Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

BRONILI się, są oskarżeni

Marian Dziadul [email protected]
– Mariuszek uderzył głową o kant mebla – pokazuje Jerzy Żbikowski. – Gdzieżbym ja go kuflem zdzielił?! Nigdy kufla nie miałem.
– Mariuszek uderzył głową o kant mebla – pokazuje Jerzy Żbikowski. – Gdzieżbym ja go kuflem zdzielił?! Nigdy kufla nie miałem. Marian Dziadul
Pijany osiemnastolatek wyważył w nocy drzwi do mieszkania sąsiadów i wtargnął do środka. Po wytrzeźwieniu oskarżył ofiary o rozbicie mu kufla na głowie.

W sądzie żąda zadośćuczynienia w wysokości tysiąca złotych. Rozprawom nie ma końca.

Od co najmniej dwóch godzin Jerzy i Stanisława Żbikowscy z Łęknicy (gm. Barwice) smacznie sobie spali, gdy zaterkotał dzwonek domofonu. Pan Jerzy zerwał się na równe nogi. Spojrzał na zegarek: było kwadrans po północy.

Pierwsze starcie
- W słuchawce słyszę młody męski głos: "Otwórz!". Pomyślałem, że to może syn, co już z nami nie mieszka, zawieruszył się i do nas się dobija - opowiada pan Jerzy. - Wychodzę na klatkę schodową, a tam stoi oparty o poręcz pijany Mariuszek, syn sąsiadów z naprzeciwka. Wkurzyłem się. Mówię do niego: "Gówniarzu, nie masz swojego domofonu?".

Po tej reprymendzie udzielonej młodemu sąsiadowi Żbikowski wrócił do mieszkania. Już przymykał oko, kiedy usłyszał walenie w drzwi.
- Otwieram, a tu Mariuszek. Pytam: "Co ty, gówniarzu, wyprawiasz?". Złapał mnie za gardło i zaczął dusić - jeszcze dziś pan Jerzy nie potrafi spokojnie o tym opowiadać. - Z ledwością się wyrwałem. Uciekłem do domu i zadzwoniłem na policję.

Drugie starcie
Podczas gdy Żbikowski relacjonował dyżurnemu policjantowi przebieg zdarzenia, do mieszkania wtargnął rozjuszony już na dobre Mariuszek.
- Buciorami wyważył drzwi. Wpadł jak zwierzak. Tylko te dzikie ślepia wybałuszone. Rzucił się na mnie. Słuchawka wypadła mi z rąk. Usiadł na mnie okrakiem i okładał pięściami - relacjonuje 64-letni mężczyzna. Jego żona, pani Stanisława, zerwałam się z łóżka i zaczęła bronić męża. Jest pewna, że tej okropnej nocy nie zapomni do końca życia. - W końcu ściągnęłam napastnika z Jerzego. Zaczął się szarpać, miotać, wrzeszczeć wniebogłosy, a my wypychaliśmy go w stronę przedpokoju - mówi.

Żbikowscy pamiętają, że sąsiad uderzył głową w kant meblowego segmentu i szafki w przedpokoju. Dywan poplamił krwią.
- Pięściami mnie lał, gdzie popadnie - na dowód Żbikowska pokazuje obdukcję lekarską. - Porwał na mnie nocną koszulę.
Ogromnym wysiłkiem udało się w końcu Żbikowskim wypchnąć Mariusza na klatkę schodową. Tam młodzieniec złapał starszego sąsiada za podkoszulek i chciał wciągnąć go do swojego domu.
- Patrzę, a w progu mieszkania sąsiadów stoi matka Mariusza i drze się: "Dawaj tego sku... syna." Wyswobodziłem się z tego porwanego podkoszulka i uciekłem do domu. Zaryglowałem zamki w drzwiach.
Już w miarę bezpieczny, Żbikowski dostrzegł pod stołem leżący telefon. Przypomniało mu się, że dzwonił na policję i nie rozłączył rozmowy. - Patrzę, bajerek świeci na ekranie telefonu komórkowego. To może policjanci wszystko słyszeli? Pytam: "Słyszeliście?". A oni, że coś tam słyszeli.

Serce matki
Elżbieta S., matka Mariusza, zapamiętała inną wersję nocnych zdarzeń. Ze łzami w oczach opowiada, że sąsiedzi zrobiliby jej synowi ogromną krzywdę.
- Mariuszek poszedł odwiedzić kolegę, co z wojska wrócił. Trochę sobie wypili - przyznaje matka. - Ja leżałam tej nocy w dużym pokoju. Wszystko słyszałam, co wyrabiało się na klatce. Na przykład wołanie "O Boże, ratunku!". W tym momencie jeszcze nie wiedziałam, że to mój syn błaga o pomoc. Wybiegam na klatkę, patrzę, a Mariuszek leży cały we krwi.
- Udało się nam wciągnąć syna do mieszkania - mówi Jan S., ojciec Mariusza. - Obejrzeliśmy jego głowę: z tyłu miał rany cięte. Dzwonię na pogotowie, a dyspozytorka: a co, a jak, a z kim. To prawda, powiedziałem do niej w nerwach: "K...wa, powiadamiaj policję. I przyjeżdżaj natychmiast".
W pogotowiu lekarze zszyli chłopakowi rany na głowie i pobrali krew do analizy na obecność alkoholu. Wykazało ponad dwa promile.

Poczuł się skrzywdzony
Przybyli w nocy policjanci nie mieli zbyt wiele roboty, gdyż Mariuszek w tym czasie był na pogotowiu. Strony konfliktu poprosili o stawienie się rano w komisariacie.
- Interweniowali tam policjanci z Bornego Sulinowa - mówi st. asp. Jarosław Walczak, rzecznik powiatowego komendanta policji w Szczecinku. - Chodziło o włamanie się do domu sąsiadów pijanego młodego człowieka.
Policja nie ma wątpliwości, kto powinien ponieść konsekwencje za nocny napad na sąsiadów. Zrodził się jednak problem: skrzywdzonym poczuł się napastnik. Twierdzi, że to on jest ofiarą Żbikowskich. Utrzymuje, że tłukli go kuflem po głowie. Sprawę przeciwko nim skierował do sądu i wyjechał do Anglii.
- Co on gada? Ja w życiu kufla w domu nie miałem - stanowczo twierdzi Żbikowski.

Końca nie widać
Wiele już było rozpraw w sądzie. Żbikowscy po prawie roku od zdarzenia zaczynają się gubić: czy Mariuszek ich skrzywdził, czy oni skrzywdzili Mariuszka?
- Mam nadciśnienie i zaburzenia pracy błędnika - cichutko skarży się Żbikowska. - Po tej napaści muszę brać dwa razy więcej lekarstw niż wcześniej. Raz w sądzie słabo mi się zrobiło. Myślałam, że zemdleję. Jak zbliża się kolejna rozprawa, ze trzy noce nie śpię.
Od roku Żbikowska po kilka razy w nocy zrywa się z łóżka i sprawdza, czy drzwi wejściowe do mieszkania są zamknięte. - Ona krzesła podstawia pod klamkę - głową wskazuje na małżonkę pan Jerzy.
- Żeby to wszystko wreszcie się skończyło: wygrał, przegrał - Żbikowska twierdzi, że to już im zobojętniało. I dodaje obrazowo: - Człowiek chciałby w spokoju jeszcze trochę pożyć i wnukami się nacieszyć, zanim piach oczy przysypie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!