Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Apetyt ciągle rośnie. Rozmowa z marszałkiem województwa Olgierdem Geblewiczem

Marzena Sutryk [email protected]
Olgierd Geblewicz
Olgierd Geblewicz Radek Koleśnik
Rozmowa z marszałkiem województwa Olgierdem Geblewiczem o podziale pieniędzy na sport w województwie oraz o instytucjach koszalińskich, które wspiera samorząd województwa.

Pisaliśmy niedawno o tym, jak samorząd województwa rozdysponował ponad 3 miliony na upowszechnianie kultury fizycznej w 2013 roku. Z tej puli niecałe 160 tys. zł trafiło na część wschodnią naszego województwa.
Najwięcej, bo aż ok. 2,4 mln zł, przeznaczono na Akademicki Związek Sportowy Organizacja Środowiskowa w Szczecinie.

W Koszalinie gościł niedawno marszałek województwa Olgierd Geblewicz, którego zapytaliśmy o mechanizm dzielenia kasy.

- W podziale pieniędzy na sport w województwie razi ogromna dysproporcja między wschodnią a zachodnią częścią zachodniopomorskiego. Zaskakuje też tak duży zastrzyk finansowy dla szczecińskiego AZS.
- Po pierwsze sposób podziału pieniędzy nie powinien być zaskoczeniem, bo w tym podziale nie ma żadnej rewolucji. To jest kontynuacja tego, co było wcześniej.

- Ale to nie znaczy, że to jest dobre.
- Oczywiście, ale nie powinno to być zaskoczeniem. To - jak mówię - raczej praktyka kontynuacji, niż zmian. Po drugie - nie oceniajmy podziału pieniędzy przez pryzmat siedzib. Tak to bywa, że jeżeli jest organizacja ogólnowojewódzka, to ma siedzibę w stolicy województwa, a realizuje zadania dotyczące całego regionu.

- AZS głównie zrzesza kluby szczecińskich uczelni.
- Widzę tu nieznajomość rzeczy.

- To proszę mnie oświecić.
- AZS dostaje granty w dwóch kategoriach. 2 miliony to granty na kształcenie dzieci i młodzieży. To finansowanie współzawodnictwa oraz finansowanie najbardziej uzdolnionej młodzieży...

- Rozumiem, że chce mnie Pan przekonać do tego, że korzystają na tym dzieciaki z całego województwa?
- Taki jest sens konkursu. Mało tego - AZS sam tych dzieci nie prowadzi. AZS współpracuje z klubami i zrzeszeniami, z których dzieciaki mają najlepsze wyniki. I te 2 miliony mają służyć właśnie tej sprawie. AZS wspierał w ten sposób w zeszłym roku 29 klubów i zrzeszeń.

- Z całego województwa?
- Tak. I ta forma obejmie 20 tysięcy dzieciaków w całym województwie.

- To dużo?
- W mojej ocenie to nie jest mało. Chcę pokazać filozofię: to nie jest tak, że AZS bierze pieniądze i nie wiadomo, co z nimi robi. AZS na działalność akademicką dostaje 130 tys. zł, a reszta - jak już powiedziałem - to pieniądze na dzieci i młodzież. W tym rozdziale duże pieniądze dostał też LZS, czyli Ludowe Związki Sportowe z siedzibą w Szczecinie. Związek LZS ze Szczecinem jest nikły, bowiem ideą klubu jest praca na rzecz Polski powiatowej i 95% zadań jest realizowanych poza Szczecinem. Trzeba więc myśleć, gdzie te pieniądze rzeczywiście trafiają.

- A więc, gdzie dokładnie trafiają pieniądze z AZS? Do klubów szkolnych? Wiejskich?
- Z mojej wiedzy wynika, że do 29 klubów i zrzeszeń sportowych o różnym charakterze. Jak trzeba, to listę przedstawimy, ja jej nie znam.

- Nie zna jej Pan, ale jest przekonany, że województwo jest sprawiedliwie obdzielone...
- W rywalizacji sportowej nie chodzi o to, żeby było równo...

- No tak, wygrywa lepszy albo kto ma większą siłę przebicia.
- Wygrywają bardziej utalentowani. Jeżeli wyróżnią się sportowcy w jakiejś dziedzinie w Pyrzycach, to dostaną w Pyrzycach, jak w Koszalinie, to w Koszalinie. Chodzi o to, żeby dostawali ci, którzy są najlepsi, najbardziej uzdolnieni. AZS jest w pewnym sensie łącznikiem między nami i klubami.

- Proszę wyjaśnić, jaki jest klucz podziału pieniędzy. Z jednej strony jakiś klub - z całym szacunkiem dla organizatorów - otrzymuje pieniądze na motorcross w Chojnie, a z drugiej strony międzynarodowy turniej szachowy w Koszalinie, czy międzynarodowe zawody w konkursie konia wierzchowego w Białym Borze nie dostają ani grosza. Wygląda na to, że nie ma dla was znaczenia, jaka jest ranga imprezy. Co więc się liczy? Siła przebicia? Znajomości?
- Zarząd województwa zatwierdza to, co trafia w materiałach przeanalizowanych przez komisję konkursową.

- Kto zasiada w takiej komisji? Urzędnicy?
- Tak, urzędnicy poszczególnych wydziałów związanych z daną dziedziną, w tym przypadku - ze sportem. I oni oceniają wnioski pod względem formalnym i merytorycznym - liczy się punktacja, doświadczenie, sposób wcześniejszego rozliczenia. Dziś nie powiem, dlaczego impreza "X" nie została dofinansowana, bo klub mógł złożyć np. błędny wniosek i odpaść na pierwszym etapie oceny. O szczegółach można dyskutować, gdy siadamy nad konkretną sprawą.
- Czy zainteresowani mają możliwość odwołania się od waszych decyzji?
- Nie, tryb jest zamknięty. Tryb odwoławczy w zadaniach rocznych mógłby uniemożliwić ich realizację i żadne dziecko by z tych pieniędzy nie skorzystało. Pamiętajmy, że nie odbył się jeszcze taki konkurs, by każdy był zadowolony.

- Wracając do trybu wyboru klubów - jak to wygląda? Siada kilkanaście osób. Przychodzi pan marszałek i wskazuje palcem: ten i ten ma dostać dofinansowanie?
- Nie. Zarząd powołuje komisję konkursową. Ta siada i ocenia wnioski. Następnie te, które zostały wybrane, są kierowane do członka zarządu odpowiedzialnego za dany dział - czyli w przypadku sportu do wicemarszałek Anny Mieczkowskiej. Ona z kolei kieruje listę na posiedzenie zarządu, a zarząd po omówieniu i ogólnej analizie wyników zatwierdza listę. Muszę tu dodać, że na każdym posiedzeniu zarządu rozpatrujemy zazwyczaj od 50 do100 spraw. Nie czarujmy się, że wszyscy się w to wczytują i robią rewolucję.

- Chce Pan powiedzieć, że żaden z członków zarządu nie lobbuje na rzecz żadnego projektu, klubu?
- Oczywiście, że lobbuje. Ale trzeba mieć świadomość, na czym ten lobbing polega.

- Dzwoni ktoś do pana marszałka i mówi: słuchaj, potrzebujemy pieniędzy?
- Zwykle jest tak, że spotykamy się z licznymi grupami ludzi, którzy przekonują nas do swoich pomysłów. A my wtedy zachęcamy do złożenia wniosku, kontaktujemy z pracownikiem, który wytłumaczy im procedury. Zawsze trzeba mieć na uwadze, by było to wydarzenie o randze większej, niż tylko lokalnej.

- A często się dzieje tak, że właśnie te mniej ważne wydarzenia pieniądze dostają, a te "mocniejsze" - nie.
- Ale to też jest trochę tak, że każdy z organizatorów uważa, że jego wydarzenie ma wymiar przynajmniej ogólnopolski.

- A kto w ogóle decyduje o podziale całej puli na poszczególne zadania?
- Zarząd województwa.

- Mimo, że Pan do końca nie wie, jakie kluby są w grupie 29 obdzielonych przez AZS.
- Jeżeli ja nie wiem, to krzywda tam się nikomu nie dzieje. Bo zaręczam, że gdyby był opór wobec AZS w środowisku sportowym, to sportowcy by do mnie z tym przyszli.

  • A nie przychodzą?
    - Nie przychodzą, więc - choć nie twierdzę, że jest idealnie - to raczej mamy pozytywne doświadczenia.

