Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bezdomna na stare lata. - Dzieci uciekły a ja zostałam z długiem - mówi pani Halina

Inga Domurat [email protected]
– Stara i schorowana, zostałam na bruku. Dzieci uciekły, a z tym synem, który został, mieszkać nie mogę. Boję się – mówi Halina Skoczowska.
– Stara i schorowana, zostałam na bruku. Dzieci uciekły, a z tym synem, który został, mieszkać nie mogę. Boję się – mówi Halina Skoczowska. Fot. Radek Koleśnik
Halina Skoczowska z Koszalina nie miała sił na walkę ze swoimi dorosłymi dziećmi. Pozwoliła się im wykorzystać, w duszy licząc na ich dobre serce. Ale została sama jak palec, bez dachu nad głową, nikomu niepotrzebna.

Halina Skoczowska do Koszalina przyjechała kilka dni po wojnie, z rodzicami, jako kilkunastoletnia dziewczynka. Skończyła siedem klas. Wyszła za mąż i po ślubie wierzyła, że z ukochanym będą żyć długo i szczęśliwie. Ale się nie spełniło.
Mówił, że jestem nikim

- To było piekło, mąż mnie bił, poniewierał. Nie miałam nic do gadania. On zarabiał, a ja o każdy grosz go prosić musiałam - opowiada 72-letnia pani Halina. - Dla siebie na wódkę, na towarzystwo zawsze pieniądze znalazł, a dla nas już ich nie miał. Dzieci, dwie córki i czterech synów, wychowywałam właściwie sama. Do tego po śmierci siostry, która umarła na raka, zaopiekowałam się jej trójką. A jakby tego było mało, syn Ryszard miał wypadek i już nigdy nie doszedł do zdrowia.

Po prawie 30 latach tej gehenny pani Halina się rozwiodła. Mąż wyjechał do Niemiec. Ale rany się nie zabliźniły.
- Przez lata wbijał mi do głowy, że jestem nikim i udało mu się, bo nigdy nie przestałam tak o sobie myśleć - mówi.
Edward poszedł w ślady ojca

Przez lata rodzina mieszkała w kamienicy przy ul. Matejki, w dużym, bo ponadstumetrowym lokum. I jakoś udawało się pani Halinie wiązać koniec z końcem. Pracowała jako sprzątaczka w biurach "Ruchu", dorabiała sprzątając w wielu innych miejscach. Trochę pomagali synowie, jak któryś robotę złapał. Ale każdy grosz im trzeba było wyrywać siłą.
Najgorszy był Edward. Od małego sprawiał problemy. Terroryzował matkę psychicznie i fizycznie. Zaliczył poprawczak.

- Do uczciwej pracy nigdy mu się pójść nie chciało, tylko wódkę lubił. W końcu do więzienia trafił i przesiedział w nim 16 lat - mówi zrozpaczona pani Halina.
Dzieci zmarłej siostry dorosły. Z mieszkania przy ul. Matejki wyprowadził się też najstarszy z synów Haliny. Wyjechał do Niemiec i jest tam do dziś. Za bratem wyjechała córka, która tam założyła rodzinę. Dziesięć lat temu z matką została córka Renata z mężem i dziećmi, i dwóch synów - Paweł z żoną oraz niepełnosprawny Robert, który jednak dwa lata później trafił do domu opieki pod Złocieńcem. Zameldowany wciąż też był Edward, który dopiero w 2005 roku wyszedł z więzienia.

Na plecach matki

- Córka, która wyjechała do Niemiec, poprosiła mnie o pomoc przy wnukach i jakoś niedługo po 2000 roku pojechałam do niej. Byłam tam około czterech lat. Żyłam w przekonaniu, że skoro zostawiam dorosłe trzydziestoletnie, a nawet czterdziestoletnie dzieci w swoim mieszkaniu, to one będą płacić czynsz. Do głowy by mi nie przyszło, że nikt do tego obowiązku się nie poczuwał. Kiedy przyjechałam do Polski w 2004 roku, już czekało na mnie pismo z mieszkaniówki. A ja pisałam, prosiłam, by mi tylko jeden pokoik dali, bo mnie z mojej renciny, która wtedy nawet do 400 złotych nie dochodziła, nie stać na takie duże mieszkanie. Ale nie dali, bo niby za dużo nas zameldowanych było. No tak, ale co ja z dziećmi miałam zrobić, jak one wyprowadzić się nie chciały - mówi przez łzy Skoczowska.

