Za dwa tygodnie 35-latek ze Szczecinka założy mundur i stanie przed Ministerstwem Obrony Narodowej, sejmem oraz ambasadą amerykańską, aby przedstawić politykom dramatyczną sytuację, w jakiej się znalazł. - Przegrywam z biurokracją. Czuję, że to ona mnie zawiodła, a nie ojczyzna - mówi.
Obawia się, że za chlebem będzie musiał wyjechać zagranicę. - Jeżeli do tego dojdzie, oddam na ręce ministra swój mundur ze wszystkimi odznaczeniami, jakie otrzymałem, włączając w to Krzyż Wojskowy, przyznawany za męstwo i odwagę.
Było Boże Narodzenie 2003 roku. Żołnierze z pierwszej zmiany polskiej misji w Iraku myśleli bardziej o bliskich w kraju niż o wojnie. Wśród nich był kapral Wysocki, żołnierz pułku przeciwlotniczego, który w Iraku służył w kompanii rozpoznawczej. - Wracaliśmy do bazy, gdy koło Mahaweel wpadliśmy w zasadzkę - opowiada.
Wtedy prowadził terenowego honkera. Kolumnę zatrzymały eksplozje podłożonych min i ostrzał z broni maszynowej. Seria przeszyła samochód. Kierowca otrzymał ciężki postrzał w obie nogi i podbrzusze. W stanie krytycznym trafił na stół operacyjny. Lekarzom udało się uratować mu życie, ale to był to dopiero początek wielomiesięcznej wędrówki po szpitalach i długiego leczenia. W niespełna rok po odniesieniu ran Włodzimierz Wysocki został zwolniony ze służby. Już jako cywil otrzymał z ZUS rentę. Miał chwile zwątpienia, załamania, ale mógł liczyć na żonę i przyjaciół. Bo nie na pomoc psychologa, którego armia nie zapewniła. Długo też musiał walczyć o kilkudziesięciotysięczne odszkodowanie za obrażenia, bo resort obrony odwoływał się aż do Sądu Najwyższego. - Łatwo było podjąć decyzję o wysłaniu wojska na wojnę, trudniej jest ponosić jej konsekwencje - mówi dzisiaj.
Lada tydzień stanie jednak po raz kolejny przed komisją lekarską i najpewniej zostanie renty pozbawiony, bo kosztem ciężkich ćwiczeń, wyrzeczeń, żmudnej rehabilitacji odzyskał niemal całkowitą sprawność fizyczną.
- Już nawet wiem, kiedy zostanę weteranem-żebrakiem: w lutym 2014 roku. Kapral miał podwójnego pecha. Został ciężko ranny, gdy nie uchwalono jeszcze tzw. ustawy dla weteranów, która żołnierzom poszkodowanym w misjach daje jakiekolwiek uprawienia.
- Mnie po prostu zwolniono z wojska. Dziś byłbym w armii do końca leczenia, potem stanąłbym przed komisją, która oceniłaby moją przydatność do służby na stanowisku z ograniczoną sprawnością, do której kierowani są weterani. A jako żołnierz z pierwszych misji znalazłem się w luce prawnej, która - nawet wbrew dobrym chęciom przełożonych - nie pozwala go przyjąć z powrotem. M.in. z powodu blizn po postrzale.
O sprawie wie już Ministerstwo Obrony Narodowej.
- Sytuacją pana Włodzimierza Wysockiego osobiście zainteresował się minister obrony Tomasz Siemoniak - informuje podpułkownik Jacek Sońta, rzecznik resortu. - W minionym tygodniu na polecenie szefa zostały zgromadzone dokumenty dotyczące sprawy. Aktualnie trwają analizy zmierzające do wypracowania najbardziej optymalnej formy pomocy Włodzimierzowi Wysockiemu. Rzecznik dodaje, że w lipcu zeszłego roku minister przyznał kapralowi status weterana poszkodowanego i dodatek do renty. - Dodatek dostałem, tylko stracę go razem z rentą - odpowiada Włodzimierz Wysocki. - Ja chciałbym wrócić do służby i pokazać, że przez przepisy powinno się także dojrzeć człowieka.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?