Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uczniowie wspominają swoją nauczycielkę. Była kimś wyjątkowym, bardzo ważnym w naszym życiu

OPRAC.: Redakcja
Maria Urszula Kowalska w 2019 roku, na zjeździe z okazji 60-lecia II LO w Koszalinie, w otoczeniu byłych uczennic.
Maria Urszula Kowalska w 2019 roku, na zjeździe z okazji 60-lecia II LO w Koszalinie, w otoczeniu byłych uczennic. Zdjęcie z albumu Jacka Zielińskiego
Do redakcji przyszły Czytelniczki, które chciały powspominać swoją była nauczycielkę języka angielskiego - Marię Kowalską, znana bardziej jako Urszula.

- Dowiedziałyśmy się właśnie, że zmarła nasza nieodżałowana, wspaniała nauczycielka języka angielskiego z II Liceum Ogólnokształcącego im. Władysława Broniewskiego w Koszalinie – mówią byłe uczennice. - Cisnęła nas, zmuszała do nauki, czy ktoś tego chciał, czy nie. Wymagała od nas bardzo dużo, ale chyba jeszcze więcej od siebie. U niej nie było nigdy lekcji typu przeczytajcie coś sobie, przez całe 45 minut z nami pracowała. Dała nam od siebie bardzo dużo. Nawet opornych nauczyła języka, wyposażyła na całe życie. My zdawałyśmy maturę prawie 50 lat temu, wiele zapomniałyśmy, ale do dzisiaj bez problemu mówimy po angielsku.

Potwierdza to Jacek Zieliński, były uczeń: - Była bardzo wymagająca, ostra, ale o wielkim autorytecie. W szkole była niezwykle wymagająca, ostra, wszyscy się jej bali, ale na każdym zjeździe absolwentów wokół niej gromadziły się rzesze uczniów, którzy chcieli podziękować jej za naukę i poświęcenie. I o dziwo ona wszystkich pamiętała, nawet mnie, choć wielkim orłem nie byłem, nie miałem u niej samych piątek. Wychowywała i uczyła wiele pokoleń mieszkańców Koszalina. Ludzie, którzy wyszli spod jej ręki nie mieli problemów z angielskim. Ja przez wiele lat nie używałem tego języka, ale teraz jak jadę do córki do Anglii, to bez problemu mogę porozumieć się z Anglikami.

Uczniowie niewiele o niej wiedzieli. Maria Urszula Kowalska urodziła się 2 lipca 1925 roku w Rydzewie Pieniążku na Polesiu. W 1941 roku ukończyła szkołę podstawową, w maju 1947 roku zdała maturę w liceum w Grajewie, a w 1951 roku ukończyła studia w Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, a dokładnie filologię angielską na wydziale humanistycznym. Zaraz po studiach otrzymała nakaz pracy w Kuratorium Oświaty w Koszalinie i już w grudniu 1951 roku została nauczycielką języka angielskiego w obecnym „Bronku”. W tej szkole uczyła aż do 1993 roku.

W latach siedemdziesiątych została też lektorem języka angielskiego na Wyższej Szkole Inżynierskiej w Koszalinie, a potem do 2002 roku, po przekształceniu uczelni - w Politechnice Koszalińskiej. Kiedy została lektorem, była bardzo zdziwiona, że wielu studentów pierwszego roku, którzy na świadectwie maturalnym mają z języka angielskiego nawet piątki, tak niewiele potrafią.

Po przejściu na emeryturę dużo podróżowała, jeździła na wycieczki po Europie. Lubiła spokój, spędzać czas wolny na łonie natury, uwielbiała zbierać grzyby i łowić ryby wędką.

- Kiedyś pojechała z naszą klasą na biwak. Trochę porozrabialiśmy, a ona obraziła się na nas – opowiada Barbara Kozłowska. - Wsiadła na łódkę z wędką i wypłynęła na jezioro łowić ryby. No i żeby się uspokoić. Chcieliśmy ją jakoś przeprosić i cała klasa gotowała dla niej zupę.

Była niewysoka, ale szczupła, bardzo elegancka. Zawsze miała nienaganną, modną fryzurę, elegancką sukienkę lub garsonkę i buty na niewielkim obcasie.

- Chodziłam do ogólniaka na początku lat sześćdziesiątych. Kto wtedy myślał, że gdzieś wyjedzie do kraju, w którym będzie mógł rozmawiać po angielsku. Nikomu się to raczej nie śniło – wspomina była uczennica Maria Wróblewska. - Większość nie tylko uczniów, ale i nauczycieli traktowała ten przedmiot po macoszemu, musi być i tyle, ale nie warto zbyt dużo czasy mu poświęcać. U pani Kowalskiej musieliśmy poświęcać mnóstwo czasu, dużo uczyć się na pamięć konwersacje, słuchać lekcji angielskiego w radiu, a u nas w domu strasznie trzeszczało i odbierało tylko jeden program. Do dzisiaj, choć wiele zapomniałam, to całkiem swobodnie posługuję się tym językiem.

Edyta Frątczak opowiada, że dyżurny uczeń musiał napisać na tablicy po angielsku datę, numer lekcji, temat, a kiedy ona weszła przedstawić się po angielsku, powiedzieć, jaki jest dzień, jaka jest pogoda, ilu jest uczniów na lekcji, ilu nieobecnych. Każdy przygotowywał podczas przerwy, co powie. Czasami jednak ona zaczynała dyskusję z nieszczęsnym dyżurnym o pogodzie, albo dopytywała dlaczego ktoś jest nieobecny. I wtedy nam rosło ciśnienie.

Gabriela Kowalska-Karaczun w 1973 roku chodziła do czwartej b w „Bronku”. Profesor Kowalska była wychowawczynią tej klasy. - Baliśmy się jej, za gadanie, szeptanie, kazała się nam uczyć na pamięć wierszy po angielsku, ale też o nas dbała, troszczyła się o każdego ucznia - opowiada. - Na lekcjach wychowawczych dopytywała, co robimy po lekcjach, jak spędzamy wolny czas, czym się interesujemy, czy mamy jakieś problemy, czy potrzebujemy pomocy. Rozmawiała o nas z rodzicami. Gdy ktoś z jakiegoś przedmiotu dostał raptem gorszy stopień pytała, co się stało, czy da radę poprawić itd. Gdy po śmierci dziadka schudłam, zaprosiła do szkoły moją mamę i dopytywała, co się dzieje, czy mam jakieś problemy,

Byli uczniowie zgodnie twierdzą, że są bardzo wdzięczni Nieodżałowanej Nauczycielce. Była kimś wyjątkowym, bardzo ważnym, który w ich życiu bardzo wiele znaczył i wiele dał. Kogoś takiego się nie zapomina.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera