Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W oparach śmierci i gąszczu prawa. Cztery lata temu Nikolę zabił czad

Bogumiła Rzeczkowska
Bogumiła Rzeczkowska
Nikola była pełna życia. Jej nagła i niespodziewana śmierć pozostawiła nieusuwalne piętno na całej rodzinie
Nikola była pełna życia. Jej nagła i niespodziewana śmierć pozostawiła nieusuwalne piętno na całej rodzinie Archiwum
Nikola miała 13 lat. Była iskierką i pociechą rodziców. Cztery lata temu zabił ją czad. Dlaczego tak się stało, wyjaśni proces. Jednak zanim sprawa trafiła do sądu, kilka lat błądziła w labiryncie kodeksu.

14 lutego 2020 roku. Mroźny walentynkowy wieczór. W mieszkaniu przy ulicy Rybackiej w Słupsku 13-letnia Nikola Sendek napuściła wodę i weszła do wanny. Okno w małej łazience było zamknięte.

Piętnaście minut potem Beata Sendek, mama Nikoli, usłyszała z pokoju, że córka się zachłysnęła. Sekundę później była już w łazience.

- Nie wiem, skąd miałam tyle sił, ale sama wyciągnęłam ją z wanny, zaniosłam do przedpokoju i zaczęłam reanimować. Mąż wzywał pogotowie - mama dziewczynki mówi ze ściśniętym gardłem.

Przyjechali ratownicy, straż pożarna i policja. Tyle służb, że mieszkanie pękało w szwach. Ratowanie dziecka. Otwieranie okien. Wietrzenie. Łzy. Modlitwa. Nadzieja. Przerażenie. Wciąż nadzieja.

Najpierw w karetce, a później w szpitalu trwała reanimacja. Na SOR-ze lekarze ratowali dziewczynkę 50 minut, ale byli bezradni. Pokonała ich gigantyczna dawka czadu, która prawie o 20 procent przewyższała tę już śmiertelną.

Kąpiel, taka zwyczajna czynność, po której mówi się „dobranoc, mamo”, sprawiła, że i czas przestał istnieć.

- To było wczoraj - Beata Sendek wciąż ociera łzy. - Uczymy się żyć na nowo. Bez niej. Ale tęsknota nie pozwala nam się otworzyć na ludzi, na życie towarzyskie. Leki, terapia. Nie radzę sobie z codziennymi problemami. Pytam, co by było, Nikolko, gdybyś była przy mnie? W jej pokoju nic się nie zmieniło. Ciuchy, maskotki, zeszyty. Życie nie daje nam szczęścia. Otwarta rana.

Niebezpieczne mieszkanie

Do domu przy ulicy Rybackiej w Słupsku rodzina przeprowadziła się w październiku 2018 roku, zamieniając się z poprzednimi lokatorami. W łazience Sendekowie zastali zamontowany piecyk gazowy, który w ogóle nie powinien się tam znajdować. Małe pomieszczenie nie miało właściwej wentylacji. Bez dopływu powietrza. Tylko kratka zainstalowana w ścianie między kuchnią a łazienką, niepodłączona do komina. Nowi lokatorzy zaufali zarządcy, który w takim stanie oddał mieszkanie do ich dyspozycji. Wierzyli, że są w nim bezpieczni.

Po tragedii Prokuratura Rejonowa w Słupsku wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci Nikoli. Biegli z zakresu kominiarstwa i instalacji gazowych stwierdzili, że wysoki poziom tlenku węgla był skutkiem nieprawidłowej wentylacji pomieszczenia i braku dopływu powietrza. Natomiast piecyk gazowy nie powinien być zamontowany w łazience o tak małej kubaturze. Tylko komin był drożny.

Rodzina Sendeków nie wiedziała, kto i kiedy zamontował piecyk. Nie znała też zaleceń kominiarza, który wady wentylacji opisywał w dokumentacji od 2008 roku, a w 2018 roku skierował do Przedsiębiorstwa Gospodarki Mieszkaniowej pismo, że do tej pory niczego nie zrobiono.

