- Samochodowego bakcyla połknęłam jeszcze jako kilkuletnia dziewczynka. Szwagier zabierał mnie na rajdy samochodowe, a ja patrzyłam z podziwem na pędzące auta. Fascynowała mnie sama jazda, to dodawanie gazu, operowanie kierownicą i zmiana biegów. I tylko marzyłam o tym, kiedy przyjdzie ten dzień, że sama usiądę za kółkiem.
Miałam niewiele ponad 20 lat, kiedy zdałam egzamin na prawo jazdy i zaczęłam jeździć. Ale dopiero po latach zrozumiałam, jak bardzo to lubię i że czas pomyśleć o nowym zawodzie - opowiada Anna Kwolek.
Pierwszy raz taka myśl pojawiła się, kiedy pani Anna straciła pracę, zachorowała poważnie i na pół roku została bez auta. Kiedy po tym czasie usiadła za kierownicą, wiedziała już, że jazda sprawia jej ogromną frajdę. - Poczułam się jak ryba w wodzie. To było wspaniałe uczucie.
Wtedy zdałam sobie sprawę, że za kółkiem czuję się najlepiej. Zaczęłam poważnie myśleć o tym, by zostać instruktorem nauki jazdy. Sprawdziłam, ile kobiet w tym fachu jest w Koszalinie. Dowiedziałam się, że niewiele.
I może jeszcze długo wahałabym się z podjęciem decyzji, ale pomogli mi znajomi. Utwierdzili mnie w przekonaniu, że się do tego nadaję. Zaczęłam intensywnie przygotowywać się do egzaminu. Zdawałam w Legnicy i zdałam za pierwszym razem. A było trudno - przypomina sobie pani Anna.
Od tamtej chwili minęło już ponad sześć lat. Anna Kwolek założyła własną szkołę nauki jazdy, którą nazwała "Anula". Siedziba firmy mieści się przy ul. Bohaterów Warszawy 5/2. Mogłoby się wydawać, że jej klientami będą głównie kursantki, bo lepiej się czują przy instruktorce niż instruktorze. Ale ta reguła wcale się nie sprawdza.
- Sześć lat prowadzę szkołę i po tym czasie mogę z przekonaniem powiedzieć, że liczba kursantek i kursantów rozkłada się po połowie. Bywają miesiące, kiedy uczę w większości kobiety, ale po nich przychodzi taki czas, że moimi uczniami są głównie panowie. I z przykrością stwierdzam, że panie na drodze są mniej uprzejme, bardziej niecierpliwe. A szkoda. Wolałabym móc tylko panie chwalić.
Pani Anna wie, że w tym zawodzie najlepszą reklamą są sami kursanci, którzy polecają szkołę swoim znajomym, bliskim. - Zdaję sobie sprawę, że bez takiej reklamy prawdopodobnie byłabym bezrobotna. To kursanci trzymają moją szkołę przy życiu i za to im dziękuję.
To też dowód na to, że oni czują, że ja kocham to, co robię. Uwielbiam uczyć, siedzieć na miejscu pasażera i patrzeć, jak moi uczniowie z dnia na dzień jeżdżą coraz lepiej - stwierdza pani Anna. - Bo ja wierzę w to, że każdego można nauczyć jeździć samochodem. Niektórym po prostu trzeba dać więcej czasu.
Do jednych muszę mówić "hamuj, hamuj", innych wręcz proszę: "dodaj gazu, no gazu". I to wcale nie zależy od wieku moich kursantów. Ostatnio uczyłam 66-latkę i ona była z tych temperamentnych pań. Z dodawaniem gazu nie miała problemu.
A to dowód, że do każdego kursanta trzeba podejść indywidualnie. Jeśli znajdzie się z nim nić porozumienia, to rzadko się zdarza, by lekcje nie przynosiły efektów. Owszem, na egzaminacyjny stres już każdy indywidualnie musi znaleźć receptę.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?