Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skruszony Gronek zeznaje. Nerwowo na sali rozpraw

Iwona Marciniak [email protected]
Robert G. pseudonim Gronek zeznający na piątkowej rozprawie w Sądzie Rejonowym w Kołobrzegu. Na ławie oskarżonych siedzi z nim 11 mężczyzn, których wskazał jako winnych albo współwinnych długiej listy przestępstw.
Robert G. pseudonim Gronek zeznający na piątkowej rozprawie w Sądzie Rejonowym w Kołobrzegu. Na ławie oskarżonych siedzi z nim 11 mężczyzn, których wskazał jako winnych albo współwinnych długiej listy przestępstw. Iwona Marciniak
Przed sądem rejonowym wyjaśnienia składa kołobrzeski przestępca, 37-letni Robert G.. Usłyszeliśmy o dźganiu nożem, próbie obcinania uszu, zleceniach podpaleń, handlu narkotykami i bronią.

Gdy Robert G. zaczął składać wyjaśnienia, czuć było napięcie panujące między nim a pozostałymi
oskarżonymi. Siebie przedstawiał zazwyczaj jako nadzorującego, zabezpieczającego lub stojącego na czatach.

Spośród 51 zarzutów jakie pojawiają się w akcie oskarżenia, 35 dotyczy przestępstw, które popełnił sam, albo w których brał udział właśnie Robert G., pseudonim Gronek. Na ławie oskarżonych przed Sądem Rejonowym w Kołobrzegu siedzi z nim 11 mężczyzn, których wskazał jako winnych albo współwinnych długiej listy przestępstw, popełnionych w latach 2000-2007.

Pięciu z nich (z Gronkiem włącznie) jest dowożonych z zakładów karnych gdzie siedzą za inne przestępstwa. Trzech zostało aresztowanych do tej sprawy, czterej odpowiadają z wolnej stopy.
Gdy w miniony piątek Robert G. zaczął składać wyjaśnienia, nie sposób było nie wyczuć napięcia panującego między nim a wskazywanymi przez niego mężczyznami. Najśmielej poczynał sobie 44-letni Stanisław K. Nie schodzący mu z twarzy szyderczy uśmiech i głośne komentarze w stylu: "ile można słuchać takich głupot!", zmuszały sędziego Marka Grzymkowskiego do interwencji i ostrzeżeń o wyprowadzeniu z sali.

Do zarzutów przyznał się w śledztwie tylko 30-letni Marcin M., miał jednak pewne zastrzeżenia co do ich treści. Pozostali oskarżeni w śledztwie nie przyznali się do popełnienie zarzucanych im przestępstw i odmówili wyjaśnień. Twierdzą, że zostali pomówieni, bo Robert G. mając wiele na sumieniu i "zmarnowane życie", postanowił idąc na współpracę z prokuraturą, pociągnąć za sobą niewygodnych mu ludzi z Kołobrzegu, licząc przy okazji na nadzwyczajne złagodzenie kary.

Tydzień temu usłyszeliśmy już m.in. jak Robert G. wraz z Marcinem M. mieli uprowadzić spod domu i wywieźć do Lasu Charzyńskiego, a potem pobić mężczyznę. Z powodu pseudonimu, pomylili go z człowiekiem, który Marcinowi M. nie zapłacił za narkotyki, a Robertowi G. miał podpaść przez kontakty z jego dziewczyną, gdy ten siedział w więzieniu. Robert G. twierdził, że Marcin M. wręcz złamał na ofierze kij bejsbolowy, dźgał ją nożem i chciał obciąć uszy. Gdy zmasakrowany człowiek przestał dawać oznaki życia, to Robert G. miał go ratować, cucić, powstrzymując Marcina M., który nie tylko zamierzał dobić ofiarę, ale i jak mówi Robert G. zabić dwóch młodych mężczyzn, których obaj postawili na czatach.

- Co bardzo ważne, ten człowiek znalazł się tam przez pomyłkę - podkreślał Gronek przed sądem.
Ostatecznie skatowany mężczyzna trafił do Kołobrzegu. By nie zabrudził tapicerki w aucie Marcina M. miał dostać od Roberta G. "propozycję" jazdy w bagażniku. - Został wysadzony przy ul. Kaliskiej. Usłyszał co ma mówić w szpitalu, bo wszystkie jego obrażenia wymagały opieki medycznej.
W wyjaśnieniach Robert G. opisywał udział w handlu bronią i narkotykami, w ilości nawet do 5 kilogramów. W sądzie usłyszeliśmy, że przekazywanie narkotyków miało się odbywać w piwnicach domów, na ustronnych parkingach i w miejscach publicznych.

