Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia widziana oczami żeglarza

(r)
Andrzej Lasak i czytelnicy jego książki, którą "połykali” już podczas spotkania z autorem.
Andrzej Lasak i czytelnicy jego książki, którą "połykali” już podczas spotkania z autorem. Rajmund Wełnic
Andrzej Lasak, pasjonat żeglarstwa ze Szczecinka, wydał właśnie kolejną książkę poświęconą historii tego sportu nierozerwalnie związanego z miastem nad jeziorem Trzesiecko.

"Listy do Izydora ze Szczecinka" była gotowa już roku 2008, ale na jej wydanie musieliśmy poczekać prawie 3 lata. - Najpierw trochę zwodził mnie sponsor, później trochę chorowałem, ale w końcu udało się dzięki pomocy panów Zbigniewa Gawrońskiego i Józefa Słupka, którym za pośrednictwem "Głosu" bardzo dziękuję - mówi A. Lasak.

Na wieczorku autorskim tłumnie stawili się znajomi i miłośnicy białych żagli, w których pan Andrzej zakochał się jeszcze jako dziecko. Tak bardzo, że choć bolało go serce, nie zawahał się sprzedać ukochanej żaglówki, aby wydać tom "Panny wodnej", czyli pierwszej części swoich opowieści o Szczecinku i wodniackiej braci. Dość powiedzieć, że w "Pannie wodnej" przewija się około 200 nazwisk osób związanych ze szczecineckim żeglarstwem.

- Do napisania "Listów" zainspirowała mnie korespondencja z Izydorem Węcławowiczem mieszkającym dziś w Kołobrzegu, dawnym mieszkańcem Szczecinka, który odszukał mnie po publikacji "Panny wodnej" - opowiada A. Lasak. - Pan Izydor pierwsze żeglarskie kroki stawiał w Szczecinku, później został marynarzem we flocie handlowej.

Książka to beletryzowane listy między oboma panami wzbogacone barwnymi historyjkami z bogatego życiorysu autora. Czyta się je jednym tchem, jak gawędę przy ognisku. Skromny nakład "Listów" rozejdzie się na pewno wśród braci żeglarskiej, na razie też nie ustalono jeszcze miejsca, w którym książkę będzie można kupić.

60 lat pod żaglami

Andrzej Lasak, pasjonat żeglarstwa ze Szczecinka, sprzedał swoją łódkę, aby wydać książkę poświęconą dziejom powojennego żeglarstwa nad jeziorem Trzesiecko.

Andrzej Lasak swoją żaglówkę klasy omega zbudował własnoręcznie prawie 30 lat temu. Stawał na głowie, aby zdobyć laminaty i żywice potrzebne na kadłub, które za czasów PRL-u były trudniej dostępne niż dziś materiały do budowy wahadłowca kosmicznego. Na pokładzie łódki spędzał każdą wolną chwilę, to był jego świat. Gdy przyszło mu ją sprzedać, bo postanowił wydać "Pannę wodną", książkę-wspomnienie z pionierskich lat szczecineckiego żeglarstwa. Funduszy wystarczyło na dwieście egzemplarzy. - Sprzedając swoją omegę czułem się trochę tak, jakbym tracił syna, ale na szczęście wiedziałem, że dzięki temu zyskiwałem drugiego syna, czyli książkę - mówi pan Andrzej.

Pomysł spisania wspomnień chodził za nim od dawna, w końcu znalazł na to czas, gdy przeszedł na emeryturę. - Pisałem najpierw na brudno, potem poprawiałem i przepisywałem na maszynie - opowiada autor. - Zajęło mi do prawie trzy lata.

Swoją wędrówkę po historii pan Andrzej rozpoczyna od chwili zakończenia wojny gdzie w rodzinnym Opocznie jako dziewięciolatek bawił się niewypałami. Dwa lata później jego rodzina przyjeżdża do Szczecinka, gdzie wkrótce ulega magii jeziora, nad którym rozłożyło się to miasto. Dla szczura lądowego wszystko było tajemnicze, ale wkrótce przystań i woda stały się jego światem. Przez Ligę Morską, Ligę Przyjaciół Żołnierzy i Ligę Obrony Kraju, setki osób zaangażowanych w wodniactwo. Opisuje swoje bezskuteczne starania o przyjęcie do szkół morskich, które z konsekwencją odmawiały, bo pisał w ankietach, że ojciec był żołnierzem Armii Krajowej.

- Starałem się opisać żywych ludzi, którzy coś zrobili, naszych nauczycieli, instruktorów, bosmanów, żeglarzy, szkutników - wylicza autor. Swoją opowieść dociągną do roku 1959, gdy wyszedł z marynarki wojennej. W drugiej części "Panny wodnej" opowiada o tym jak jednak trafił do marynarki handlowej i o późniejszych latach szczecineckiego żeglarstwa.

Dla jednych będzie to kawałek historii Szczecinka, okruch dziejów widziany oczyma dziecka i młodzieńca, dla drugich barwny życiorys autora, a jeszcze dla innych skarbnica humoru, bo stronice książki pełne są wodniackich anegdot. Trzeba przyznać, że pan Andrzej wykazał się sporym talentem i pamięcią do najdrobniejszych nawet szczegółów, czasami może zbyt chaotycznie podanych, ale lektura jest pasjonująca, nie tylko dla miłośników żagli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!