Było sobotnie popołudnie, gdy Tomasz Majchrzak wybrał się z żoną i dzieckiem po parku. Wzięli kilka kromek chleba, by pokarmić pływające po Dzierżęcince kaczki. Zabawa trwała w najlepsze, gdy nagle z okruchami rzucanymi ptakom do wody wpadła i obrączka ślubna pana Tomasza.
- Na początku to myślałem, że spróbuję jej sam poszukać. Ale gdy zorientowałem się, że przy tym zielonym mostku, z którego rzucaliśmy chleb, wcale nie jest płytko, zrozumiałem, że sam do wody nie wejdę - mówi pan Tomasz. - Byłem zły na siebie, bo obrączka to dla mnie bezcenny przedmiot. Nie wierzę w przesądy. Po 14 latach bycia razem, w tym dwóch w małżeństwie, nie obawiałem się pecha. Po prostu szkoda mi było tego złotego drobiazgu ze względu na wspomnienie tego jedynego dnia, na symbolikę. Pewnie, że mógłbym u jubilera kupić identyczną, ale to już by nie było to. Dlatego, gdy zdążyliśmy z żoną opowiedzieć bliskim, co nam się przytrafiło i mój tato wpadł na pomysł, by o pomoc poprosić płetwonurków od razu w internecie wyszukałem stronę klubu Mares, a potem sięgnąłem po telefon.
Więcej przeczytasz we wtorkowym papierowym wydaniu Głosu Koszalińskiego
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?