Latem 2006 - obok myjni, przy ul. Artyleryjskiej. Ostatecznie miejsce zmieniono widząc nadjeżdżający samochód z antyterrorystami. Do czasu ich zniknięcia, narkotyki i broń, którą mieli przy sobie mężczyźni, spokojnie czekały w krzakach. W wyjaśnieniach Roberta G. pojawiały się i inne, policyjne wątki. O tym, że jeden z dostawców przywozi niskogatunkowy towar, Gronek miał się dowiedzieć gdy część narkotyków "wpadła w ręce policji i została zbadana przez funkcjonariuszy".

Robert G. przedstawiał się w swoich wyjaśnieniach najczęściej jako nadzorujący przebieg transakcji, zlecanych często przez 47-letniego Adama M. prowadzącego pensjonat przy ul. Świerkowej w Kołobrzegu i pracującego z nim Stanisława K., który odpowiada również m.in. za oblanie kwasem siarkowym biznesmena ze Świdwina. Gronek mówi o Stanisławie K. z pogardą. Twierdzi, że "wysługiwali się nim" inni mocodawcy. Każde podobne stwierdzenie wywoływało grymas na twarzy Stanisława K.

W ubiegły piątek usłyszeliśmy też historię z 2004 r., gdy kołobrzeski biznesmen miał szukać kogoś, kto mu ponagli dłużnika. Został skontaktowany z Robertem G. i 37- letnim Norbertem S. Gdy się wycofał ze zlecenia, obaj zadzwonili jego do żony, że zostanie oblana kwasem. Biznesmen zapłacił za "zawracanie głowy" kilka tysięcy złotych.

Robert G. opowiadał wiele o handlu bronią. Choćby o sprzedawanych przez Adama M. ok. 12 lat temu kilku winchesterach i czterech granatach. Sam Robert G. przyznał, że miał karabin maszynowy, "broni krótkiej troszeczkę" i amunicję. Wspominał o wypożyczeniu broni przez ludzi z Warszawy, którzy przyjechali do Kołobrzegu przebrani za policjantów, szukając jakiegoś człowieka.

Mamy też historie podpaleń na zlecenie. Np. opla należącego do kobiety, która miała podczas kolejnej odsiadki Roberta G. zanadto zbliżyć się do jego konkubiny.

- Mnie to nie przeszkadzało, ale problem się nawarstwiał, panowała ogólnie niechęć do tej osoby - mówił Gronek. Samochód mieli podpalić Adam M. i Norbert S. z Robertem G.

Gdy Gronek mówił o spaleniu w 2006 r. salonu gier w Ustroniu Morskim, jako zleceniodawcę wskazał oskarżonego o ten czyn i o handel bronią odpowiadającego z wolnej stopy Jarosława N. Paliwo przez system wentylacyjny miał wlać Stanisław K. podsadzany przez Tomasza K. Adam M. miał być kierowcą, a Robert G. jak w większości zeznań miał nadzorować, zabezpieczać lub stać na czatach, co wywoływało pomruk na sali.

Podczas piątkowej rozprawy Robert G. wyznał, że mówić o Jarosławie N. jest mu szczególnie trudno, bo mężczyzna jest mu bliski, od lat związany z jego krewną: - Wiele razy mi pomagał. Jest ostatnią osobą, co do której w śledztwie składałem wyjaśnienia. Jedyny wyrzut sumienia jaki czuję w tej sytuacji, dotyczy jego. Ale o bracie też prokuraturze powiedziałem, a go kocham.
Jego brat jednak na ławie oskarżonych nie zasiada.

Gdy pod koniec rozprawy Norbert S. usłyszał, że Robert G. twierdzi, że pewne informacje usłyszał od niego, wykrzyczał: - On robi wszystko żeby nas skłócić! To oszust i kłamca. Zwykła łajza! Śmieć!
Wyprowadzany Robert G. rzucił w stronę Jarosława N.: - Przysięgam na swoją córkę, że Tomasz (wskazując na siedzącego obok Tomasza K.) chciał ci porwać córkę!

Zrobiło się naprawdę nerwowo. Robert G. wyszedł w eskorcie antyterrorystów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!