Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z wizytą w domu Mirosława Mikietyńskiego, prezydenta Koszalina

Marzena Sutryk [email protected]
Radek Koleśnik
Urszula i Mirosław Mikietyńscy są w Koszalinie od 1982 roku. Do miasta sprowadzili się, by pracować jako lekarze w tutejszym szpitalu.

Ich pierwszym mieszkaniem stał się niewielki pokój z toaletą na korytarzu, w budynku przy ul. Monte Cassino. Obecnie mieszkają w segmentowcu, na 126 metrach kwadratowych.

- To już jest mój piąty adres w Koszalinie - przyznaje prezydent Mikietyński. - Najpierw był niewielki pokój. Potem dostaliśmy mieszkanie w hotelu przy szpitalu. 19 metrów z wnęką kuchenną i łazienką. Tam się urodził pierwszy syn - Grzesiek.

Ponad rok później zamieszkaliśmy w dwóch pokojach przy ul. Śniadeckich. Tam było więcej miejsca. I tam urodził się drugi syn - Michał. I jak Michał miał rok, to wykłóciłem się u dyrektora szpitala o większe lokum z przydziału od wojewody dla pracowników służby zdrowia.

Pierwszy dom
Potem Mirosław Mikietyński sam zabrał się za budowę domu. - W 90. roku wyjechałem na Falklandy, by pracować przy połowie ryb i zarobić na ten nowy dom - opowiada. - Zarobiłem 2,5 tysiąca dolarów i wystarczyło zaledwie na dach. Bo zmieniła się wartość pieniądza. A potem? Szkoda gadać...

Za budowę zabrał się własnymi rękami. Sam organizował materiały budowlane i fachowców. - Nie było łatwo - wspomina. Ale jak już przebrnąłem przez tę budowę, to pomyślałem, że nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych.

Niedaleko torowiska przy ul. Podlaskiej w Koszalinie wyrósł wtedy 300-metrowy dom. - Jednak żona powiedziała, że nie chce tam mieszkać ze względu na często kursujące pociągi. - dodaje. - Dom sprzedaliśmy i kupiliśmy ten na Rokosowie. W 1996 roku zamieszkaliśmy tu jako jedni z pierwszych.
Na Rokosowie
- W poprzednich mieszkaniach to ja zabierałem się do roboty, ale w tym domu zatrudniłem budowlańców - wspomina Mirosław Mikietyński.

- Nie jestem stworzony do prac domowych, ani do majsterkowania. W szkole nie znosiłem, gdy np. trzeba było zrobić karmniki dla ptaków. Dziś, gdy coś trzeba zrobić, np. powiesić obraz, to żona wzywa sprawdzonych fachowców - złote rączki.
Dom Urszuli i Mirosława Mikietyńskiego, jak sami zauważają, nie jest duży. - Ale to też plus, bo jest mniej do sprzątania - stwierdza prezydent.

- Choć prowadzeniem domu zajmuje się głównie żona - dodaje. - Podobnie jest z urządzaniem wnętrza, ja jestem tylko doradcą.

Na 126 metrach
Wspomniane 126 m kw. to domek w szeregu, gdzie jest parter z piętrem. Na dole jest salon z aneksem kuchennym oraz toaleta i garaż. Na górze są trzy pokoje - dwa należą do synów państwa Miketyńskich, trzeci to sypialnia, gdzie prezydent ma swoje biurko i książki. Na górze jest też łazienka i garderoba.

- Nie mam w domu swojego gabinetu, ale tak naprawdę nie jest mi potrzebny - ja pracuję głową, nie muszę mieć do tego specjalnego stanowiska - mówi Mirosław Mikietyński.

W domu państwa Mikietyńskich dominują pastelowe kolory. To, co rzuca się w oczy, to minimum mebli - ma być nowocześnie, funkcjonalnie i wygodnie, bez zbędnego zagracania pomieszczeń.

Na ścianach wisi kilka obrazów, jest też trochę kwiatów doniczkowych. W kącie salonu telewizor, a przy nim sprzęt grający oraz mnóstwo płyt. - Kocham jazz i muzykę klasyczną. Przy niej odpoczywam - mówi prezydent. - Zebrałem już ponad 100 płyt CD.

- Dom to dla mnie miejsce, gdzie się wyciszam i odcinam od świata - mówi prezydent - To mój azyl.

Działka, na której stoi dom, ma około trzech arów. Jest tu ogród, do tego przed frontową częścią domu - zagospodarowany pas zieleni.

- W przydomowym ogrodzie jest kawałek ziemi, który uprawia żona - mówi prezydent. - Ja posadziłem tylko drzewa. Trawę ostatnio częściej kosi żona, o co zresztą jest potem na mnie zła. Ale ja nie lubię grzebać w ziemi.

Grill w ogródku? - Owszem, lubię się gościć - śmieje się prezydent. - Ale stanie przy grillu - to niekoniecznie dla mnie. Wolę konsumować.

Nowe marzenie
Prezydent przyznaje, że marzy po cichu o budowie nowego domu. - Bo podobno ten trzeci, to jest to właściwe miejsce na ziemi - dodaje. Kupił już nawet działkę na koszalińskim osiedlu Lubiatowo, z widokiem na okoliczne rozlewiska. - Ale żeby było jasne: nie od miasta, a w prywatnym obrocie - zastrzega.

A jak miałby wyglądać ten nowy dom? Nieduży, około 150 m kw., przy tym parterowy, może z niewielkim poddaszem. Wokół trochę zieleni, ale takiej, która nie przesłoniłaby pięknych widoków.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!