Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybory to bezprzykładny triumf PiS. I początek kłopotów, które PiS czeka

Piotr Polechoński
Piotr Polechoński
polskapress
Rozmawiamy z prof. Rafałem Chwedorukiem, politologiem z Uniwerystetu Warszawskiego.

Po ostatnich wyborach zadowoleni wydają się być wszyscy, oprócz przedstawicieli Prawa i Sprawiedliwości. Można by wręcz odnieść wrażenie, że PiS zaliczyło porażkę.
Faktycznie, to jedna z ciekawszych i niecodziennych sytuacji w polskiej polityce po 1989 roku. Oto partia ze świetnym wynikiem wyborczym przyjmuje ten fakt ze słabo skrywaną irytacją, a nawet rozczarowaniem. Na pierwszy rzut oka wydaje się to niezrozumiałe, bo przecież mamy tu do czynienia z bezprzykładnym triumfem, z potwierdzeniem wielkich sukcesów z ostatnich lat, ze zdobytą po raz drugi z rzędu samodzielną większością w Sejmie. Z drugiej jednak strony PiS musi się uporać z całą listą problemów spowodowanych takim, a nie innym wynikiem wyborów, co tłumaczy brak pełnej satysfakcji w szeregach PiS. Mam tu na myśli choćby Zbigniewa Ziobro i Jarosława Gowina, którzy wprowadzili większą liczbę posłów, a to oznacza, że polityczny rachunek, jaki wystawią PiS-owi, będzie jeszcze większy. Innym źródłem kłopotów jest przetrwanie PSL-u i pojawienie się Konfederacji, czyli podwójnej konkurencji dla PiS-u. Bo PSL będzie odciągał centrowych zwolenników, a Konfederacja będzie nieustannie prowokowała PiS do tego, aby ugrupowanie to pokazało swoje, prawdziwe prawicowe oblicze. Na przykład składając projekt o całkowitym zakazie aborcji. Tymczasem wszelka radykalizacja, zwłaszcza przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi, PiS-owi może tylko zaszkodzić. Na pewno w rządzeniu nie będzie też pomagać krucha większość w Sejmie i brak większości w Senacie.

Czas proceduralnego „taśmociągu”, gdy w ciągu jednego dnia potrafiono przepchnąć projekt ustawy przez Sejm i Senat bez względu na protesty opozycji, w nowych realiach nie będzie już możliwy?
Wydaje się, że już nie. PiS będzie swoje projekty ustaw jakoś uchwalał, ale nie będzie to już takie szybkie i oczywiste. Bo PiS , aby coś uchwalić, będzie musiało działać w stanie totalnej mobilizacji. Tutaj absencja jednego, dwóch posłów może być bardzo niebezpieczna, a w Senacie PiS może stanąć przed wyborem, przed którym dawno nie stał: albo szukamy autentycznego kompromisu, albo przechodzimy całą, czasochłonną senacką procedurę. Na pewno tak łatwo, jak dotychczas, to już nie będzie. Ale, jak sądzę, to inna kwestia spędza teraz sen z powiek liderów PiS.

Jaka?
Jeśli teraz włożono tyle wysiłku, tyle politycznych i finansowych środków, aby zmobilizować Polaków do zagłosowania na PiS i osiągnięcia przez to ugrupowanie zwycięstwa, to trudno nie zadać pytania, ile razy jeszcze taką mobilizację uda się powtórzyć? Ile razy jeszcze ten elektorat stawi się przy urnach w takiej samej liczbie, skoro w zdecydowanej większości stawił się on nie z przyczyn ideowych, ale z powodów socjalnych? Nikt tego, że tak się znowu stanie, nie zagwarantuje i w PiS-sie świetnie zdają sobie z tego sprawę. Co ważne, rychłe wybory prezydenckie sprawiają, że pytanie to staje się pytaniem kluczowym.

