Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jest zarzut, nie ma ofiary

Joanna Krężelewska
Stanisławowi K., oskarżonemu o zabójstwo, grozi kara dożywocia. Podczas procesu jest szczególnie aktywny - składa oświadczenia, przerywa rozprawę, zgłasza się do odpowiedzi.
Stanisławowi K., oskarżonemu o zabójstwo, grozi kara dożywocia. Podczas procesu jest szczególnie aktywny - składa oświadczenia, przerywa rozprawę, zgłasza się do odpowiedzi. Joanna Krężelewska
Nie ma ciała, nie ma zbrodni, nie będzie zarzutów? To mit. Takie sprawy też trafiają na wokandy. Faktem jest jednak, że zebrany materiał dowodowy musi być wówczas szczególnie mocny.

Sąd w poszlakowym procesie wymierza dożywocie za poczwórne zabójstwo. Sąd apelacyjny utrzymuje w mocy wyrok dożywocia dla oskarżonego o zabójstwo kobiety, którą poznał na portalu randkowym. Dożywocie dla mężczyzny, który zamordował taksówkarza. Wyrok skazujący dla młodego mężczyzny, który zamordował ciężarną narzeczoną. Co łączy wszystkie te sprawy? W żadnej z nich nie znaleziono ciała ofiary. Nie ma jednak żadnych przeszkód prawnych, by w takiej sprawie wydać wyrok.

Jak zakończy się proces, który trafił na wokandę Sądu Okręgowego w Koszalinie? O tym będzie wiadomo dopiero za kilka tygodni, może miesięcy. Oskarżony stanowczo zaprzecza, by z tragedią miał cokolwiek wspólnego.58-letni Stanisław K., stolarz, stanął pod najcięższym zarzutem - zabójstwa. Do zdarzenia miało dojść w nocy z 22 na 23 sierpnia ubiegłego roku w Byszkowie (gm. Czaplinek), a w rekonstrukcji ostatnich godzin życia Krzysztofa J. oskarżyciel opierał się na zeznaniach świadków i śladach.

Do tragedii miało dojść na podwórku przed posesją małżeństwa S. Feralnej nocy Stanisław K. i jeszcze jeden mężczyzna mieli odwiedzić S., by spożywać alkohol. Mężczyzna miał opuścić libację, a K. pozostać. Miało dojść do awantury. Z aktu oskarżenia wynika, że 58-letni K. miał pobić Krzysztofa J. tak dotkliwie, że bójka miała zakończyć się zgonem.

Ciało K. miał włożyć do swojego volkswagena, a pomóc miała mu w tym Violetta S., której mąż wszystko obserwował. Kobieta i oskarżony mieli odjechać z podwórka i udać się na podwórko posesji 58-latka, który mieszkał wioskę dalej. Po drodze jednak padł akumulator. To Violetta S. miała pchać auto i zgubić klapek. Ostatecznie udało się dojechać. Ciało ofiary oskarżony miał wrzucić w pobliskie zarośla. Co dalej? Tego S. już nie widziała.

W zaroślach i aucie śledczy ujawnili ślady krwi. Czy to krew ofiary? Tego potwierdzić się nie da - brak materiału porównawczego. Początkowo akt oskarżenia w tej sprawie obejmował jeszcze Wiesława i Violettę S. Mieli oni nie zawiadomić organów ścigania o przestępstwie, a kobieta miała pomagać w ukryciu ciała. Zgodzili się na dobrowolne poddanie karze bez przeprowadzenia procesu - ich sprawa została przekazana do sądu w Drawsku.

K. od początku zapewnia, że jest niewinny.- Ślady krwi w krzakach mogą pochodzić od tego, że sąsiad tam zwierzęta ubija. Drób - wyjaśnił na przykład. Zresztą... mówi bardzo dużo. Ponad 40 minut od rozpoczęcia ostatniej rozprawy zajęło mu wygłaszanie wniosków i oświadczeń - wnosił o powołanie kolejnych świadków, ich konfrontacje, nawet o eksperymenty dowodowe z... „zaginionym laczkiem”, jak to ujął. Przemawiał, zerkając w gruby notes.

Zanim na salę weszli świadkowie, policjanci musieli na chwilę wyprowadzić oskarżonego. Ten nieustannie przerywał sędziemu, uniemożliwiając normalne prowadzenie rozprawy.

- Oskarżony, pytany o wcześniejszą karalność, nie powiedział prawdy. Mam przed sobą prawomocny wyrok za uszkodzenie ciała syna. Złamanie żuchwy. Jak pan to wyjaśni? - zapytał sędzia. - Jestem w trakcie odwołania! - skwitował K. - Ten wyrok się uprawomocnił. Nie może być oskarżony w trakcie odwołania - wyjaśnił sędzia Robert Mąka.
- Ale jestem! - gdy ochłonął, po powrocie na ławę oskarżonych skwitował to tak: - Trzeba kontrować wypowiedzi sędziego!

Na ostatniej rozprawie wezwani świadkowie mieli pomóc w odtworzeniu ostatnich godzin dramatu. Stanisław K., zdaniem prokuratury, miał bowiem ciało ofiary przewieźć w nieznane miejsce swoim drugim samochodem. Autem, które zostało później podpalone przed Salezjańskim Ośrodkiem Wychowawczym w pobliskim Trzcińcu.

Kto i dlaczego podpalił samochód? Zeznania 31-letniego świadka, które składał tuż po pożarze, wskazują jednoznacznie, że to syn oskarżonego polał auto benzyną i wzniecił ogień. Dlaczego to zrobił? Na sali rozpraw wzrok wbijał w podłogę, mówił niemal szeptem.
- Czy świadek się czegoś obawia? - dopytywali sędziowie. - Nie... Ja już niczego nie pamiętam - skwitował.

Kto w tej sprawie mówi prawdę? Kto kłamie? Do tematu wrócimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!