MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Próba sił. Straż Miejska kontra handlarze [wideo]

Iwona Marciniak
Michał Świderski
Na stoiskach pojemniki na jajka, jako "wytłaczanki nadmorskie", puste butelki "na wodę morską", albo pojedyncze sztuki odzieży i napisy: "ekspozycja stała", "nie do sprzedaży"- oto co można było zobaczyć w sobotę na kołobrzeskiej promenadzie.

Jedno z takich stoisk po przepychance zlikwidowali strażnicy miejscy. Po ich odjeździe handlarz natychmiast wyłożył kolejną "ekspozycję".

Dziś pierwszy dzień obowiązywania "kołobrzeskiej" nowelizacji Kodeksu Wykroczeń, zezwalającej na rekwirowanie towaru handlującym bezumownie na terenie należącym do gminy lub przez nie zarządzanym. To, że na kołobrzeskim Bulwarze Szymańskiego, na którym kolejne władze toczyły bezskuteczne boje z tzw. dzikim handlem dojdzie do próby sił było pewne. Jeszcze przed południem, między stoiskami "legalnymi" (ich właściciele nabyli prawa do lokalizacji biorąc udział w przetargu), zaczęli się rozkładać z towarem ci, którzy od lat handlują bez umowy z miastem, ale jak Jacek Sawalski z Kołobrzegu, przekonują, że prawo do prowadzenia działalności gospodarczej w dowolnym miejscu gwarantuje im Konstytucja, a ich obecność na promenadzie miasto sankcjonowało pobierając od nich opłatę targową. - Tak jest, to forma demonstracji - mówił nam Jacek Sawalski. - Jeśli od dziś strażnicy miejscy mają prawo zabierać mi towar, to niech zabierają ten - wskazywał na pojemniki na jajka z napisem "wytłaczanki nadmorskie", puste butelki :na wodę morską" i opakowania po margarynie "na morski piasek". - Nie handluję, więc przepisów nie łamię. Będę tu z tymi śmieciami przychodził, a z bulwaru nie odejdę. Takich ja ja jest więcej - mówił. Na pytanie z czego będzie żył, skoro handel na bulwarze to jak mówi, jedyne jego źródło utrzymania, odpowiadał: - Sprzedaż można prowadzić w różny sposób.

Podobnych demonstracyjnych "ekspozycji", tyle że z niewielką ilością odzieży, galanterii skórzanej, było jeszcze kilka. - To jakiś happening? - pytali spacerujący po promenadzie. Niektórzy pytali o cenę towarów: - Nie są na sprzedaż - słyszeli w odpowiedzi. - Chcę handlować legalnie, ale na kilkanaście tysięcy dzierżawy za sezon mnie nie stać - mówił mężczyzna przy kolejnym stoisku. - Zostanę tu, będę tu prezentować mój towar, a sprzedawać będę w internecie - mówił. - Straż Miejska nas nęka mandatami, a pozwala np. na niby legalny handel czapkami. Zobaczcie, zajmują dobre osiem metrów! - wskazywał na sąsiednie, legalne stoisko. - A przecież w strefie A uzdrowiska dozwolone są tylko pamiątki. To nierówne, niesprawiedliwe traktowanie.

Strażnicy Miejscy pojawili się ok. godziny 13. Spisywali dane, sporządzali wnioski do sądu o ukaranie i dawali pół godziny na likwidację stoisk. Byli N abulwarze i na deptaku przy ul. Rodziewiczówny. Zlikwidowali tylko jedno: "ekspozycję" bodaj najbardziej zaprawianego w bojach, pochodzącego ze stolicy handlarza, od wielu lat sprzedającego na bulwarze odzież niedaleko latarni morskiej. Gdy strażnicy zaczęli ładować jego towar do kartonu doszło do przepychanki. - Nie macie prawa! Jak brzmi nowy przepis?! No jak?! "Kto prowadzi sprzedaż... "! A ja tu niczego nie sprzedaję! - pytał handlarz. W odpowiedzi słyszał, że na ekspozycje na cudzym gruncie też trzeba mieć pozwolenie, lub: - Rozstrzygnie to sąd.

Gdy zgarniał swoje swetry, szaliki, strażnicy chwycili go pod ręcę i zabrali resztę "ekspozycji". Każdą jej cześć wpisano do protokołu. Handlarz wezwał policję. Ta i tak miała zabezpieczać działania strażników. Od policjantów usłyszał, że zbadają sprawę i jeśli okaże się, że Straż Miejska działała nieprawnie, odzyska towar.

Gdy strażnicy odjechali, handlarz wystawił kolejne stoisko z ciuchami "nie na sprzedaż". Powrotu strażników juz się nie doczekał. Podobnie jak pozostali, którzy zwinęli się, gdy zaczęło się zmierzchać. Po godz. 13 na bulwarze pojawił się prezydent Kołobrzegu Janusz Gromek. - To co robią ci ludzie to kpina z prawa, z tych którzy handlują legalnie. Łamią prawo, które dotyczy nas wszystkich, ze mną włącznie - mówił dziennikarzom. - Ale wreszcie mamy prawo, które jestem pewien, że da się skutecznie wyegzekwować.

Jutro najprawdopodobniej dojdzie do powtórki sobotnich wydarzeń. Jedna i druga strona zapowiada działania do skutku. Zgodnie z nowelą Kodeksu, od momentu zabezpieczenia towaru do decyzji sądu o jego przepadku lub zwrocie nie może minąc więcej niż siedem dni.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo