Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Wnuczek " był na tacy. Policjanci kazali zadzwonić gdy pojawi się oszust

Marzena Sutryk
- Do mojej cioci zadzwonił oszust podający się za wnuczka. Zgłosiła to policjantom, ci zamiast interweniować, dali numery, na które miała dzwonić, gdy oszust się pojawi. To jakiś absurd! Najlepiej, jakby go sama dowiozła - mówi Czytelnik.
- Do mojej cioci zadzwonił oszust podający się za wnuczka. Zgłosiła to policjantom, ci zamiast interweniować, dali numery, na które miała dzwonić, gdy oszust się pojawi. To jakiś absurd! Najlepiej, jakby go sama dowiozła - mówi Czytelnik. archiwum
- Do mojej cioci zadzwonił oszust podający się za wnuczka. Zgłosiła to policjantom, ci zamiast interweniować, dali numery, na które miała dzwonić, gdy oszust się pojawi. To jakiś absurd! Najlepiej, jakby go sama dowiozła - mówi Czytelnik.

Tak oto zdarzenie przedstawił nam nasz Czytelnik z Koszalina (nazwisko do wiad. red.), którego 75-letnia ciocia odebrała telefon: był czwartek, przed południem. Po drugiej stronie telefonu odezwał się mężczyzna, który zaczął rozmowę według powszechnie znanego scenariusza, z którego korzystają cwaniacy próbujący naciągnąć starsze osoby: - Babciu, babciu, czy mnie słyszysz...?

Na to kobieta, która - niestety - połknęła haczyk: - Tomek, to ty? (tak ma na imię wnuczek naszej Czytelniczki, który mieszka w Warszawie - dop. red.). I wtedy się zaczęło, oszust zaczął opowieść o tym, jak to przyjechał do Koszalina, że na pewno się u babci zatrzyma, ale jest właśnie w sklepie i kupuje sprzęt, i zabrakło mu pieniędzy. - Ciocia powiedziała, że nie ma w domu gotówki, że musi wypłacić pieniądze z banku. Ten mężczyzna zgodził się, miał później przyjść po odbiór pieniędzy - opowiada nasz Czytelnik. 75-latka sięgnęła jednak po telefon i zaczęła dzwonić do krewnych, miała bowiem złe przeczucia. Krewni poradzili, żeby sprawę zgłosić policji i tak też się stało. Jeden z członków rodziny pojechał z kobietą do komendy. I tu, niestety, zaczyna się groteskowa część tej historii. - W komendzie miejskiej w Koszalinie zamiast zorganizować akcję zatrzymania oszusta, to powiedzieli, że jak się ktoś pojawi, to żeby go pół godziny przetrzymać i żeby w tym czasie dzwonić na numer telefonu, który podali cioci. To miał być telefon jakiegoś komendanta. Ciocia wróciła do domu, a tam już ktoś czekał. Przestraszyła się. Zadzwoniła na numer, który jej podano. A tam odezwał się policjant, który oznajmił, że jest na urlopie i podał cioci kolejny numer telefonu, na biurko tego komendanta. Ciocia dzwoniła do skutku, w końcu odebrała jakaś kobieta, chyba sekretarka, zanotowała numer od cioci i obiecała, że przekaże, jak szef wróci. W końcu te typy, które kręciły się przed blokiem, zniknęły. A do przerażonej cioci jeszcze na koniec ktoś zadzwonił ze słowami: "I co babciu, zgłosiłaś sprawę policji i teraz będziemy mieli kłopoty?"

- Ludzie! To jakaś paranoja! - denerwuje się nasz rozmówca. - Tyle razy policja apelowała, żeby informować w podobnych sytuacjach, podejmować współpracę, alarmować, i co? Pytam się: to tak ma wyglądać interwencja policji? Że zamiast działać, rozdaje numery telefonów, a moja ciocia ma robić za telefonistkę? Miała zagadywać i zatrzymać sprawców. A może najlepiej, jakby ich zapakowała w samochód i przywiozła do komendy?

Co na to koszalińska policja? Jak tłumaczy sprawę? - Ta pani rzeczywiście zgłosiła się do policjanta z wydziału kryminalnego i tam uzyskała numer telefonu do naczelnika wydziału, na wypadek, gdyby oszust znowu się z nią kontaktował - mówi Urszula Tartas, rzeczniczka koszalińskiej komendy. - Policjant podał też numer 112, gdyby nie udało się jej dodzwonić na komórkę. Niestety, ta pani błędnie wybrała numer i dodzwoniła się do innego policjanta. Ten podał jej właściwy numer do naczelnika. Dwie godziny po wizycie w komendzie, policjant, który przyjmował to zgłoszenie, zadzwonił do kobiety i pytał, czy ktoś był, dzwonił. A ta pani, bardzo zdenerwowana, zaczęła tłumaczyć, że nie może się do nikogo dodzwonić, że przed domem ktoś się kręci itd. Nasz policjant wsiadł wtedy w radiowóz i pojechał na miejsce, sprawdził, ale nikogo przed domem nie było - dodaje Urszula Tartas. - Chcę podkreślić, że ta pani nie została pozostawiona sama sobie. Na miejsce, po jej wizycie w komendzie, od razu pojechali policjanci, którzy sprawdzali okolice budynku, zaparkowane samochody, czy nikt podejrzany tam się nie kręci. To trwało jakiś czas. To nie jest tak, że skoro do drzwi domu tej pani nikt z policjantów nie zapukał, to nie prowadzili oni czynności operacyjnych. Potem policjanci pojechali tam jeszcze raz, by ponownie sprawdzić teren. I jak mówiłam - nikogo podejrzanego tam nie było. I co ważne - ta pani nie mówiła nam, że umawiała się na spotkanie z oszustem. Powiedziała też wtedy, że nie ma pieniędzy i nie będzie ich od nikogo pożyczać. I wtedy dzwoniący się wyłączył.

Na koniec pani rzecznik dodaje, że policja nadal apeluje o współpracę i sygnały w podobnych sprawach. - Na pewno ich nie zlekceważymy - mówi Urszula Tartas.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!