Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stres wojenny czy zawiedziona miłość? Sprawa Viacheslava P.

Mariusz Parkitny
Mariusz Parkitny
Viacheslav P. w drodze na salę sądową. Przed szczecińskim sądem odpowiada za zabójstwo swojego rodaka, którego miał się dopuścić na jednym ze szczecińskich osiedli. Pogrążają go zeznania byłej konkubiny
Viacheslav P. w drodze na salę sądową. Przed szczecińskim sądem odpowiada za zabójstwo swojego rodaka, którego miał się dopuścić na jednym ze szczecińskich osiedli. Pogrążają go zeznania byłej konkubiny Andrzej Szkocki
Stanisława ma piękną twarz i nerwy ze stali. Widziała, jak z Aleksandra uchodzi życie, gdy każdy z 27 ciosów nożem rozrywał mu kolejne części ciała. Próbowała ratować ukochanego, ale nie miała szans. - Proszę pokazać, jak sprawca zadawał ciosy - dostała polecenie w sądzie. Wykonała je bez zmrużenia oka.

Dramat rozegrał się w środowisku obywateli Ukrainy mieszkających w Szczecinie.

43-letnia Stanisława jest głównym i naocznym świadkiem zabójstwa Aleksandra. Według prokuratury mordercą jest 37-letni Viacheslav P.

Ale on nie przyznaje się do winy. Albo inaczej. Podejrzewa, że mógł zadać każdy z 27 ciosów, ale zapewnia, że nic z tego nie pamięta. I odwołuje się do swoich wojennych doświadczeń, które mają go przynajmniej w części usprawiedliwić. Czy sąd przyjmie jego linię obrony?

Cios padał za ciosem

Przed Sądem Okręgowym w Szczecinie rozpoczął się proces 37-letniego Viacheslava P. 25 czerwca 2022 roku na ulicy Gombrowicza na szczecińskim osiedlu Majowym zabił znajomego z pracy. Zwykłym kuchennym nożem zadał mu prawie 30 ciosów.

- W tym w serce, płuca i inne narządy wewnętrzne, powodując u pokrzywdzonego masywny krwotok wewnętrzny, skutkujący zgonem - oskarża prokurator.

Viacheslav P. do Polski z Ukrainy przyjechał z nastoletnią córką nie tylko przed wybuchem wojny, ale na tydzień przed wybuchem pandemii koronawirusa.

Był już wtedy związany ze Stanisławą P. Wspólnie zamieszkali w jednym z mieszkań przy ulicy Gombrowicza. Jednak życie, jak to życie dość szybko poddało weryfikacji marzenia i oczekiwania przede wszystkim kobiety.

- On się okazał damskim bokserem. W końcu z nim zerwałam - twierdzi kobieta.

Rozstali się wiosną 2022 r., czyli trzy miesiące przed tragedią. Stanisława związała się z Aleksandrem O., ich wspólnym kolegą z pracy, który na Ukrainie miał żonę i dwoje małych dzieci. To właśnie jego zabije Viacheslav P.

Kombatant sprzed lat

Oskarżony Ukrainiec twierdzi, że ma wykształcenie wyższe, a z zawodu jest ekonomistą. Nie był do tej pory karany.
Podobno brał udział w wojnie na Ukrainie w 2015 roku. To wtedy miał przeżyć traumę, która zapoczątkowała u niego syndrom stresu wojennego.

- Byłem saperem. W pewnym momencie Rosjanin strzelił do mnie serią z bliskiej odległości. Nic z tego nie pamiętam. Życie uratowała mi kamizelka kuloodporna. Na miesiąc trafiłem do szpitala - opowiada.

W obecnej wojnie na Ukrainie nie bierze już udziału, bo mama, która wciaż tam mieszka, poprosiła go, aby został w Polsce i nie narażał się.

Oskarżony twierdzi, że zarówno swoją wojenną sytuację z 2015 r. pamięta jak przez mgłę, podobnie jak niedawny atak nożem na ulicy Gombrowicza. Ale przedstawia wersję zdarzeń, która ni jak ma się do tego, co opowiadają świadkowie. M.in. Stanisława P.

