Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po tragedii w Koszalinie - mieszkańcy mają pretensje

Marzena Sutryk [email protected]
69-latek dogrzewał się farelką. Piecyk ustawił na krześle. Zasnął. Wtedy ogień rozprzestrzenił się, a mężczyzna spalił się żywcem.
69-latek dogrzewał się farelką. Piecyk ustawił na krześle. Zasnął. Wtedy ogień rozprzestrzenił się, a mężczyzna spalił się żywcem. archiwum
Lokatorzy z bloku przy ul. Dąbrowskiego, gdzie wybuchł pożar, opowiedzieli nam wczoraj, że ledwo uszli z życiem. Spali, gdy w klatce obok paliło się.

O tym pożarze informowaliśmy w niedzielę na gk24. Przypomnijmy, pożar wybuchł w mieszkaniu przy ul. Dąbrowskiego 32. Samotnie mieszkający 69-latek dogrzewał się farelką. Piecyk ustawił na krześle. Zasnął. Wtedy ogień rozprzestrzenił się, a mężczyzna spalił się żywcem...

- Piszecie o tym, jak to strażacy błyskawicznie zareagowali i poradzili sobie z ogniem - mówi nam Barbara Szumiło, która mieszka klatkę obok, pod numerem 34. - A ja mam proste pytanie: dlaczego nie było ewakuacji z sąsiednich mieszkań? Nikt do nas nie zapukał, nie ostrzegł przed zagrożeniem, a kompletnie nie słyszeliśmy zamieszania przed budynkiem. W pewnej chwili, to było około 6 rano, obudziło mnie drapanie w gardle, w domu było pełno dymu, aż w oczy szczypało. Szczęście, że w porę się obudziłam, bo tak to pewnie z całą rodziną byśmy się potruli. Pobudziłam męża, dzieci. Mąż pobiegł do strażaków. Ci wpadli do nas i szybko pootwierali okna, żeby przewietrzyć dom.

Interwencje policji. Więcej na www.gk24.pl/997

Pani Barbara opowiada o tym, że potem bardzo źle się czuła. - Wymiotowałam, kręciło mi się w głowie - opowiada. - A najbardziej ucierpiała nasza 8-letnia córka. Była słaba, blada, wymiotowała. W końcu zawieźliśmy ją do izby przyjęć. Lekarz zdecydował, żeby została w szpitalu. Dostała kroplówkę, wzmocniła się i wczoraj została wypuszczona do domu. jest z nią coraz lepiej.

Piotr Skrzypiński, rzecznik koszalińskiej komendy straży pożarnej, wyjaśnia, że dowódca, który kieruje akcją, podejmuje stosowne decyzje na gorąco. - Tak też było i tym razem. Nie ma sztywnych wytycznych, kogo i z których mieszkań należy ewakuować - mówi strażak. - Dowódca ocenia, jaki jest stopień zagrożenia i jednocześnie - co dalej robić. Najwyraźniej w tej sytuacji uznał, że nie ma potrzeby, żeby wszystkich wokół ewakuować. A dym doszedł do piwnicy, a następnie dostał się do sąsiednich mieszkań.

- Byłem na miejscu i widziałem, jak pracowali strażacy - mówi Romuald Kaczmarek, lekarz. - Wyganiali ludzi z mieszkań, kazali otwierać okna i wietrzyć. Widziałem też, jak ktoś z ostatniego piętra buntował się, że on nigdzie nie ma zamiaru iść.

Udostępnij

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!