- Szpital Wojewódzki w Koszalinie rozbudowuje się. Brakuje jednak wciąż lądowiska, potrzebny jest też parking wielopoziomowy. Czy samorząd wesprze dyrektora w tych tematach, czy zostawiacie to już na jego głowie?
- Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Gdyby przeliczyć liczbę złotówek zainwestowanych na jeden metr kwadratowy, to Szpital Wojewódzki w Koszalinie jest chyba obiektem, w który najwięcej zainwestowano. Dzisiaj to już jest profesjonalne centrum opieki medycznej. Lądowisko, to kolejne wyzwanie. Wszystkie inwestycje prowadzi dyrektor, bo on zarządza szpitalem. Nadzór nad jednostką ma samorząd województwa. Dyrektor dostał zielone światło na projektowanie lądowiska i to robi.
Mamy cichą nadzieję, że w pierwszym kwartale tego roku uda się zamknąć etap przygotowania dokumentacji. Zostaje kwestia finansowania. My ze swojej strony włożyliśmy w ten szpital bardzo dużo pieniędzy i nasze możliwości się wyczerpują, bo musimy przygotować się do kolejnego rozdania funduszy unijnych. Szukamy jednak pieniędzy na zewnątrz.
- Czyli dyrektor musi szukać pomocy gdzie indziej?
- Szukamy jej wspólnie. Głęboko wierzę, że lądowisko powstanie. Nie chcę obiecywać gruszek na wierzbie. Na razie przygotowujemy dokumentację i szukamy montażu finansowego. Jestem optymistą w tym zakresie.

- Przekazujecie pod nadzór Szpitalowi Wojewódzkiemu ruinę przy ul. Leśnej - stary niedokończony szpital.
- To było cały czas pod opieką Szpitala Wojewódzkiego.

- Ale za ochronę nie płacił szpital, tylko Urząd Marszałkowski.
- Spokojnie, dalej będziemy płacić za ochronę. Na pewno dobrze się stało, że została zakończona fikcja dotycząca prowadzenia inwestycji i że ją zamknięto. Teraz trzeba do końca sądownie wyjaśnić kwestie własności gruntu. Nie przymierzamy się do wyburzania tej - jak ją Pani nazwała - ruiny, bo nie wiemy, co będzie dalej. Staramy się uporządkować sytuację pod względem prawnym. Jednocześnie konieczna jest ochrona, za którą płacimy rocznie 130 tysięcy.

- Szpital nie będzie tego finansował?
- Pamiętajmy, że tam działa spalarnia odpadów medycznych. Pojawiają się rożne pomysły, także wydzierżawienia tego obiektu. Zaręczam, że nie będziemy finansować ochrony terenu z pieniędzy Funduszu Zdrowia. Jeżeli wydzierżawimy spalarnię, to będą dochody, które pokryją koszty. A jeżeli nie, to nie zostawimy szpitala samego.

- A potrzebna jest tak kosztowna ochrona? Nie wystarczy ogrodzenie i tabliczka "wstęp wzbroniony"?
- A co będzie, gdy ktokolwiek tam wejdzie i coś mu się stanie? Będzie zarzut, że nie dołożyliśmy należytej staranności, by zabezpieczyć obiekt. Nie możemy tego zostawić bez opieki.

- Czy w tym roku samorząd województwa wesprze znowu Państwową Wyższą Szkołę Zawodową w Koszalinie?
- W zeszłym roku mówiłem na sejmiku, że to będzie ostatni raz, gdy wspomagamy uczelnię. W tym roku nie mamy w budżecie żadnych pieniędzy na PWSZ i nie przewiduję tego typu pomocy. Szkoła musi się w końcu usamodzielnić.

- Teatr w Koszalinie oraz filharmonia - mają szanse trafić na garnuszek marszałka?
- Nie widzę takiej potrzeby. Nie ma takich wniosków ze strony właściciela...

- Wcześniej, przez lata całe, trwały próby przekazania tych instytucji z miasta do województwa.
- No tak, wszystko można. Mógłbym przejąć wszystkie zadania gminy wraz z budżetem, tylko w jakim celu? Bardzo bronię w sejmiku pomocy na rzecz tych instytucji i permanentnie dostaję za to cięgi od SLD. I tłumaczę, że naszą powinnością jest dofinansowanie tych jednostek, bo one działają nie tylko lokalnie. Ale uważam też, że obecny mechanizm działania jest dobry i prezydent jako gospodarz, dobrze pełni tę rolę. Więc my będziemy wspierać gospodarza, ale nie będziemy odbierać satysfakcji z powodu prowadzenia tak zacnych instytucji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!