W październiku 2005 roku zapadł wyrok. Skoczowska i jej troje dzieci solidarnie mieli zapłacić na rzecz Zarządu Budynków Mieszkalnych w Koszalinie ponad 28 tys. złotych. Sąd orzekł również eksmisję rodziny, przyznał jej jednak prawo do lokalu socjalnego, dlatego wykonanie wyroku w tej części uzależnił od znalezienia lokum dla dłużników.
Wdzięczność dzieci
- To był szok. Taki dług na karku. Mnie od razu komornik na część renty wszedł, a że ona taka malutka, to ja do końca życia się nie wypłacę - załamuje ręce pani Halina. - Dzieci ode mnie pouciekały. I Paweł i Renata. Nawet mi swojego adresu nie zostawiły. Nic. Uciekły tak ze dwa lata temu jak szczury z tonącego pokładu. Ani przepraszam, ani do widzenia. A dług rósł, bo w takim wielkim mieszkaniu tylko ja z Edwardem, który z więzienia wyszedł, zostałam. On nie pracował, nie dawał na czynsz. A jak ja go wygonić miałam? Bałam się go wtedy i teraz się go boję - opowiada Skoczowska.
Z katem pod jednym dachem
W końcu ZBM znalazł dla niej mieszkanie socjalne. Trochę to trwało. - Musieliśmy znaleźć odpowiedni lokal dla wszystkich ośmiu osób wyszczególnionych w wyroku, a w naszych zasobach takie zwalniają się bardzo rzadko - tłumaczy Daniel Maciejak, dyrektor ZBM. - Dodatkowo potem z prawa do lokalu socjalnego zrezygnowało sześć osób. W tej sytuacji mogliśmy już zaproponować mieszkanie dla dwóch osób, przy ulicy Barlickiego, o powierzchni nieco ponad 25 metrów kwadratowych. W wyroku nie było zastrzeżenia, że dla syna mamy szukać osobnego mieszkania, bo z takich czy innych względów nie może on mieszkać z matką. Dlatego przydział był jeden.
- Nie mogłam się na to zgodzić. Pisałam do ZBM-u, żeby mi dali osobne mieszkanko. Malutki pokoik, byle bez syna. On nie pracuje. Nadużywa alkoholu, kilka razy mnie pobił, krzyczy, awanturuje się. Ale to nic nie dało. Ja przydziału mieszkania nie podpisałam. Nie mogłam zostać z katem pod jednym dachem. A syn tam się wprowadził i to z kochanką - dziwi się Skoczowska.
Sprawdziliśmy, rzeczywiście Edward Skoczowski od kilku tygodni jest głównym najemcą lokalu socjalnego przy ul. Barlickiego i pozostanie nim co najmniej do końca marca 2010 roku.
- Pani Skoczowska zrezygnowała z lokalu socjalnego i skierowanie do przydzielonego mieszkania wystawiono dla Edwarda Skoczowskiego i to z nim podpisano umowę
- tłumaczy dyrektor ZBM.
- Zrezygnowałam tylko z tego mieszkania, bo liczyłam, że ZBM da mi inne i nie będę musiała mieszkać z synem. Wcale sobie sama lokum nie znalazłam. W biedzie poratowali mnie obcy ludzie, ale ja im nie mogę tak na karku siedzieć. Stara i schorowana zostałam bez dachu nad głową. Sama sobie nie pomogę. Nie mam sił, nie wiem, co robić. Ale wiem, że z synem mieszkać nie mogę, bo do najgorszego by doszło - mówi załamana staruszka.
Halina Skoczowska pokazuje kilka zaświadczeń lekarskich, z których wynika, że kilkakrotnie doznała urazów głowy i niewykluczone, że na skutek pobicia. Policja potwierdza również, że kobieta, kiedy mieszkała z synem, miała niebieską kartę, którą zakłada się, gdy istnieją podejrzenia przemocy domowej. Ale ostatecznie prokuratorskich oskarżeń maltretowania matki przez syna nie było.

Nic nas nie łączy

- Nie było, bo być nie mogło. Wyszedłem z więzienia, mam kobietę i nie chciałem tam już wracać - przedstawia swoją wersję Edward Skoczowski. - A gdybym tylko coś zmalował, od razu bym tam wylądował. Tego chciała moja matka, ale jej nie wyszło. Ona mnie w domu nie chciała widzieć, ale gdzie ja miałem wracać.

I tak unikałem jej jak mogłem, bo nas nic nie łączy. Mnie ulica wychowała, nie matka. Ja nie mówię, święty nie jestem, może i na matkę krzyknąłem, przekląłem, ale żebym ją maltretował - to nie. I na pewno nie będę spłacał długów, jakich narobiło moje rodzeństwo, mieszkając z matką. Samochody se pokupowali, plazmy na ściany, a kilkuset złotych czynszu nie potrafili zapłacić co miesiąc, potem wyjechali, diabli wiedzą gdzie. Na pewno też nie pójdę na ulicę mieszkać. Mnie wystarcza to, co mam teraz, wygód mi nie trzeba.

ZBM nie wie, gdzie zamieszkali jego dłużnicy, czyli dzieci Skoczowskiej. Tym martwić ma się, jak usłyszeliśmy w ZBM, komornik. Najłatwiejszym celem do ściągania długu jest więc staruszka z marną renciną.

- Znam tę kobietę od lat. Wiem, co przeżyła i bardzo mi jej żal. Nie zasłużyła na taki okrutny los. Dzieci ją zostawiły, ale zostawili ją też ważni tego miasta. Pozwolili, by to kat dostał pomoc, nie ofiara. To tragiczna prawda i mam nadzieję, że ktoś dostrzeże popełniony błąd i pomoże tej kobiecie. Nie wierzę, że w Koszalinie nie znajdzie się kąt dla tej kobieciny
- apeluje o pomoc dla Skoczowskiej jej sąsiad z osiedla Waldemar Dąbiec.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!