Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Chrobrym można się naprawdę zakochać

Rozmawiała: Iwona Marciniak
Elżbieta Cherezińska, kołobrzeżanka nominowana do Paszportu tygodnika Polityka.
Elżbieta Cherezińska, kołobrzeżanka nominowana do Paszportu tygodnika Polityka. Fot. Edyta Szałek & Thomas Gudbrandsen
Rozmowa z Elżbietą Cherezińską, pisarką z Kołobrzegu, która znalazła się w elitarnym gronie 21 autorów, typowanych do Paszportu Polityki. Mówi m.in. o swojej najnowszej powieści "Gra w kości".

- W tym roku do rąk czytelników trafiły aż dwie pani książki, druga część z planowanych sześciu skandynawskiej sagi "Północna Droga", czyli "Ja jestem Halderd" i zaskakująca, bo traktująca już nie o dzielnych wikingach, a o naszym Bolesławie Chrobrym "Gra w kości". Skąd pomysł by napisać o naszym pierwszym, koronowanym władcy?

- O tym, żeby napisać o Bolesławie myślałam od dawna. Fascynował mnie. Do książki o nim namawiał mnie też nieustannie mąż, zawodowo zajmujący się rekonstrukcją historii wczesnego średniowiecza. Co jakiś czas, nawet już w trakcie pisania Północnej Drogi, stawał nade mną mówił: napisz o Chrobrym. Mówię ci, napisz o Chrobrym. Myślałam nad którym momentem jego życia się skupić, jaką optykę wybrać. Szukałam języka, którym będą mówić moi bohaterowie. Od początku byłam pewna tego, że pokażę ich jako żywych ludzi z krwi i kości, unikając pompatycznego manifestu. W końcu wybrałam Zjazd Gnieźnieński.

- Co znalazła w nim pani takiego nadzwyczajnego?
- Wersja oficjalna, pokutująca w szkolnych podręcznikach mówi, że młody 20-letni cesarz Otto III przyjechał z pielgrzymką do grobu św. Wojciecha, który był jego przyjacielem. Przyjechał po to, by wziąć relikwie świętego. Dał Bolkowi kopię włóczni św. Maurycego i swój cesarski diadem, za co dostał ramię św. Wojciecha. Bolek został nazwany współpracownikiem cesarstwa, koniec. Gdyby do tej informacji dodawać od razu, że podróż gnieźnieńska była pierwszą w dziejach wyprawą cesarza poza granice imperium w celach innych niż wojna, wyczulibyśmy, że stoi za tym coś więcej. Historycy od zawsze zastanawiali się dlaczego Otto tak wywyższył zwykłego trybutariusza, dlaczego ustanowił arcybiskupstwo w Gnieźnie.

- W pani książce znajdziemy odpowiedź na to pytanie?
- Próbował jej udzielić już prof. Przemysław Urbańczyk, autor książki pt. "Trudne początki Polski". Gdy chłonęłam wszystko, co dotąd napisano na temat okoliczności Zjazdu Gnieźnieńskiego, Bolka i Ottona, trafiłam i na nią. To było dla mnie olśnienie, bo okazało się, że oboje kombinujemy tak samo! Prof. Urbańczyk uważa, że Otto miał bardzo konkretne powody, by odbyć tę podróż, że to była jego milenijna pielgrzymka, zaplanowany manifest polityczny. Jednak sam przebieg Zjazdu był jednym wielkim przypadkiem. Jechał do Gniezna po jedno a wyjechał z drugim. Moim zdaniem ta historia to swego rodzaju thriller polityczny. Wojna interesów, wpływów, nerwów i dzieło przypadków. A wśród nich jeden, tak nam bliski: wielka polska improwizacja: coś na ostatnią chwilę, coś z niczego i głęboka wiara Bolesława, że musi się udać. Profesor został konsultantem naukowym "Gry w kości". Czasami kłóciliśmy się do pierwszej krwi. Częściej o ottońską część powieści, z racji na większą ilość źródeł. Ja potrzebowałam wzmocnić bohaterów kawałkiem życia, profesor nie chciał bym zbyt daleko odchodziła od kanonu. Tak czy inaczej, moim zdaniem Zjazd potoczył się właśnie tak dzięki temu, że spotkało się tych dwóch konkretnych ludzi: Otto i Bolesław.

- Jacy są w pani książce?
- Bolesław to 33-letni silny facet, o którym moja czytelniczka napisała "mogłabym się w nim zakochać, mogłabym i pójść do łóżka" (śmiech). A Otto to wcale nie słaby, ale niezwykle delikatny, 20-letni cesarz. Bardzo specyficzna, wychowywana przez matkę, a potem babkę osoba. Dziś powiedzielibyśmy o nim metroseksualny.

- Czy wszyscy bohaterowie "Gry w kości" to historyczne postacie?
- Po stronie cesarza jest tylko jeden bohater fikcyjny. Za to w otoczeniu Bolesława, historyczni są tylko Unger, Emnilda i rodzina. To dlatego , że próbując skonstruować dwór Ottona, dowiedzieć się jaki był, jak myślał, źródeł miałam sporo, bo to było wielkie cesarstwo, wielka kancelaria, setki dokumentów rozsyłanych po całej Europie, z których dużo przetrwało. W przypadku Bolka mam kilka faktów i na ich podstawie muszę go w całości stworzyć. O Bolesławie dużo pisał Thietmar, ale go nie lubił. Trzeba więc Thietmara czytać bardzo krytycznie. Za to jeżeli już napisał o Bolesławie coś dobrego, to to już musiała być naprawdę rzecz niebywała. Mamy jeszcze Roczniki Kwedlinburskie, pisma Brunona z Kwerfurtu. Mamy Galla, który jest późniejszy i w przeciwieństwie do Thietmara pisze panegiryk. Swoją droga u Thietmara jest parę cytatów, które w książce "chodzą" jako slang epoki. To taka nasze zabawa. Dla czytelnika nie będą obciążeniem, a historycy mam nadzieje szybko to rozpracują. Przy czym zaznaczam, że ta książka to nie faktografia. Chciałam, żeby to, co piszę, było jak najbliższe historii, żeby to była zabawa intelektualna, ale przede wszystkim powieść.

- Jak bardzo "ludzcy" i podatni na słabości są w pani książce metroseksualny Otto i silny Bolesław? Pachnie obyczajowym, monarszym skandalem.
- Nie zdradzę, ale faktycznie pewne wątki homoseksualne się pojawiają. Kontrowersje może budzić np. arcybiskup Gaudenty, bo cała jego kariera jest wynikiem śmierci brata. Jest i seks, ale znacznie go mniej niż w "Sadze Sigrun"...

- ... nad której wyjątkowo zmysłowymi scenami erotycznymi rozpływali się nie tylko czytelnicy, ale i krytycy. Wracając do Północnej Drogi - kiedy do księgarń trafi trzecia część "Pasja według Einara"?
- Myślę, że w kwietniu. Wciąż jeszcze nad nią pracuję. W tej części akcja przenosi się z pogańskiej Norwegii do chrześcijańskiej Anglii. Czytam Regułę św. Benedykta z Nursji i - proszę spojrzeć: to plan klasztoru w Sankt Gallen z IX wieku. Ten klasztor nigdy nie powstał, ale na identycznym planie budowano wówczas klasztory w całej Europie. Einar trafi do jednego z nich gdy skończy 12 lat. Dołączy do oblatów, dzieci ofiarowanych Kościołowi. Tędy, z dormitorium będzie przechodził do kościoła, tędy do wirydarza, tu ma toalety. By pójść do infirmerii, musi obejść kościół, a tutaj jest mały wyłom w murze

- Czekamy więc do kwietnia, a na spotkanie z Bolesławem i Ottonem już teraz zapraszamy do księgarń.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!