- Gdy wynajmowaliśmy to mieszkanie, nikt nie wskazywał na żadne zagrożenia. Nie dysponowaliśmy żadną opinią - mówi Beata Sendek. - Nawet już po tym, gdy zginęło nasze dziecko, trzy miesiące byliśmy bez gazu, bo piecyk zabrano jako dowód w sprawie. W PGM stwierdzili, że nie mają środków, a my nie mieliśmy do tego głowy. Dopiero później usprawniono wentylację i dostaliśmy zgodę na zainstalowanie bojlera.

Zdaniem adwokata Bartosza Fieducika wiedzę na temat wad posiadało słupskie Przedsiębiorstwo Gospodarki Mieszkaniowej, zarządzające zasobami mieszkaniowymi Słupska. Jednak mimo tej wiedzy, od wielu lat nikt z pracowników ani kierownictwa nie zrobił nic, by zapobiec tragedii.

- Nowi lokatorzy zaufali zarządcy, który w takim stanie oddał mieszkanie do ich dyspozycji. Wierzyli, że są w nim bezpieczni - stwierdza pełnomocnik rodziny. - Jednak to mieszkanie nie nadawało się do zamieszkania. W takim stanie nie powinno w ogóle zostać wynajęte. Ceną było ludzkie życie, które rozbija się o dwa tysiące złotych, bo taki byłby wtedy koszt wymiany piecyka gazowego na podgrzewacz elektryczny.

W labiryncie umorzeń

Później śledztwo przejęła Prokuratura Okręgowa w Słupsku. Wtedy zlecono policji oględziny całego budynku. Postępowanie miało wyjaśnić kwestię odpowiedzialności pracowników PGM za prawidłowe przeprowadzenie kontroli instalacji gazowej i kominowej w mieszkaniu zajmowanym przez rodzinę dziewczynki. Ustalić, czy i kto zawinił.

Nie wyjaśniło. Prokuratura umorzyła je w całości z powodu braku znamion przestępstwa. Biegli uznali, że bezpośrednią przyczyną obecności w łazience tlenku węgla w śmiertelnym stężeniu były wady układu wentylacyjnego. Ustalili, że piecyk gazowy w dniu zdarzenia był w pełni sprawny, ale został zainstalowany samowolnie przez któregoś z poprzednich najemców mieszkania. Umorzenie uzasadniono tym, że „powszechnie obowiązujące przepisy prawa nakładają miedzy innymi na najemcę lokalu mieszkalnego obowiązek utrzymywania należytego stanu układu wentylacyjnego mieszkania”. Według śledztwa to rodzice dziewczynki powinni dbać o instalacje, choć to miasto wynajęło im mieszkanie w takim stanie technicznym.

Sprawa trafiła z zażalenia do Sądu Rejonowego w Słupsku. Sąd uchylił postanowienie o umorzeniu śledztwa i nakazał prokuraturze uzupełnić postępowanie o kolejne dowody, w tym o zeznania świadków. Prokurator przeprowadził te czynności i stwierdził, że zeznania niczego do sprawy nie wniosły. Sprawa została ponownie umorzona. Jednak adwokat złożył kolejne zażalenie. Tym razem trafiło do Prokuratury Regionalnej w Gdańsku. I było skuteczne. Śledztwo wróciło do Słupska.

Dopiero wtedy zostało uzupełnione o kompletną opinię biegłych z zakresu pożarnictwa i kominiarstwa ze Szkoły Głównej Służby Pożarnictwa w Warszawie. Dopiero wtedy Prokuratura Okręgowa w Słupsku zakończyła śledztwo aktem oskarżenia.

Oskarżyła 65-letnią obecnie Ewę W., byłą już wówczas prezes słupskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Mieszkaniowej, stawiając jej zarzut umyślnego narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu zarówno Nikoli, jak i całej rodziny mieszkającej w mieszkaniu komunalnym.

- Ewa W. została oskarżona o to, że jako ówczesna prezes Przedsiębiorstwa Gospodarki Mieszkaniowej w Słupsku zawarła z rodzicami Nikoli umowę najmu lokalu mieszkalnego, w którym wcześniej - niezgodnie z warunkami dotyczącymi kubatury łazienki - nieustalona osoba w nieustalonym czasie samowolnie zainstalowała gazowy przepływowy podgrzewacz wody z otwartą komorą spalania. Ponadto jako prezes nie podjęła żadnych działań mających na celu demontaż tego urządzenia lub montaż w mieszkaniu odpowiedniej wentylacji pozwalającej na odprowadzenie spalin na zewnątrz - informowała prokuratura.

Ewa W. przesłuchana w charakterze podejrzanej nie przyznała się do popełnienia zarzucanego jej przestępstwa. Odmówiła składania wyjaśnień i odpowiedzi na jakiekolwiek pytania.

Co ważne, prokuratura, oskarżając Ewę W. o narażenie życia, umorzyła wcześniejsze postępowanie dotyczące nieumyślnego spowodowania śmierci. Tym razem - po kolejnym zażaleniu - Prokuratura Regionalna w Gdańsku utrzymała to postanowienie, bo akt oskarżenia był już w sądzie.

W tej sytuacji rodzice Nikoli i adwokat Bartosz Fieducik skierowali do sądu subsydiarny akt oskarżenia. Dlatego, by oskarżona odpowiadała nie tylko za narażenie na utratę życia i zdrowia, ale również za nieumyślne spowodowanie śmierci, ponieważ skutkiem narażenia Nikoli była jej śmierć.

Sąd jednak umorzył to postępowanie.

- Ta sprawa jest przykładem tego, że labiryncie decyzji procesowych zwykły człowiek staje się bezradny. Będziemy dążyć do zmiany kwalifikacji prawnej czynu na nieumyślne spowodowanie śmierci - zapowiada pełnomocnik rodziny.

Ewie W. za narażenie życia grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności. Za nieumyślne spowodowanie śmierci kara jest wyższa - do pięciu lat więzienia. Proces rozpoczyna się w marcu.

Za nieodpowiedzialność

Tymczasem już rok temu sprawa weszła także na ścieżkę cywilną.

- Pozwaliśmy miasto Słupsk i Przedsiębiorstwo Gospodarki Mieszkaniowej o zadośćuczynienie za doznaną krzywdę po śmierci osoby najbliższej w kwocie 700 tysięcy złotych. Rodzicom Nikoli - po 250 tysięcy, a bratu i babci po 100 tysięcy złotych - mówi adwokat Bartosz Fieducik. - Lokal, który wynajęto rodzinie, powinien być wolny od wad. Państwo Sendekowie zostali wprowadzeni w błąd, że stan mieszkania jest właściwy. Rodzina dążyła do pozasądowego sposobu rozwiązania sporu, wzywając miasto Słupsk i PGM do dobrowolnej zapłaty, ale jej odmówiono.

Mama Nikoli pogodziła się z myślą, że to wszystko jeszcze potrwa.

- Nie jesteśmy mściwi ani chciwi - zastrzega Beata Sendek. - Każdy na odpowiedzialnym stanowisku powinien wypełniać swoje obowiązki. Ja zaufałam pani prezes, podpisując z nią umowę. Narażenie nas wszystkich - to jedno, ale skutek był śmiertelny. Gdyby Nikola żyła, nie byłoby tematu. Niech inni urzędnicy wiedzą, że trzeba być odpowiedzialnym, bo nieodpowiedzialność jest karana. Zarzucano mi, że to ja zawiniłam, ale poukładałam już sobie w głowie. Trzeba żyć. Raz lepiej, raz gorzej...

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: W oparach śmierci i gąszczu prawa. Cztery lata temu Nikolę zabił czad - Głos Pomorza