Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabawki Darii

Ilona Stec
Obie Daria i jej mama wierzą, że uda się pokonać chorobę.
Obie Daria i jej mama wierzą, że uda się pokonać chorobę. Radek Brzostek
Daria pokazuje swoje szpitalne skarby. Wenflony, strzykawki, plastikowe rurki do kroplówek - całe pudełko różności. Traktuje je, jak najlepsze zabawki.

Pomagają jak mogą

Pomagają jak mogą

Szkoła Darii wykorzystuje każdą okazję, by zebrać pieniądze na jej leczenie. Dzieci przy pomocy nauczycieli, rodziców, dziadków organizują kiermasze, koncerty. Podczas niedawnego szkolnego święta zebrały i wpłaciły na konto fundacji pomocy Darii około 1400 złotych. Pieniądze bardzo przydały się na opłacenie kolejnego wyjazdu do Warszawy na chemioterapię.
Gdyby ktoś zechciał pomóc Darii Melańczuk, może wesprzeć konto fundacji: Caritas Diecezji Koszalińsko-Kołobrzeskiej, ul. ks. Biskupa Domina 8 nr
72102027910000770200950139

W ostatnim roku rzadko bywała w domu. - Na szczęście, teraz już coraz mniej czasu spędza w szpitalach. Jej leczenie jednak potrwa jeszcze długo - mówi mama dziewczynki Anna Morawska.
Daria jest pogodną, radosną i bardzo rezolutną osóbką. Kim chciałaby być jak dorośnie, jeszcze nie wie. - Może pielęgniarką albo piosenkarką - zastanawia się. - Uwielbiam śpiewać i tańczyć. Mój dziadek bardzo chciał kiedyś, żebym wystąpiła w programie "Od przedszkola do Opola"- wspomina. Nie udało się, a Daria z przedszkolaka już wyrosła. Teraz marzy o zestawie do karaoke. Ma też nadzieję, że niedługo znów będzie mogła tańczyć. Już bez pomocy wózka, na którym bawiła się podczas ostatnich szkolnych andrzejek.
Daria zachorowała przed rokiem. Zaczęła ją boleć noga, po tym, jak podczas przerwy w szkole ktoś kopnął ją w podudzie. Trafiła do kliniki w Otwocku, specjalizującej się w leczeniu chorób kości. Najpierw rozpoznano stan zapalny i na to była leczona. Leki zniszczyły chorą kość. Z Otwocka skierowano Darię do Centrum Zdrowia Dziecka. Tu zdiagnozowano chorobę nowotworową - chłoniaka kości piszczelowej. Od roku trwa batalia o zdrowie i życie Darii. Teraz dziewczynka przechodzi dziesiąty cykl chemioterapii. Potem czeka ją jeszcze radioterapia, a po niej operacja chorej nóżki. - O operacji jednak na razie jeszcze nie myślimy. Teraz najważniejsze jest, by pokonać nowotwór - mówi mama Darii.

Jak rosyjska ruletka

Skąd choroba się wzięła - nie wiadomo. - Pytałam lekarzy, czy można było się tego ustrzec, czy istnieje jakaś profilaktyka. Nic nie można zrobić. To jest jak rosyjska ruletka. Nie wiadomo, kiedy na kogo trafi. Coraz więcej dzieci na to choruje i to w najróżniejszym wieku. Niektóre zaraz po urodzeniu. Daria na początku fatalnie przechodziła chemioterapię. Teraz znosi to wszystko dzielnie. Ona jest bardzo pogodna. Łapie życie całymi garściami. Odwiedzają ją koleżanki, koledzy - opowiada Anna Morawska. Daria uczy się w czwartej klasie Szkoły Podstawowej nr 7 w Koszalinie. - Jest bardzo zdolna i utalentowana artystycznie - pięknie rysuje, śpiewa. Bardzo dobra uczennica - chwali dziewczynkę dyrektorka szkoły Aleksandra Kacprzak.
- Darka jest szczęśliwa, gdy może przyjść do szkoły. Dzieci też się cieszą, gdy ją widzą, bo bardzo jest lubiana przez koleżanki i kolegów - dodaje Elżbieta Jońca-Gałązka, wychowawczyni Darii w klasach I-III.

Groźne infekcje

Niech płaci ten, kto leczy

Dlaczego ubezpieczone dziecko nie może skorzystać bezpłatnie z transportu sanitarnego, w sytuacji, gdy jego przewóz publicznymi środkami lokomocji - ze względu na stan zdrowia - jest niemożliwy? Zapytaliśmy o to Małgorzatę Koszur, rzecznika szczecińskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia. - NFZ nie posiada pieniędzy, które mógłby przeznaczyć na takie wyjątkowe, z pewnością trudne życiowe sytuacje - informuje M. Koszur. Wyjaśnia też, że - zgodnie z przepisami ustawy - bezpłatny przejazd na zlecenie lekarza przysługuje ubezpieczonemu do najbliższego zakładu opieki zdrowotnej (a także z powrotem) w przypadkach, gdy istnieje konieczność podjęcia natychmiastowego leczenia w zakładzie opieki zdrowotnej lub potrzeba zachowania ciągłości leczenia oraz, gdy dysfunkcja narządu ruchu uniemożliwia choremu przejazd środkami transportu publicznego. Jeśli pacjent zostanie pozytywnie zakwalifikowany do transportu sanitarnego, jednostka kierująca na leczenie szpitalne zobowiązana jest do zapewnienia tego transportu i sfinansowania jego kosztów.
* * *
Nikt nie ma wątpliwości, że Darii bezpłatny transport przysługuje. Problem tylko w tym, że nie ma kto za niego zapłacić. Po raz kolejny pacjent i jego bliscy sami pozostają ze swoim problemem, bo urzędnicy powołują się na przepisy, których twórcom najwyraźniej zabrakło wyobraźni.

