Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lotnicza zagadka z czasów wojny na szczecineckim cmentarzu

Rajmund Wełnic
Rajmund Wełnic
Pomnik lotników alianckich na szczecineckim cmentarzu. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że nie spoczywają tu Amerykanie
Pomnik lotników alianckich na szczecineckim cmentarzu. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że nie spoczywają tu Amerykanie Rajmund Wełnic
Czyje szczątki pochowano w mogile lotników na szczecineckim cmentarzu? Na dobrą sprawę, nie wiadomo do dziś.

Pomnik lotników amerykańskich na cmentarzu komunalnym w Szczecinku powstał za czasów pierwszej „Solidarności”, na początku lat 80. XX wieku, na fali wolności, która ogarnęła cały kraj.

Wersja oficjalna

Stawiając pomnik, przekonywano, że pochowano pod nim szczątki kilku lotników ekshumowanych z miejscowego cmentarza wojennego, a pochodzących z wraku samolotu, który rozbił się na lotnisku w Wilczych Laskach we wrześniu 1944 roku. Informuje o tym tablica z sylwetką bombowca, gwiazdą US Air Force i spadochronami nad powstańczą Warszawą, autorstwa rzeźbiarza Zygmunta Wujka. Mówi ona, że pod Wilczymi Laskami został zestrzelony amerykański samolot z zrzutami zaopatrzenia wracający znad walczącej Warszawy.

Zdaje się jednak, że entuzjazm i odreagowanie lat fałszowania historii przez komunistów doprowadziły do fatalnej pomyłki. Nie ma bowiem żadnej pewności, że pochowano tu Amerykanów. To oczywiście możliwe, jednak stuprocentowej pewności nie mamy.

Co wiadomo na pewno?

Z relacji niemieckich świadków z ówczesnego Wulfflatzke ustalono, że we wrześniu 1943 roku w tych okolicach strącono maszynę - zapewne w czasie lotu do lub z Warszawy. Samolot spadł w pobliżu Wilczych Lasków i tu polegli lotnicy zostali pochowani przez Niemców.

Po wojnie, w latach 70. XX wieku, z udziałem przedstawiciela ambasady brytyjskiej przeprowadzono ekshumację pięciu lotników, których pochowano na cmentarzu wojennym w Szczecinku.

Później, już na fali odwilży pierwszej Solidarności, przeniesiono ich na osobną kwaterę koło kaplicy cmentarnej. Na mogile stanął pomnik - dwa potężne głazy polodowcowe ze spiżową tablicą upamiętniającą poległych i alegoryczną płaskorzeźbą pełną odniesień religijnych, do walczących powstańców i zrzutów nad płonącą stolicą.

Skąd wzięły się wątpliwości?

W tej sprawie jest dużo znaków zapytania. Stawia je na przykład relacja nieżyjącego już pana Wernera, byłego mieszkańca Wilczych Lasków. Twierdził, że jako dziecko pamiętał zestrzelenie samolotu. I że w jego szczątkach leżało ciało czarnoskórego lotnika, co wskazywałoby na to, że to samolot amerykański.

Jednak czy w zwęglonych zwłokach można było rozpoznać Afroamerykanina? A może był to transportowiec z Wielkiej Brytanii, dowożący zaopatrzenie dla partyzantów lub cichociemnych, czyli polskich komandosów? A może któryś z bombowców lecących nad cel lub wracający znad niego? Wiadomo, że lotnictwo alianckie równało z ziemią ośrodki przemysłowe, centra badań nad nowymi broniami, porty i miasta III Rzeszy.