- Gdy z nim zerwałam, nie miałam spokoju. On codziennie w pracy przekonywał mnie, żebym do niego wróciła. Dlatego ukrywaliśmy nasz związek z Aleksandrem, aby nie prowokować niezdrowych sytuacji. Z Aleksandrem było nam dobrze ze sobą. On był inny niż Viacheslav - mówiła.

Viacheslav szybko domyślił się, że była dziewczyna ma nowego partnera. Ponoć nawet ich śledził i urządził awanturę w jednej z aptek.

Prawdą jest, że 25 czerwca 2022 r. spał przy otwartym oknie ze względu na gorącą noc i słyszał jak z dołu Aleksander woła go w obraźliwy sposób.

Spór polityczny?

Od tego momentu wersje są już rozbieżne. Ukrainiec twierdzi, że to Aleksander zaatakował go nożem, który przynieśli ze sobą, na polecenie Stanisławy.

- Ja się tylko broniłem, dlatego miałem rany na dłoniach. Nie pamiętam, co było dalej. Ten zanik zdarzył mi się już drugi raz. Pierwszy raz wtedy podczas akcji saperskiej. Byłem przekonany, że Aleksander żyje. Po tym wszystkim poszedłem do lasu odetchnąć świeżym powietrzem. I zatrzymała mnie policja. Bardzo żałuję. Gdybym wyjechał na obecną wojnę na Ukrainie, nie doszłoby do tego - mówi.

W sądzie powiedział, że to Stanisława miała namawiać Aleksandra, aby zaatakował go nożem.

- Czemu pan wcześniej o tym nie mówił - pytał sąd.
- Bo nie chciałem, aby miała kłopoty - odparł.

Twierdzi, że Aleksander go nie lubił, bo Viacheslav jest ukraińskim patriotą, a Aleksander woli Rosję.

- On był prorosyjski. Wypytywał mnie, gdzie jest jednostka NATO i wojskowe garnizony w Szczecinie. W zamian mówił, że da mi narkotyki, ale ja nie używam narkotyków - opowiadał na sali sądowej.

Ale nawet jego córka twierdzi, że nóż, którym zabito Aleksandra, był w ich domu, bo Stanisława nie wzięła go ze sobą, gdy wyprowadzała się od nich.

Stanisława była bezpośrednim świadkiem zabójstwa. W noc zabójstwa przechodzili z Aleksandrem obok bloku oskarżonego. Szli na stację benzynową. Aleksander chciał wiedzieć, gdzie mieszka jej były chłopak. Ona mu pokazała. Ten zaczął do niego dzwonić i wulgarnie krzyczeć z dołu.

Gotowa na wariograf

- W pewnym momencie zobaczyliśmy, że Viacheslav idzie w naszym kierunku. Jedną rękę miał schowaną z tyłu. Gdy to zobaczyliśmy, to przystanęliśmy. A on zaczął do nas biec. Wtedy zobaczyłam nóż. Aleksander zaczął uciekać. Doszło do szamotaniny. Potem Viacheslav zaczął zadawać ciosy nożem. Ja w tym czasie dzwoniłam na policję i próbowałam reanimować Aleksandra, kiedy Viacheslav zakończył swój atak - opowiada.

Jest przekonana, że ani przez chwilę jej chłopak nie miał w ręce noża. Jest gotowa poddać się badaniu wariografem.

- Viacheslav skończył zadawać ciosy i przeszedł koło mnie, wracając do klatki. Powiedziałam, żeby mnie też zarżnął. Ale on się tylko uśmiechnął i splunął na mnie - opowiada kobieta.

W sądzie została poproszona, aby pokazała, jak sprawca zadawał ciosy. Zrobiła to bez zmrużenia oczu. Viacheslav przyglądał się jej z ławy oskarżonych. Nie oponował. Na twarzy nie pojawił się żaden grymas złości za to, że kobieta go pogrąża. Przeciwnie. Wyglądał, jakby nadal był w niej zakochany.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Stres wojenny czy zawiedziona miłość? Sprawa Viacheslava P. - Plus Głos Szczeciński