Niestety, Daria bywa w szkole rzadko. Korzysta z indywidualnego nauczania w domu. Odkąd zachorowała, nogę ma usztywnioną szyną. Porusza się na wózku inwalidzkim. Chemioterapia osłabiła jej system odpornościowy. Szkoła jednak nie zapomina o Darii. Tu rozpoczęto akcję pomocy dziewczynce. Włączyli się w nią nie tylko uczniowie i nauczyciele, ale także rodzice, dziadkowie uczniów. Utworzono fundację, która gromadzi fundusze na wsparcie leczenia Darii. Do zbiórki pieniędzy dzieci wykorzystują każdą szkolną imprezę. Cenny jest każdy grosz.
Mama wychowuje Darię sama. By się opiekować chorą córką, musiała zrezygnować z pracy. - Jest im bardzo ciężko. Pieniądze potrzebne są na leki, materiały opatrunkowe, dojazdy do Warszawy, bo transport sanitarny mają opłacony tylko w jedną stronę. Ta rodzina boryka się nie tylko z ciężką chorobą, ale także z mnóstwem codziennych życiowych problemów - mówi Elżbieta Jońca-Gałązka. Same leki kosztują krocie. Daria musi brać wiele preparatów pomocniczych, wspomagających leczenie - minerały witaminy, leki osłonowe. - Strasznie boimy się infekcji. Daria absolutnie nie może się przeziębiać. Ma osłabiony organizm. Nie dość, że walczy z nowotworem, to jeszcze walczy ze skutkami chemioterapii. Infekcje mogłyby być dla niej bardzo groźne. Nauczyłam się pobierać krew do badania, by nie ciągać jej w tę i z powrotem w taki ziąb do szpitala - mówi mama Darii.

Karkołomne wyprawy

Czasem jednak trzeba wyjść, a wtedy zaczyna się koszmar. Mieszkają na szóstym piętrze. Windą dojeżdżają bez problemu. Wózek inwalidzki z Darią jakoś się tam mieści. Same jednak z budynku nie wyjdą. Na prośbę Anny Morawskiej spółdzielnia poprawiła podjazd dla wózków na klatce schodowej, ale i tak jest zbyt stromy, by samemu sprowadzić lub wprowadzić wózek. Jej mama drobna, delikatna kobieta nie jest w stanie. Jak więc sobie radzą? Wychodzą z windy i dzwonią do sąsiada. Jeśli jest w domu, pomaga sprowadzić wózek, jeśli go nie ma, czekają na kogoś, kto pomoże. Jeśli na nikogo nie mogą się doczekać, mama sadza Darię na klatce schodowej, znosi wózek, a potem znosi na rękach Darię, która waży już ponad 30 kg. Wsadza ją potem do "malucha", wózek upycha obok i jadą.
W CZD dziewczynka stawiana jest już powoli na nogi. Ponieważ wymaga to odpowiedniego przygotowania, jest tam rehabilitowana. W Koszalinie nie korzysta z usprawniania, bo rehabilitacji w domu nie można załatwić, a na codzienne zabiegi do przychodni dojeżdżać nie może.

To nie moja fanaberia

Nie powiodły się też starania o zapewnienie Darii bezpłatnego transportu do Warszawy. Przejazdy pociągiem czy autobusem są niemożliwe. W jedną stronę karetkę zapewnia CZD, w drugą - matka organizuje dojazd sama i sama za niego płaci. Pomaga jej fundacja utworzona m.in. dzięki inicjatywie szkoły Darii. Na te dojazdy wydawana jest większość pieniędzy gromadzonych na koncie fundacji. Przejazd karetką na trasie Koszalin - Warszawa kosztuje ponad 1000 złotych. Gdy A. Morawska starała się w szczecińskim oddziale Narodowego Funduszu Zdrowia o sfinansowanie przejazdu w drugą stronę, dowiedziała się, że to obowiązek CZD.- Centrum tak wiele robi dla mojej córki, tak bardzo mi pomaga, że nie mogę żądać jeszcze więcej. Jestem im bardzo wdzięczna, że dają nam karetkę choć w jedną stronę. Mają pod opieką tyle ciężko chorych dzieci, wymagających drogiego leczenia, mają tyle różnych problemów, że byłoby nieprzyzwoite wykłócać się z nimi jeszcze o dodatkowy przejazd. Uważam, że nie byłoby to aż tak wielkim uszczerbkiem dla funduszu zdrowia, gdyby raz w miesiącu zapłacił za przewóz dziecka karetką. Leczenie córki w Warszawie nie było moim widzimisię. Nas tam skierowano - mówi rozżalona Anna Morawska. Jak może walczy o zdrowie córki, ale czasem sił jej już brakuje. Cieszy ją tylko, że Daria tak dzielnie wszystko znosi, że taka jest przy tym radosna, pogodna i że mają jeszcze wokół siebie życzliwych ludzi. Bardzo wdzięczna jest za każde wsparcie, każdą pomoc okazywaną jej i córce. Przyda się bardzo, bo przed Darią jeszcze długa droga do zdrowia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!