Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Jedliński: Mieszkańcy nie będą dopłacać do aquaparku

Rozmawiał: Rafał Wolny
Rozmowa z Piotrem Jedlińskim, prezydent Koszalina
Rozmowa z Piotrem Jedlińskim, prezydent Koszalina archiwum
Rozmowa z Piotrem Jedlińskim, prezydentem Koszalina

Aquapark: budować, czy nie? "To się nie opłaca " - Mówi Henryk Piłat, burmistrz Gryfina

- Słyszał Pan o decyzji Gryfina? Nie daje do myślenia w kontekście budowy aquaparku w Koszalinie?

- Słyszałem, ale to zupełnie inna sytuacja. Gryfino leży w dość znacznej odległości od Szczecina (ok. 27 km - red.), a dojazd nie jest zbyt dobry, dlatego tamtejszy aquapark od początku miał kłopoty z funkcjonowaniem. Do tego, jako jeden z pierwszych w Polsce, był obarczony dużą dozą tak zwanych chorób dziecięcych, czyli po prostu braków. Wówczas aquaparki to było po prostu kilka basenów i zjeżdżalni. Od tamtego czasu wyewoluowały w zupełnie innym kierunku i park w Gryfinie okazał się przestarzały.

- Problemem jest przede wszystkim jego rentowność - park wprawdzie wychodził "na zero", ale nie zarabiał, więc nie tylko nie było pieniędzy na inwestycje, ale i konserwację posiadanej infrastruktury. Nie obawia się Pan powtórki w Koszalinie?

- To jest właśnie efekt tej choroby wieku dziecięcego - aquaparki bez dodatkowych atrakcji nie przynoszą zysków. Specjaliści zajmujący się rewitalizacją takich starych obiektów, zwracają uwagę na ofertę dodatkową, poza rozrywką wodną. Zaplecze rehabilitacyjne, odnowę biologiczna, sauny, spa - to są elementy pozwalające na zarabianie i tak jest zaprojektowany aquapark koszaliński. Nikt przecież nie będzie w aquaparku siedział cały dzień - dwie, trzy godziny, a potem trzeba gdzieś odpocząć, zjeść, zabawić się.

Patrzę też na aquapark w Darłowie, który ma prywatnego właściciela, a on przecież nie będzie dokładał. To znaczy, że mu się to opłaca. Tam tych wszystkich atrakcji wprawdzie nie ma, ale zaraz obok jest hotel z odpowiednim zapleczem.

- Przy okazji decyzji o sprzedaży, burmistrz Gryfina zaapelował do władz Szczecina, żeby zrezygnowały z budowy aquaparku. Wskazał, że dwa podobne obiekty w tak bliskiej odległości będą odbierać sobie klientów i żaden nie zarobi. U nas jest podobnie, bo przecież, z kłopotami, ale powstaje aquapark w Słupsku. Nie ma Pan obaw, że oba będą sobie szkodzić, a przez to koszaliński nie będzie rentowny?

- Trochę mnie to dziwi, że w Słupsku na razie panuje cisza i nikt jasno nie zapowiedział kontynuowania budowy. A proszę spojrzeć, że tam już kilkadziesiąt milionów złotych w sprzęcie stoi pod gołym niebem i niszczeje. Nawet jednak jeśli park w Słupsku powstanie, to odległość między naszymi miastami jest większa niż między Szczecinem a Gryfinem, więc nie powinniśmy sobie przeszkadzać.

- Skoro w weekendy koszalińskie centra handlowe są oblegane przez mieszkańców miast położonych nieraz nawet kilkadziesiąt kilometrów stąd, to równie dobrze zamiast do naszego aquaparku mogą oni pojechać do Słupska. A przecież liczyliśmy także na klientów z regionu.

- Ja widzę to inaczej - przecież po drodze ci ludzie mają inne centra handlowe, ale do Koszalina przyciąga ich lepsza oferta. I aquapark będzie działał pod tym względem tak samo - przyciągał klientów konkurencyjnymi atrakcjami. W mojej ocenie będzie miał na tyle interesującą ofertę, żeby zachęcić mieszkańców całego regionu.

Kiedy w tygodniu pojechałem na miejski basen, żeby trochę popływać, było po sześć osób na jednym torze. Skoro teraz nasz basen jest przesycony, to ci klienci w dużej części "przejdą" do aquaparku.