Szczątki maszyny z Wilczych Lasek wykopane na miejscu katastrofy do dziś sąeksponowane w szczecineckim muzeum
Szczątki maszyny z Wilczych Lasek wykopane na miejscu katastrofy do dziś sąeksponowane w szczecineckim muzeum Rajmund Wełnic

Są jednak przesłanki, aby twierdzić, że mogli to też być Rosjanie, bo w ich lotnictwie latało sporo amerykańskich maszyn, m.in. bombowce B-25 czy transportowiec Dakota DC-3 Douglas (w wersji wojskowej DC-47). W tym wypadku zgadzałaby się liczba członków załogi, która liczyła 4-5 osób. Superfortece, halifaksy czy liberatory liczyły od 7 do 10 członków załogi.

Pytanie tylko, co rosyjski samolot robiłby jesienią 1944 roku na tych terenach? Chyba że zakwestionujemy także datę tragedii. Teoretycznie niemieckim świadkom lata mogły się pomieszać.

Amerykanie przyjechali i zamilkli

Tuż przed przystąpieniem Polski do NATO gościła u nas delegacja amerykańskiej armii, która odnalazła w Wilczych Laskach szczątki maszyny, próbując na podstawie zachowanych numerów ustalić, co to za samolot. Niestety, nic pewnego nie stwierdzili. Nigdy potem Amerykanie się nie odezwali, zapewne nie udało się im sprawdzić, jaka maszyna rozbiła się w Wilczych Laskach. Po tej wizycie w szczecineckim muzeum zostało nieco blach z rozbitego samolotu, które są eksponowane w jednej z gablot.

No i co z tym powstaniem?

A jak naprawdę było ze zrzutami dla powstańczej Warszawy? Na pewno nie zgadza się data strącenia samolotu podana przez niemieckim świadków - o rok wcześniejsza niż powstanie w stolicy.

Na początku sierpnia 1944 r. z baz we włoskim Brindisi latali Anglicy i Polacy na liberatorach i halifaxach. Później Amerykanie, Kanadyjczycy, Nowozelandczycy i lotnicy z Afryki Południowej. Wszyscy ponosili ciężkie straty. Tylko w sierpniu strącono 27 maszyn.

W końcowej fazie powstania zrzutów dokonywali także Rosjanie, ale z oczywistych względów trudno spodziewać się, żeby znaleźli się aż na Pomorzu. Zresztą latali małymi maszynami, tzw. kukuruźnikami. Dopiero w drugiej połowie września, gdy powstanie już dogorywało, Stalin zezwolił na lądowanie za linią frontu wielkich bombowców B-17 „latających fortec”, które mogły zabrać więcej zaopatrzenia. Wyprawa 110 „latających fortec”, osłanianych przez myśliwce mustang, to jedyna wyprawa - nazwana Frantic-7 - Amerykanów z lotnisk brytyjskich nad walczącą stolicę (lądowano w Połtawie). To wielkie samoloty, ich załogi liczyły aż 10 osób, a z zachowanych relacji wiadomo, że ciał lotników w Wilczych Laskach było znacznie mniej.

Z drugiej strony miejsce rozbicia (Pomorze) zdaje się wskazywać, że mógł to być jednak B-17. Mniejsze maszyny latały bowiem znad Włoch szlakiem południowym. Problem w tym, że oficjalne źródła historyczne mówią, że w czasie wyprawy „latających fortec” strącono tylko dwie takie maszyny i na pewno żadnej w okolicach Szczecinka.

Zdawać by się więc mogło, że na podszczecineckim lotnisku doszło to tragedii z udziałem załogi bombowca średniego zasięgu B-25, niewykluczone, że wyprodukowanego w USA, ale przekazanego Armii Czerwonej. Ewentualnie transportowca DC-47. Tyle tylko, że one nad Warszawę nie latały. Jeżeli więc to szczątki tych samolotów znaleziono w Wilczych Laskach, to zapewne nie mają nic wspólnego z lotami nad Warszawę w 1944 roku. Znaków zapytania jest więc bez liku i, prawdę mówiąc, nie sposób dziś rozwiać tych wątpliwości.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Lotnicza zagadka z czasów wojny na szczecineckim cmentarzu - Plus Głos Szczeciński