Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sąd: Henryk Siegert ze Szczecinka z teczką SB

Rajmund Wełnic [email protected]
Radny Henryk Siegert – w razie uprawomocnienia się orzeczenia – może stracić mandat w Radzie Powiatu.
Radny Henryk Siegert – w razie uprawomocnienia się orzeczenia – może stracić mandat w Radzie Powiatu. Fot. Rajmund Wełnic
Henryk Siegert, radny powiatowy SLD ze Szczecinka złożył nieprawdziwe oświadczenie lustracyjne i współpracował z komunistyczną bezpieką - orzekł sąd w Koszalinie.

Henryk Siegert

Henryk Siegert

To jedna z jaśniejszych postaci na lokalnej scenie politycznej. Wyborcy, jako jedynemu z lewicy, powierzyli mu mandat radnego powiatowego. Mieszkańcy znają go jako byłego dyrektora Zespołu Szkół Mechanicznych, ale przede wszystkim jako niestrudzonego propagatora tworzenia banku danych dawców szpiku dla chorych na białaczkę. Po śmierci syna, którego zabrała ta choroba, jeździ po regionie, namawia młodzież do zostania dawcami, organizuje badania. Dzięki niemu już ponad 2 tysiące osób zarejestrowało się jako dawcy, a kilkadziesiąt oddało swój szpik chorym.

Orzeczenie wydał właśnie Sąd Okręgowy w Koszalinie na wniosek Instytutu Pamięci Narodowej w Szczecinie, który w połowie zeszłego roku wniósł o wszczęcie postępowania lustracyjnego. Podejrzewano bowiem, że radny Siegert - jeszcze jako kandydat na posła z ramienia Lewicy i Demokratów w 2007 roku - złożył nieprawdziwe oświadczenie, że nie pełnił służby ani nie był współpracownikiem organów bezpieczeństwa w PRL.

Sąd orzekł zakaz pełnienia funkcji publicznych i kandydowania w wyborach powszechnych przez 3 lata. Orzeczenie jest nieprawomocne i Henryk Siegert na pewno złoży odwołanie. - Sąd uwierzył w to, co jest nabazgrane w kwitach, a że nie żyje osoba, która to pisała, nie uwierzył w ani jedno słowo wyjaśnienia - powiedział nam radny.

- Orzeczenie jest zgodne z naszym wnioskiem i nie będziemy składać apelacji - mówi Jolanta Jędrzejowska, naczelnik biura lustracyjnego IPN w Szczecinie.

IPN twierdzi, że od 1973 roku do 1979 roku Henryk Siegert współpracował z II Wydziałem KW Milicji Obywatelskiej w Koszalinie jako tajny współpracownik o pseudonimie "Tomaszewski" i zachowały się dokumenty potwierdzające tajną i świadomą współpracę.

Gdy sprawa ujrzała światło dzienne szczecinecki radny tłumaczył nam, że nigdy nie współpracował z bezpieką.

- O tym, że jest moja teczka, dowiedziałem się w grudniu 2008 roku, gdy pani prokurator z IPN zaprosiła mnie na rozmowę - zapewnia radny dodając, że nigdy wcześniej nawet nie wiedział, że SB go gdzieś zarejestrowała. - Na nikogo nie donosiłem, w mojej teczce nie ma żadnych moich raportów, bo ich po prostu nigdy nie było.

Radny przyznaje, że esbecy zaczęli się nim interesować w latach 70. ubiegłego wieku, gdy jego matka starała się o paszport, aby odwiedzić siostrę w Republice Federalnej Niemiec. - Ciotka odwiedziła nas w 1973 roku, była u nas ze 2 godziny, a 15 minut po jej wyjściu wpadł do mieszkania tajniak - wspomina. - Chciał mnie namówić na współpracę z kontrwywiadem, ale stanowczo odmówiłem. Kazał mi tylko podpisać oświadczenie, że rozmowę zachowam w tajemnicy.

Esbecy kontaktowali się z nim potem jeszcze kilka razy, ale Henryk Siegert twierdzi, że żadnych informacji i donosów nie przekazywał.

- W mojej teczce najwięcej dokumentów dotyczy mojej matki, jakieś charakterystyki, że nadaję się do rozpracowania środowisk autochtonów z okolic Miastka. Są też donosy na mnie kolegów z pracy - mówi na koniec.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!