Tymczasem przedstawiciele pozostałych ugrupowań, które znalazły się w parlamencie, uważają, że odnieśli sukces i swoje wygrali. Wygrali?
Na pewno każde z tych ugrupowań ma powody do zadowolenia. Lider PSL Władysław Kosiniak - Kamysz przystępując do tej kampanii grał o swoje polityczne życie. A tu nie tylko, że to polityczne życie zachował, to jeszcze zdobył bardzo mocne karty, zdecydowanie wykraczające poza ramy przewodzenia jednemu z mniejszych ugrupowań. Na tyle wykraczające, że już dziś w szeregach Platformy Obywatelskiej można usłyszeć, że warto się zastanowić nad tym, czy Kosiniak - Kamysz nie powinien ubiegać się o prezydencki fotel jako wspólny kandydat PSL-u i PO. Oczywiście, takie głosy są w mniejszości i wszystko wskazuje na to, że kandydatem w wyborach prezydenckich będzie Małgorzata Kidawa - Błońska, ale takie głosy są. Trudno też, aby z wyników wyborów nie byli zadowoleni liderzy Lewicy. Cała trójka miała przed wyborami bardzo niewiele, niewiele też mogli stracić, a tylko zyskać. No i zyskali.

Szczególnie spektakularnej rzeczy dokonał Włodzimierz Czarzasty.
To prawda. Wprowadzenie partii, która znikła z parlamentarnych ław, to szalenie trudna rzecz, która w polskich realiach politycznych zdarzyła się pierwszy raz. I podobnie, jak w przypadku PSL-u, udało się Lewicy dotrzeć do ludzi, którzy dotąd nigdy nie głosowali na SLD i zafundować sobie tak znaczny przyrost elektoratu, którego nikt się nie spodziewał. Czy to będzie trwałe, to już inna sprawa, ale to był wynik ponad wszelkie realne oczekiwania kogokolwiek. Z kolei wynik Konfederacji to chyba sukces największy, bo startowali oni z całkowitego niebytu politycznego. Ten wynik jest o tyle ważny, bo pokazuje, że polska scena polityczna nie jest zabetonowana i można na niej się znaleźć startując od zera.

Platforma słabnie z dnia na dzień, wynik Koalicji Obywatelskiej będzie mniejszy niż 20 procent, nadchodzi chwila, gdy drugą siłą polityczną w Polsce będzie rosnąca w siłę Lewica - takich opinii przed wyborami było bardzo dużo. Informacje o „politycznej śmierci” PO były przesadzone?
Były. Tutaj tak naprawdę mamy do czynienia z akcją obalenia Grzegorza Schetytny przez ludzi Donalda Tuska. Stąd te wszystkie głosy w mediach, że PO słabnie, że w wyborach KO uzyska mniej niż 20 procent poparcia, że Platforma się rozpadnie, jeśli nie zostanie zmieniony jej lider. Tymczasem realna kondycja PO jest zupełnie inna. Platforma dostała więcej głosów niż w poprzednich wyborach, wcześniej zlikwidowała wszelką liberalną konkurencję wchłaniając ją w swoje szeregi, obroniła miejsce w samorządach oraz, co szczególnie istotne, nie dopuściła do zbliżenia się wyniku PO z wynikiem Lewicy, co przed wyborami często zapowiadano. W tym sensie bilans tych wyborów dla Platformy w wymiarze strategicznym jest pozytywny. Natomiast oczywiście poważne zastrzeżenia mogą budzić liczne błędy jakie popełniono w kampanii wyborczej. Pomimo to jednak, choć wynik Lewicy był rewelacyjny, to nawet nie zbliżyła się ona do wyników Koalicji Obywatelskiej. Przeciwnie: mamy do czynienia ze stabilizacją poparcia dla Platformy Obywatelskiej, co powoduje, że jej pozycja jako drugiej siły politycznej w Polsce jest niezagrożona. Co dalej? Na pewno Platforma powinna rozstać się z iluzją możliwości docierania do innego elektoratu niż liberalny elektorat wielkomiejski. Platforma musi wrócić do roli surowego, neoliberalnego recenzenta prosocjalnej polityki rządu. Bo tego właśnie wymaga ten elektorat, który przy PO pozostał i tego od PO oczekuje.

Jaki obraz polskiej demokracji wyłania się z ostatnich wyborów?
Taki, że jest ona w znakomitej kondycji. Rekordowo wysoka frekwencja, w miarę rozsądna i merytoryczna kampania, brak jakichkolwiek sygnałów świadczących o tym, że wybory te były niedemokratyczne. No i wyraźna stabilizacja systemu partyjnego w Polsce, co także można zapisać na plus. Czego chcieć więcej?

Zobacz także: Koszalin: Wieczór wyborczy Prawa i Sprawiedliwości w Koszalinie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo