Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Proboszcz, który przyrównał pieniądze, jakie dostaje na tacę do papieru toaletowego pożegnał się z parafianami. Ostatnim kazaniem księdza ludzie czują się obrażeni

Andrzej Gurba, [email protected]
Ksiądz Stefan Maliczewski nie chciał się wypowiedzieć do gazety.
Ksiądz Stefan Maliczewski nie chciał się wypowiedzieć do gazety. Fot. archiwum
Proboszcz podmiasteckiego Dretynia podzielił wieś. Jedni go bronią, inni nie mogą mu wybaczyć pożegnalnego kazania, w którym wypomniał parafianom wiele rzeczy.

Dretyń to największa wieś w gminie Miastko. Mieszka w niej około tysiąca ludzi. Leży przy ruchliwej drodze krajowej. Ksiądz Stefan Maliczewski był tu proboszczem przez 18 lat. A w zasadzie jeszcze jest, bo do kolejnej parafii w Turowie koło Szczecinka przeprowadza się za dwa tygodnie.

Niedzielne kazania były jego pożegnaniem z parafianami. Bardzo kontrowersyjnym.

Co trafiało na tacę

- Przykro było słuchać niektórych słów proboszcza. Przyrównał pieniądze, które dostawał na tacę, do banknotów, które służyły do podcierania się po załatwieniu potrzeb fizjologicznych. Tak to zrozumiałem - oznajmia Jan Szymański z Dretynia.
- Wyszło na to, że za mało dawaliśmy na tacę. Zdziwiłam się, bo ksiądz raczej nigdy o pieniądze dla siebie nie zabiegał. Nie wiem, być może wylał publicznie jakieś swoje skrywane żale - komentuje kolejna osoba.

- Strasznie się zdenerwowałam słowami proboszcza. Nawet głośno powiedziałam, że moja noga więcej w kościele nie postanie - nie kryje oburzenia kolejna parafianka (imię i nazwisko do wiadomości redakcji). - I nie chodzi tylko o te banknoty z tacy. W kazaniu padło wiele innych słów, którymi poczułam się dotknięta. Ksiądz powiedział, aby nie zapraszać go do parafii po jego odejściu, aby udzielał ślubów czy aby kogoś pochować, chyba że go następca zaprosi.

Słowa, które zabolały

W swoim pożegnaniu proboszcz podsumował 18 lat spędzonych w parafii. Niemal z aptekarską dokładnością wyliczał budowy, remonty. Policzył też liczbę chrztów, bierzmowań, związków małżeńskich i pogrzebów.

- Tak ogólnie to mało tam było duchowego pożegnania, a dużo materialnych spraw. Nie wiem też, w jakim celu proboszcz powiedział, że sami powinniśmy wiedzieć, kto udzielał się we współpracy, a kto używał krytykanctwa i oszczerstw w stosunku do niego. Takie słowa bolą, bo niepotrzebnie dzielą - komentuje parafianka (imię i nazwisko do wiadomości redakcji).

W pożegnaniu dostało się też szkole, dziennikarzom i radzie parafialnej.

Szkole proboszcz wypomniał rok 1993, bo ówczesna dyrekcja nie zgadzała się, aby palacz palił także na plebanii. Dziennikarze, wymienieni z nazwiska, w tym niżej podpisany, zostali posądzeni o rzucanie księdzu kłód pod nogi przy remoncie kościoła. Radzie parafialnej ksiądz miał za złe, że nie zgodziła się oddać cmentarza do zarządzania komuś z zewnątrz. - To było kilka lat temu. Ksiądz nie chciał dalej zajmować się cmentarzem - zdradza członek rady parafialnej.

- Po sposobie, w jaki ksiądz się z nami pożegnał, dziwię się, że wytrzymał z nami tyle lat - zauważa parafianka.

Jedno kazanie zasług nie przekreśla

Nie wszyscy mieszkańcy Dretynia poczuli się dotknięci pożegnaniem księdza.
- Nie było tam nic niewłaściwego. Ksiądz Stefan to wspaniały człowiek i kapłan. Wiele razy dawał przykład swojej bezinteresowności. Nie dam o nim powiedzieć złego słowa. W kazaniu podziękował nam za wspólne działanie na rzecz parafii - mówi mieszkanka blokowiska w Dretyniu.

- Ksiądz był zawsze dla parafian otwarty i życzliwy, choć trzeba przyznać, że w bezpośrednich kontaktach nie zawsze łatwy do zaakceptowania. Jednak naprawdę pomagał ludziom jak potrafił, zwłaszcza tym w trudnej sytuacji materialnej - podkreśla mieszkaniec Dretynia. - Niestety, w elaboracie proboszcza, podsumowującym osiemnaście lat w parafii, znalazło się kilka niezręcznych sformułowań, które mnie wzburzyły. Niepotrzebnie wypominał ksiądz podczas pożegnalnej mszy wybryk nastolatków, który zbulwersował go przed wielu laty. Chodziło o to, w jakim celu można używać pieniędzy, a nie o to, czy i ile parafianie dają na tacę. Tak ja to zrozumiałem. Uważam, że jedno mniej udane kazanie nie może przekreślać całej pracy duszpasterskiej i dyskwalifikować księdza jako kapłana.

Teresa Kostecka z Dretynia nie ukrywa, że czuje się blisko związana z proboszczem. Bardzo się udziela w miejscowej parafii. - To dobry ksiądz i człowiek. Można mnożyć przykłady. Jeździł z chorym dzieckiem na leczenie własnym samochodem do Warszawy. Nie żądał od parafian pieniędzy. Nie miał pretensji, jak ktoś nie dał nic na przykład na kolędzie. Wspólnie udało nam się wiele w parafii zrobić - mówi Kostecka. Dodaje jednak, że i jej niektóre słowa pożegnalnego kazania nie przypadły do gustu.
- Były one po prostu niepotrzebne. Różnie można było je zrozumieć - oznajmia Kostecka.

W sprawie pożegnalnego kazania ksiądz Maliczewski nie chciał się wypowiedzieć, mimo że prosiliśmy go o to kilkakrotnie. Wiemy, że ksiądz po swoim pożegnaniu dzwonił do niektórych osób i miał tłumaczyć się z tego, co powiedział.

- Ta rozmowa była prywatna. Nie będą mówiła o jej treści - usłyszeliśmy od osoby, do której ksiądz wykonał telefon.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!