rozpoczęły się w 1892 roku – mówi Elżbieta Szalewska.

Wcześniej dokumentacja była wyłożona do wglądu publicznego. Już rok później budynek oddano do użytku. Prace wykonywali bytowscy rzemieślnicy z branży budowlanej, dotarłam do ogłoszeń, w których był podany dokładny kosztorys prac. Do budowy rzeźni zużyto aż 330 tysięcy czerwonej, dobrze wypalonej cegły. Była dostarczana na budowę w trzech, comiesięcznych transzach. Miejsce powstania budynku nie było przypadkowe, wybrano na jedyne w tym rejonie Bytowa wzniesienie. Rzeźnia była otoczona łąkami. Na ówczesne czasy była to duża inwestycja, zadbano o dodatkową infrastrukturę, choćby drogę dojazdową. W materiałach odnalazłam ogłoszenie o zamówieniu kamieni niezbędnych do budowy stumetrowego dojazdu, który zachował się do dzisiaj.

Rzeźnia powstała w odległości 300 do 500 metrów od ówczesnej zabudowy, na działce o wymiarach 100 na 200 metrów. Położenie też nie było przypadkowe. Obiekty wybudowano od północnej strony miasta, aby przykry zapach nie przeszkadzał mieszkańcom. Bardzo też szybko pojawiły się wokół nasadzenia. Rzeźnia miała odrębne ujęcie wody, a także miejsce na odpady i ścieki. Osoba zarządzająca mieszkała w miejscu, było tam mieszkanie funkcyjne. Na szczególną uwagę zasługują odlane medaliony głów bydła znajdujące się w szczytach budynku.

Wielki konflikt i ubój rytualny

Bytowska rzeźnia powstała ze względów sanitarnych. W mieście obowiązywał zakaz pokątnego uboju. Nie dotyczyło to drobiu. Bydło, świnie i konie musiały trafić do rzeźni. Bano się chorób, głównie cholery, a także chorób zwierzęcych. Do pomorów zwierząt w domostwach dochodziło bardzo często. O tym fakcie informowano publicznie, podając adres, a nawet nazwisko gospodarza. Była to strefa skażona, nie można było tam wchodzić. Lekarz weterynarii odwoływał ten zakaz, a wcześniej pomieszczenia były białkowane wapnem.

– Za każdą sztukę objętą ubojem pobierano opłatę, była specjalna taryfa. Najwięcej trzeba było zapłacić za ubój krowy – wyjaśnia Elżbieta Szalewska.

– W obiekcie była nowoczesna, jak na owe czasy, kontrola sanitarna z mikroskopem, był też zatrudniony inspektor sanitarny. Mięso było znakowane. Wydano też specjalny regulamin, który trafił do gospodarzy z całego powiatu. Po otwarciu rzeźni nastąpił konflikt z mniejszością żydowską, który trwał 10 lat. Szeroko o tym pisała lokalna gazeta oraz czasopisma żydowskie w całych Prusach. W końcu sporządzono aneks do regulaminu uboju, opublikowany jako prawo miejscowe dotyczące dokładnego opisu technologii uboju rytualnego.

Ubój rytualny zwierząt (szechita w judaizmie) zakłada zabicie poprzez jedno podwójne cięcie przełyku, wykonane specjalistycznym nożem. Umożliwiało to precyzyjne przecięcie tętnic tchawicy i splotów nerwowych.

- Wcześniej zwierzęta badał weterynarz, który sprawdzał, czy nie są zdenerwowane i są w dobrym stanie psychicznym – wyjaśnia Elżbieta Szalewska. – W bytowskiej rzeźni takiego uboju dokonywano raz w tygodniu. Według dokładnie opisanych zasad zwierzę miało trzymać trzech mocnych mężczyzn. W aneksie zaznaczono, że krew z takiego zwierzęcia nie może trafić do konsumpcji, a także wody, miała trafić do ziemi, ewentualnie użytku technicznego.

Dzieciństwo biznesmena

Po II wojnie światowej rzeźnia prężnie działała. Należała do bytowskich PSS-ów. W 1957 roku do jednego z mieszkań na parterze wprowadziła się rodzina Recławów. Henryk Recław, bytowski biznesmen i właściciel Wirelandu z wielkim sentymentem wspomina lata spędzone „na rzeźni”.

- Mieszkałem tu do 1964 roku – opowiada. – To lata mojej podstawówki. Było nas dużo, bo trzynaścioro dzieci. Było ciężko. Spaliśmy w czwórkę z braćmi w jednym łóżku, a do toalety trzeba było pójść na zewnątrz. Ojciec był konserwatorem w rzeźni. Dbał o wszystkie urządzenia, do każdego pomieszczenia miał klucze. Mama dorabiała jako sprzątaczka, tam do dziś przed wejściem rośnie olbrzymie drzewo, a że byłem solidny, jesienią pomagałem mamie i zagrabiałem liście. Do rzeźni zwożono zwierzęta z całego powiatu, zabijano je prądem.

Gdy krowa miała złamaną nogę, zabijano ją, a mięso szło do tak zwanej „taniej jadki”, gdzie można było je kupić za połowę wartości. Zawsze tam było mnóstwo ludzi. Szefową rzeźni była Zofia Czernicka, ale tak na dobrą sprawę rządził jej mąż Tadeusz Czernicki, powiatowy lekarz weterynarii. To był na ówczesne czasy bardzo ważny człowiek w mieście. Pamiętam, że gdy zmarł jesienią 1969 roku wszystkie szkoły zamknięto, a uczniowie uczestniczyli w jego pogrzebie. Dla mnie to wyjątkowy człow

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Rytualny ubój, dom biznesmena i apartamenty bezdomnych. Bytowska perełka na sprzedaż [zdjęcia] - Głos Pomorza