Poza sezonem mieszkańcy Koszalina wystarczą, a w sezonie dojdą ludzie z Wybrzeża na odcinku od Kołobrzegu do Jamna, gdyż w pobliżu innej takiej atrakcji nie będzie. Parę razy byłem w sezonie w Darłowie i tam kolejka do aquaparku była czasem na dwie, trzy godziny. Tak samo będzie u nas.

- To, co Pan mówi jest poparte jakimiś analizami, czy to tylko myślenie życzeniowe?

- Jeszcze w poprzedniej kadencji była robiona analiza opłacalności aquaparku i te wszystkie kwestie były uwzględnione. Liczba turystów, potencjał regionu, zainteresowanie mieszkańców itp. Obliczenia czyniliśmy na podstawie racjonalnej ceny biletów, na którą byłoby stać zwykłych ludzi. Z tych analiz wynika, że aquapark będzie dochodowy, inaczej bank nie udzieliłby kredytu. Obiekt nie tylko obsłuży jego spłatę, ale i zarobi na siebie. Założeniem jest bowiem, że co kilka lat, by utrzymać konkurencyjność, będzie trzeba dokładać jakąś atrakcję. Zapewniam, że ich koszty nie będą obciążać koszalinian.

Koszalin nigdy nie będzie typowym miastem pobytowym, raczej miastem zaplecza logistycznego i turystyki okazjonalnej. I takimi atrakcjami przyciągniemy turystów w momencie choćby załamań pogody. Wówczas całe wybrzeże zjeżdża do forum, więc zarządzająca aquaparkiem spółka samorządowa będzie musiała zadbać o przyciągnięcie ich do siebie.

- Czyli wiadomo już, że - podobnie jak halą - parkiem wodnym będzie zarządzał ZOS? Nie będzie przetargu na operatora?

- Nie musi być. Nie wiem jednak czy będzie to ZOS, bo decyzji jeszcze nie podjąłem. Kiedy obiekt będzie w stanie surowym zamkniętym - co planujemy na październik - wtedy będziemy się zastanawiać.

- A od czego zależy decyzja?

- Od tego, jak ZOS będzie przygotowany, by ten aquapark prowadzić. W mojej ocenie jest jedyną firmą w Koszalinie, która ma doświadczenie w eksploatacji basenów.

- Nie porównujmy prowadzenia niewielkiego baseniku do skutecznego zarządzania ogromnym kompleksem. Czy ZOS ma potencjał ludzki, czy znów trzeba będzie pozyskiwać "fachowców z rynku"?

- Tego jeszcze nie wiem. Być może będą to ci, którzy bezpośrednio budują aquapark, bo znają cała technologię, a to zupełnie inny świat, niż to, co było budowane choćby kilkanaście lat temu. Jeśli chodzi zaś o kwestie związane z bezpieczeństwem, administracją, to ZOS jest jedyną firmą, która tak naprawdę wie o co w tym chodzi.

- Czyli nowy wiceprezes ZOS może już szykować się do objęcia stanowiska dyrektora przyszłego aquaparku?

- Tego nie powiedziałem.

- Inwestycję od początku do końca realizuje samorząd, a wydaje się, że tego typu przedsięwzięcia powinni brać na siebie inwestorzy prywatni, ponosząc jednocześnie ich ryzyko. Przez pryzmat swoich doświadczeń potwierdza to także burmistrz Gryfina.

- Myśmy przecież cztery lata rozmawiali z partnerem prywatnym, a pokłosiem tego jest spółka "Błękit Bałtyku". Ilekroć jednak wydawało się, że wszystko jest dogadane, pojawiały się dodatkowe żądania, czas płynął, a inwestycja się nie przybliżała. Zatem musieliśmy to wziąć na siebie. W Polsce chyba jest tylko jeden udany przypadek realizacji takiego przedsięwzięcia w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego.

- Skoro inwestorzy prywatni wyraźnie nie garną się do tego typu przedsięwzięć, to może nie jest to wcale taki dobry interes, a wasze wyliczenia nie są realne.

- Cały czas powtarzam, ze ogólnie to nie są łatwe inwestycje. Rynek jest taki, że prywatny przedsiębiorca tego nie wybuduje, bo nie ma firm z odpowiednim doświadczeniem w budowie i prowadzeniu aquaparków. Przez lata pojawiało się wprawdzie mnóstwo spółek, które chciały budować, ale - delikatnie mówiąc - były dość dziwne i nic z tego nie wynikało. Za granicą to się udaje, bo tam jest zupełnie inny rynek i klient, który jest skłonny płacić więcej za taką rozrywkę.

Czytaj e-wydanie »
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty