MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trzy pary i singiel

Ilona Stec [email protected]
Rodzina Plewków w komplecie.
Rodzina Plewków w komplecie. Radosław Brzostek
Dziewięcioosobowa rodzina Janiny i Krzysztofa Plewków ze wsi Czaple w gminie Świeszyno od lat żyje w biedzie.

Bo chociaż w Polsce ogłoszono politykę prorodzinną, to oni jakoś tego nie odczuwają. Ale są wyjątkowi. Dlaczego? Aż sześcioro spośród siedmiorga dzieci Plewków przyszło na świat parami.

Pierwsi urodzili się Piotr i Paweł. Mają teraz po 21 lat. Piotr uczy się na rzeźnika. Myśli o wyjeździe do pracy za granicę. Upatrzył sobie Irlandię, bo tam - jak słyszał - potrzebują masarzy i dobrze płacą. W wakacje jednak chce popracować w Polsce, by zarobić na wyjazd. Paweł wyuczył się na ślusarza i szuka pracy.

A to niespodzianka
Pierworodni przyszli na świat jako wcześniaki, w ósmym miesiącu ciąży. - Obaj ważyli po 2150 gramów. Byłam gruba, ale nie myślałam, że mogę mieć bliźnięta - wspomina Janina Plewka.

Mariusz i Darek, obecni 19-latkowie, też sprawili rodzicom niespodziankę. - Drugie bliźniaki urodziłam w szóstym miesiącu. Jeden ważył 1750 gramów, drugi - jak starsi bracia - 2150 - recytuje ich mama. Jedno z dzieci przyszło na świat z wodogłowiem, było operowane. Obaj chłopcy jeszcze się uczą.

Po nich przyszedł na świat "singiel" - Józek, 15-letni obecnie gimnazjalista. Kiedy miały urodzić się Aleksandra i Alicja, badanie USG wykazało, że znów dzieci jest więcej - dwoje, a może i troje. Nie wiadomo było, jakiej są płci. Po pięciu chłopcach dziewczynki sprawiły rodzicom wielką radość.

Rodzinny spadek
Raczej nie ma wątpliwości, że to sprawka genetyki. Pani Janina ma siostry bliźniaczki.

- Kiedy były małe, były różne - jedna podobna do taty, druga do mamy. Teraz właściwie wszystkie jesteśmy do siebie podobne. Oprócz nich mam jeszcze dwie siostry. Co ciekawe, żadna z moich sióstr bliźniaczek nie ma bliźniąt. A ja nie byłam bliźniakiem i mam aż trzy pary. Bliźnięta ma też córka jednej z bliźniaczek - wyjaśnia rodzinne zawiłości Janina Plewka.

- U mnie ze strony ojca były bliźniaki. Dziadek miał dwóch synów, ale obaj zginęli na wojnie. Podobno byli jednakowi. Stryjenka też miała bliźniaki, podobne do siebie, jak dwie krople wody - opowiada pan Krzysztof.

Bliźnięta Plewków w każdej z par są różne. Ola jest drobniejsza od Ali, Piotr przerósł Pawła. - Oni są wszyscy tacy - jedno większe, drugie mniejsze - mówi ojciec. - Tylko Józek jest taki duży, jak Piotrek - wtrąca Ola.

Z podobieństwem też się wymieszało. - Piotr jest bardziej podobny do Darka i Ali, a Ola do Józka, Mariusza i Pawła - wyjaśnia mama. Dziewczynki chodzą do jednej klasy, ale nie siedzą w jednej ławce. Mają też różne charaktery. Ola jest większą rozrabiarą. Ala chętniej się uczy, dużo czyta. Chłopcy też są różni.

Dopóki była ferma, była praca
Nigdy im się nie przelewało, ale kiedyś jakoś sobie radzili. Krzysztof Plewka pracował w fermie świń należącej do zakładu rolnego - Potem wszystko padło, pegeery poplajtowały. Trochę jeszcze prywatnie robiłem, ale miałem wypadek - opowiada.

Wpadł z rowerem do niezabezpieczonej studzienki kanalizacyjnej przy drodze. Miał uraz kręgosłupa, pękniętą czaszkę. Uznano go za niezdolnego do pracy. Popadli w biedę, brakowało na czynsz, na jedzenie. Wtedy - jak twierdzą - przeżyli życiowy koszmar. Odebrano im dzieci. Dziewczynki miały kilka miesięcy, najstarsze bliźniaki - 11 lat.

- Nie było żadnego tłumaczenia. Zapadła decyzja, zabrali dzieci i umieścili w placówkach - opowiada pani Janina. Dziewczynki dość szybko wróciły do rodziców. Chłopcy byli poza domem przez pięć lat.

- Długo włóczyliśmy się po sądach, żeby ich odebrać. Mieliśmy taką dobrą panią sędzię, która bardzo nam pomogła. Jeździła z nami, starała się o to, żeby dzieci wróciły do nas i udało się. 3 listopada 2002 roku wszystkie były już w domu - mówi pani Janina.

Dziękuję Bogu za każdy dzień
Mieszkają w czterorodzinnym popegeerowskiem bloku wybudowanym 50 lat temu. Mają dwa pokoje zastawione wersalkami, kuchnię i łazienkę. Ciasno, ale cieszą się, że są na swoim. Udało im się wykupić mieszkanie na własność, za odszkodowanie po wypadku. Meble są bardzo zniszczone. Mieszkanie dawno nie było remontowane.

- Wciąż brakowało pieniędzy. Teraz chcielibyśmy je wyremontować, mamy już trochę farby - mówi Krzysztof Plewka.

Piece poprzestawiał sam, żeby było taniej.

Jakby biedy w tej rodzinie było mało, ponad rok temu pani Janina była operowana z powodu nowotworu. Kiedy jeździła do lekarzy do Szczecina, chłopcy dorabiali, gdzie się dało, żeby miała na podróż i jakiś soczek w szpitalu. Teraz żadnej specjalnej diety nie stosuje, nie stać jej. Je to, co jest w domu. Unika tylko tego, co wzdyma - kapusty, grochu. Czuje się dobrze i to ją cieszy. - Wstaję rano i dziękuję Bogu za każdy dzień - mówi pani Janina.

Ledwie wiążą koniec z końcem
Pan Krzysztof jest na kuroniówce, wcześniej pracował w ramach robót interwencyjnych. Oprócz zasiłku dla bezrobotnych, Plewkowie mają jeszcze rodzinne. Pomaga im też ośrodek pomocy społecznej - finansuje dzieciom posiłki w szkołach. Pani Janina ma około 200 zł stałego zasiłku dla niepełnosprawnych.

Uprawiają 30-arową działkę, żeby mieć swoje warzywa. Co roku mieli własne kartofle. Wystarczało i do jedzenia, i na sadzeniaki. W tym roku swoich sadzeniaków nie mają, bo był nieurodzaj. Martwią się, bo ziemniaki podrożały.

Kiedyś pan Krzysztof robił na drutach swetry i skarpety. Robótek nauczył chłopaków, ale teraz nie robią, bo nie mają z czego. Dzieci pomagają w utrzymaniu rodziny. Całe wakacje pracują, w sezonie zbierają jagody. Chłopcy zatrudniają się też na budowach, czasem pomogą komuś w ogródku albo w gospodarstwie.

Nie mają wielkich wymagań. Codziennie zjadają 10 bochenków chleba, dwie paczki margaryny. Trzeba też kupić coś do chleba, ugotować jakiejś zupy. 200 złotych co miesiąc wydają na leki. Na to musi starczyć.

Może ktoś pomoże

Krzysztof Plewka szuka pracy. - Jest złotą rączką, dużo potrafi - chwali go żona. Trudno mu znaleźć robotę, bo wiek już nie ten i z dojazdem kiepsko. Czaple leży na pustkowiu, z dala od głównych dróg. Mają jednak nadzieję, że może ktoś zechce go zatrudnić.

Janina Plewka napisała do redakcji list, w którym za naszym pośrednictwem prosi ludzi dobrej woli o pomoc. - Nigdy bym nie napisała, ale tak nam ciężko. Przekonała mnie sąsiadka, potrzebujesz pomocy, jak mało kto - tłumaczyła. Rzeczywiście w tym roku jest nam jeszcze ciężej przez tę moją chorobę - mówi z zażenowaniem pani Janina.

Potrzebują mebli do dwóch pokoi i do kuchni, dywanów lub wykładzin, wersalek. Mogłoby być też łóżko piętrowe, bo mieszkanie ciasne. Przydałaby się pralka - najlepiej zwykła, wirówka, kuchnia - westfalka, zamrażarka, telewizor i inne rzeczy potrzebne w domu - nawet naczynia. Byliby też wdzięczni za odzież, szczególnie dla dziewczynek (rozmiar 146, nr buta - 36). Jeśli ktoś ma zbędne rzeczy i chciałby je podarować, może się kontaktować z rodziną Plewków pod numerem telefonu: 0515 319 545. Janina Plewka prosi też w swoim liście o pracę dla męża i syna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gk24.pl Głos Koszaliński