Arkadiusz Klimowicz rządzi w Darłowie już drugą kadencję. I zaczynał ją od dość głośnej sprawy sądowej, którą założyła mu była radna Genowefa Klingiert (chodziło o mocne słowa wypowiedziane pod jej adresem przez Klimowicza podczas dyskusji nad uchwałą dotyczącą sprzedaży z 95-procentową bonifikatą nieruchomości na cele społeczne) Tak przynajmniej "zapamiętały" Klimowicza ogólnopolskie media, które skupiły się w listopadzie 2006 roku właśnie na tej sprawie.
Tymczasem lokalnie Klimowicz znany był już jako aktywny działacz Platformy Obywatelskiej i gospodarz, który nie boi się ostrych słów, ale też nie boi się odważnych decyzji. Ostatnie cztery lata to dla niego też wyjątkowo korzystny układ sił w radzie miejskiej, co oznaczało jedno: sprawne i szybkie głosowania we wszystkich sprawach - mniej i bardziej istotnych.
Skuteczność w złotówkach
I choć nigdy nie mógł narzekać na brak lokalnych oponentów, to szybko postanowił wytrącić im z ręki ulubiony w naszym kraju argument - wykorzystywanie unijnych funduszy. Bo skoro utarło się, że miarą dobrego rządzenia jest liczba złotówek, które udało się wyrwać z Brukseli, to właśnie na tym polu Klimowicz postanowił być bardzo aktywny.
W efekcie miasto zrealizowało bądź realizuje kilkanaście inwestycji z udziałem unijnych dotacji o wartości łącznej przekraczającej 35 milionów złotych. Przykłady można tu mnożyć: od inwestycji turystycznych (remont głównego placu, zagospodarowanie wyspy łososiowej, promenada przy latarni), przez miliony złotych zainwestowane wokół portu, aż po remonty dróg.
Na dobre wyniki złożyło się z pewnością kilka czynników. Wśród nich niewątpliwie długo oczekiwane odkręcenie kurka z unijnymi pieniędzmi (nastąpiło to w latach 2008-2010), korzystne położenie miasta, które oprócz puli dostępnej dla wszystkich samorządów może ubiegać się również o wsparcie z programów rybackich, wreszcie silna pozycja burmistrza w strukturach Platformy, która rządzi w naszym województwie.
Sam Klimowicz nigdy nie ukrywał silnych związków z partią - zresztą często zapraszał do miasta ministra Stanisława Gawłowskiego i marszałka województwa Władysława Husejkę. I paradoksalnie to może być jedną ze słabostek minionej kadencji. Bo z jednej strony otaczanie się ludźmi należącymi do tej samej partii lub jej sympatykami może (choć oczywiście nie musi) dowodzić tezy, że w niewielkim mieście ciężko jest coś zrobić, jeśli nie podziela się poglądów burmistrza (to zresztą "problem" zdecydowanej większości samorządów, gdzie wójt lub burmistrz - chcąc nie chcąc ma bardzo silną pozycję i wpływ na instytucje ważne dla gminy). Z drugiej strony - co się stanie jeśli zagorzały sympatyk Platformy za kilka lat nadal będzie rządził miastem, a zmieni się układ sił na wojewódzkiej i krajowej scenie politycznej?
Na razie jednak burmistrz sprytnie uwagę kieruje na inwestycje - często rekordowe - jak chociażby sprzedaż ziemi w awanporcie spółce z belgijskim kapitałem, która ma wybudować w Darłówku kompleks apartamentowców z garażami podziemnymi i promenadą. I jeśli weźmiemy pod uwagę ostatnie cztery lata, to lista wszystkich inwestycji jest naprawdę imponująca - w mieście powstają nie tylko nowe ulice (jedna z najważniejszych to obwodnica prowadząca do Darłówka Wschodniego), ciągle przeobraża się też port, trwa przebudowa boiska Darłovii, miasto mogło pochwalić się też oddaniem do użytku kompleksu nowych mieszkań socjalnych.
Wśród zapowiadanych, a niezrealizowanych inwestycji najważniejsza wydaje się hala sportowa, na którą już od kilku lat czekają kibice. Miasto wciąż odsuwa w czasie termin rozpoczęcia budowy - bo nie może znaleźć w budżecie wystarczających funduszy. Problemem wciąż jest też brak obwodnicy z prawdziwego zdarzenia i łączące się z tym letnie korki w mieście (na szczęście miasto złożyło już wniosek o dotację na budowę pierwszego etapu obwodnicy - ulicy Sportowej). W minionych czterech latach dużo mówiło się też o przekształceniu części lotniska wojskowego na potrzeby lotnictwa cywilnego. Lądowanie w Darłowie małych samolotów turystycznych - to jednak wciąż melodia przyszłości.
Wśród wpadek burmistrza na pierwsze miejsce wysuwa się historia z jego życia prywatnego - Arkadiusz Klimowicz stracił w minionej kadencji prawo jazdy - po przekroczeniu ustawowej liczby punktów musiał ponownie zdawać egzamin. - Mam ciężką nogę, ale nie przekraczam prędkości w obszarze zabudowanym - tłumaczył wtedy gospodarz Darłowa.
W wymiarze zawodowym najwięcej kontrowersji wypłynęło w ostatnim roku. Kilka miesięcy temu na gali rozdania dorocznych nagród dla osób i instytucji zasłużonych dla Darłowa burmistrz musiał publicznie odnosić się do zarzutów jakie w obecności wszystkich gości odczytali jego oponenci: przedsiębiorcy Zygmunt Kroplewski i Marek Sochoń oraz Eugeniusz Adamów, prezes klubu kolarskiego Ziemia Darłowska. Zwrócili swoje statuetki, a w odczytanym oświadczeniu protestowali przeciwko "zatraceniu ponadczasowej wartości tego wyróżnienia" i zarzucili burmistrzowi wykorzystywanie ich sukcesów do własnej autopromocji.
Arkadiusz Klimowicz tę historię tłumaczył przedwyborczymi przymiarkami jego konkurentów. Nie inaczej mówił o głośnym ostatnio konflikcie ze starostą sławieńskim Andrzejem Lewandowskim (starosta odszedł z Platformy zarzucając Platformie, a tak naprawdę Klimowiczowi nieprzestrzeganie standardów przyjętych przez tę partię).
Nie chowa głowy w piasek
Dwie kadencje w fotelu burmistrza sprawiły, że Klimowicz jawi się jako jeden z najbardziej doświadczonych samorządowców w regionie. Również jeżeli chodzi o kontakty z dziennikarzami. Zamiast uprawiania nachalnej propagandy sukcesu i pokazywania się publicznie przy byle okazji, stawia na bieżącą i szybką informację, która ma docierać do mediów - czy jest to ogłoszenie przetargu na budowę drogi, czy spotkanie opłatkowe w szkole - czy też spotkanie w sprawie kluczowej dla miasta inwestycji. Dziennikarze natychmiast dostają informację o decyzjach podjętych w darłowskim ratuszu.
Sam nigdy nie chowa też głowy w piasek - nawet w najbardziej kontrowersyjnych sytuacjach - udziela jasnej i precyzyjnej odpowiedzi - a to w dobie coraz szybszego przepływu informacji cenna umiejętność.
Tymczasem lokalnie Klimowicz znany był już jako aktywny działacz Platformy Obywatelskiej i gospodarz, który nie boi się ostrych słów, ale też nie boi się odważnych decyzji. Ostatnie cztery lata to dla niego też wyjątkowo korzystny układ sił w radzie miejskiej, co oznaczało jedno: sprawne i szybkie głosowania we wszystkich sprawach - mniej i bardziej istotnych.
Skuteczność w złotówkach
I choć nigdy nie mógł narzekać na brak lokalnych oponentów, to szybko postanowił wytrącić im z ręki ulubiony w naszym kraju argument - wykorzystywanie unijnych funduszy. Bo skoro utarło się, że miarą dobrego rządzenia jest liczba złotówek, które udało się wyrwać z Brukseli, to właśnie na tym polu Klimowicz postanowił być bardzo aktywny.
W efekcie miasto zrealizowało bądź realizuje kilkanaście inwestycji z udziałem unijnych dotacji o wartości łącznej przekraczającej 35 milionów złotych. Przykłady można tu mnożyć: od inwestycji turystycznych (remont głównego placu, zagospodarowanie wyspy łososiowej, promenada przy latarni), przez miliony złotych zainwestowane wokół portu, aż po remonty dróg.
Na dobre wyniki złożyło się z pewnością kilka czynników. Wśród nich niewątpliwie długo oczekiwane odkręcenie kurka z unijnymi pieniędzmi (nastąpiło to w latach 2008-2010), korzystne położenie miasta, które oprócz puli dostępnej dla wszystkich samorządów może ubiegać się również o wsparcie z programów rybackich, wreszcie silna pozycja burmistrza w strukturach Platformy, która rządzi w naszym województwie.
Sam Klimowicz nigdy nie ukrywał silnych związków z partią - zresztą często zapraszał do miasta ministra Stanisława Gawłowskiego i marszałka województwa Władysława Husejkę. I paradoksalnie to może być jedną ze słabostek minionej kadencji. Bo z jednej strony otaczanie się ludźmi należącymi do tej samej partii lub jej sympatykami może (choć oczywiście nie musi) dowodzić tezy, że w niewielkim mieście ciężko jest coś zrobić, jeśli nie podziela się poglądów burmistrza (to zresztą "problem" zdecydowanej większości samorządów, gdzie wójt lub burmistrz - chcąc nie chcąc ma bardzo silną pozycję i wpływ na instytucje ważne dla gminy). Z drugiej strony - co się stanie jeśli zagorzały sympatyk Platformy za kilka lat nadal będzie rządził miastem, a zmieni się układ sił na wojewódzkiej i krajowej scenie politycznej?
Na razie jednak burmistrz sprytnie uwagę kieruje na inwestycje - często rekordowe - jak chociażby sprzedaż ziemi w awanporcie spółce z belgijskim kapitałem, która ma wybudować w Darłówku kompleks apartamentowców z garażami podziemnymi i promenadą. I jeśli weźmiemy pod uwagę ostatnie cztery lata, to lista wszystkich inwestycji jest naprawdę imponująca - w mieście powstają nie tylko nowe ulice (jedna z najważniejszych to obwodnica prowadząca do Darłówka Wschodniego), ciągle przeobraża się też port, trwa przebudowa boiska Darłovii, miasto mogło pochwalić się też oddaniem do użytku kompleksu nowych mieszkań socjalnych.
Wśród zapowiadanych, a niezrealizowanych inwestycji najważniejsza wydaje się hala sportowa, na którą już od kilku lat czekają kibice. Miasto wciąż odsuwa w czasie termin rozpoczęcia budowy - bo nie może znaleźć w budżecie wystarczających funduszy. Problemem wciąż jest też brak obwodnicy z prawdziwego zdarzenia i łączące się z tym letnie korki w mieście (na szczęście miasto złożyło już wniosek o dotację na budowę pierwszego etapu obwodnicy - ulicy Sportowej). W minionych czterech latach dużo mówiło się też o przekształceniu części lotniska wojskowego na potrzeby lotnictwa cywilnego. Lądowanie w Darłowie małych samolotów turystycznych - to jednak wciąż melodia przyszłości.
Wśród wpadek burmistrza na pierwsze miejsce wysuwa się historia z jego życia prywatnego - Arkadiusz Klimowicz stracił w minionej kadencji prawo jazdy - po przekroczeniu ustawowej liczby punktów musiał ponownie zdawać egzamin. - Mam ciężką nogę, ale nie przekraczam prędkości w obszarze zabudowanym - tłumaczył wtedy gospodarz Darłowa.
W wymiarze zawodowym najwięcej kontrowersji wypłynęło w ostatnim roku. Kilka miesięcy temu na gali rozdania dorocznych nagród dla osób i instytucji zasłużonych dla Darłowa burmistrz musiał publicznie odnosić się do zarzutów jakie w obecności wszystkich gości odczytali jego oponenci: przedsiębiorcy Zygmunt Kroplewski i Marek Sochoń oraz Eugeniusz Adamów, prezes klubu kolarskiego Ziemia Darłowska. Zwrócili swoje statuetki, a w odczytanym oświadczeniu protestowali przeciwko "zatraceniu ponadczasowej wartości tego wyróżnienia" i zarzucili burmistrzowi wykorzystywanie ich sukcesów do własnej autopromocji.
Arkadiusz Klimowicz tę historię tłumaczył przedwyborczymi przymiarkami jego konkurentów. Nie inaczej mówił o głośnym ostatnio konflikcie ze starostą sławieńskim Andrzejem Lewandowskim (starosta odszedł z Platformy zarzucając Platformie, a tak naprawdę Klimowiczowi nieprzestrzeganie standardów przyjętych przez tę partię).
Nie chowa głowy w piasek
Dwie kadencje w fotelu burmistrza sprawiły, że Klimowicz jawi się jako jeden z najbardziej doświadczonych samorządowców w regionie. Również jeżeli chodzi o kontakty z dziennikarzami. Zamiast uprawiania nachalnej propagandy sukcesu i pokazywania się publicznie przy byle okazji, stawia na bieżącą i szybką informację, która ma docierać do mediów - czy jest to ogłoszenie przetargu na budowę drogi, czy spotkanie opłatkowe w szkole - czy też spotkanie w sprawie kluczowej dla miasta inwestycji. Dziennikarze natychmiast dostają informację o decyzjach podjętych w darłowskim ratuszu.
Sam nigdy nie chowa też głowy w piasek - nawet w najbardziej kontrowersyjnych sytuacjach - udziela jasnej i precyzyjnej odpowiedzi - a to w dobie coraz szybszego przepływu informacji cenna umiejętność.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?