Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tenis stołowy w Szczecinku: Liga pana Andrzeja

Rajmund Wełnic [email protected]
Andrzej Krawczyk (z lewej) i Janusz Paszkiewicz, dwa dobre duchy szczecineckiego ping-ponga.
Andrzej Krawczyk (z lewej) i Janusz Paszkiewicz, dwa dobre duchy szczecineckiego ping-ponga.
Kiedy startowała zakładowa liga ping-ponga w Szczecinku istniały jeszcze powiaty, te pierwsze powiaty. Dziś Szczecinecka Liga Tenisa Stołowego to najstarsze amatorskie rozgrywki w mieście. Być może zakończą swój żywot.

- Mam już dość, naprawdę dość - wzdycha Andrzej Krawczyk, od 17 lat główny (i w zasadzie jedyny) organizator Szczecineckiej Ligi Tenisa Stołowego. - Ogłaszam oficjalnie, że nie biorę się już za następną edycję, od jesieni niech już ktoś inny to ciągnie.

Trudno jednak sobie wyobrazić, aby ktoś inny wkładał tyle serca i zaangażowania, więc zawodnicy wciąż namawiają pana Andrzeja, aby się nie poddawał. - Co roku tak rezygnuje, ale jakoś go zawsze przekonujemy, a poza tym on nie może bez tego żyć - mówi jeden z ping-pongistów, grający w lidze od samego początku.

- Mogę, mogę i to udowodnię - nie ustępuje Andrzej Krawczyk i dodaje, że ma na głowie cały dom, pasiekę (produkcja miodu to pasja rodzinna). - Przecież mecze grane są w poniedziałki, środy i piątki, te popołudnia mam wyjęte z życiorysu. Nie liczę już okazjonalnych turniejów w weekendy. To wszystko trzeba przygotować, dopilnować, zliczyć, rozliczyć

Wszystko zaczęło się w połowie lat 70. ubiegłego wieku. - Na pomysł zorganizowania zakładowych rozgrywek ping-ponga wpadł bodajże Mikołaj Chyl, wówczas szef wydziału sportu w Powiatowej Radzie Narodowej, który wspólnie to zrealizował z Witkiem Tomaszewskim - wspomina Janusz Paszkiewicz, który od 35 lat regularnie gra w "zakładówce".

Były to czasy głębokiego PRL-u, nie było może super-sprzętu, ale zapału aż nadto. Zresztą do gry w ping-ponga wystarczyła rakietka ze sklejki, jakiś stół i sala. Mecze rozgrywano w firmowych stołówkach, świetlicach, na korytarzach, w sali spółdzielni mieszkaniowej, w hali na Myśliwskiej, w popularnym "kolejarzu", od kilkunastu lat w osirowskiej "Ślusarni".

Chętnych do gry nigdy nie brakowało. Zawsze zgłaszało się przynajmniej kilkanaście zespołów, a zwykle było ich tyle, że rozgrywki dzielono na pierwszą i drugą ligę. Były więc awanse, spadki i emocje co najmniej tak wielkie, jak w "prawdziwych" rozgrywkach. - Jak to w sporcie, jest rywalizacja więc i są nerwy - mówi Janusz Paszkiewicz. - Kłótnie, bywało, że ostre, rzucanie rakietkami, czy ich łamanie przez co bardziej zapalczywych, zdarzały się i zdarzają do dzisiaj. Ludzie nie odzywali się potem do siebie, ale na szczęście zawsze potem jakoś się potrafiliśmy pogodzić.

Szczecinecka liga trwa już 35 lat i są to najstarsze rozgrywki amatorskie w mieście. Jedyną przymusową przerwę trzeba było zarządzić w okresie stanu wojennego, gdy władze nie zezwalały na żadne zgromadzenia.

Andrzej Krawczyk, jeszcze zanim został szefem Szczecineckiego Stowarzyszenia Miłośników Tenisa Stołowego i organizacyjną siłą napędową ligi, sam grał w niej od początku. - Już za młodu lubiłem ping-ponga, w Szkole Podstawowej nr 3 byłem najlepszy i od 1971 roku grałem jako zawodnik Wielimia - wspomina pan Andrzej. To wtedy zdobył pięć medali w tenisie stołowym i ziemnym podczas wojewódzkiej spartakiady młodzieży. - Może i zostałbym piłkarzem, bo grałem też w Darzborze, ale na meczu w Słupsku doznałem paskudnego złamania łokcia i kontuzja zakończyła moją karierę futbolisty - o dziwo źle poskładana ręka nie przeszkodziła z sukcesami (bo nawet w II lidze) grać w ping-ponga - żartuje dziś.

Andrzej Krawczyk zamiast o swoich osiągnięciach sportowych, woli jednak opowiadać o lidze amatorskiej, która jest na jego głowie od 17 lat. - Najbardziej cieszyłem się, gdy na turniej z okazji 15-lecia firmy Alfa Plus udało nam się zaprosić sławy polskiego tenisa: Błaszczyka, Sucha, Korbela - uśmiecha się. Skromnie nie wspomina, że dzięki takim jak on zapaleńcom, poziom amatorskiego tenisa stołowego w Szczecinku jest bardzo wysoki. Na co dzień w lidze grają zawodnicy, który z powodzeniem występowali w II i III lidze i jeszcze dziś spokojnie sobie tam radzą. Rośnie też kolejne pokolenie utalentowanych graczy, wychowanków szkółki przy SzSMTS.

Szkoda byłoby zaprzepaścić ten dorobek. - Zawsze wszystko starałem się dopiąć organizacyjnie z pomocą OSiR-u, ale zwyczajnie samemu już nie daję rady, mało kto nas wspomaga, o wszystko trzeba się prosić - wzdycha Andrzej Krawczyk, który podkreśla, że ma już 53 lata na karku, a liga to miesiące od października do kwietnia "wyjęte z życiorysu".

- Bez niego nie wyobrażam sobie, aby liga zakładowa przetrwała - przyznaje Janusz Paszkiewicz. - Regulaminy, sprawy organizacyjne, tabele, terminarz, przecież on to wszystko załatwia.

Przyznaje jednak, że i on jako szef dużej firmy (jest właścicielem firmy budowlanej Dalbet) widzi, że mimo wsparcia miasta, coraz więcej klubów jest zdanych na pomoc sponsorów. - W tamtym roku dostałem 27 wniosków o dofinansowanie różnych imprez sportowych, klubów, czy sekcji - mówi. - Czasami nawet nie wiedziałem, że takie kluby w Szczecinku są i takie dyscypliny się u nas uprawia.

Co dalej ze SzLTS? Pozostaje mieć nadzieję, że po wakacjach pan Andrzej jeszcze raz się zmobilizuje i pociągnie cała ligę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!