- Po pierwsze byłam zdziwiona, że trasę, którą co rok pokonywałam samochodem z Krakowa do Koszalina i wynosiła 704 kilometry, pociągiem jedzie się kilkanaście godzin. Okazało się, że jechaliśmy sporo nadkładając, bo trasa wyniosła aż 952 kilometry - mówi pani Alicja. - Nie miałam wyjścia, w tym roku musiałam skorzystać z usług kolei.
Pierwszy szok turystka przeżyła... w toalecie. - Szkoda, że kaloszy nie miałam ze sobą. Podłoga była cała w cieczy. Domyślam się, co to było... Co ciekawe, nikt tego przez kilkanaście godzin jazdy nie sprzątnął - opisuje.
Pani Alicja postarała się szybko zasnąć, ale rano nie było lepiej. - Na bilecie miałam inną godzinę przyjazdu do Koszalina niż była zaplanowana. Konduktor ze stoickim spokojem powiedział, że to częsty błąd. W Gdyni chciałam się upewnić, o której będę na miejscu i zobaczyłam, że wyjazd z peronu planowany jest na godzinę... 9.63. Humor mi się wtedy nawet poprawił, ale na tylko na chwilę. Zamówiłam kawę i dostałam ją na tacce, do której przykleiły mi się ręce. Była tak brudna, że odechciało mi się kawy - opowiada turystka.
Zdaniem pani Alicji, jeśli PKP nie poprawi standardu usług, przewoźnik nie ma co liczyć na poprawę kondycji finansowej. - Dopóki w wagonach nie będzie czysto, informacja nie będzie rzetelna, a pociągi nie przestaną nadkładać kilometrów, ja do nich na pewno nie wsiądę - podsumowała. - Za bilet z Krakowa do Koszalina z miejscem do leżenia zapłaciłam 133 złote. Za te pieniądze standard usług powinien być zdecydowanie wyższy!
Czy ty też miałeś ciekawą wakacyjną przygodę w podróży? Koniecznie nam o niej opowiedz! Pisz na adres: [email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?