Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojsko nas bombarduje

Krzysztof Bednarek
Ryszard Kacała pokazuje miejsce na podwórku, na które we wtorek spadł odłamek pocisku artyleryjskiego.
Ryszard Kacała pokazuje miejsce na podwórku, na które we wtorek spadł odłamek pocisku artyleryjskiego. Krzysztof Bednarek
Kilkukilogramowy odłamek pocisku artyleryjskiego spadł na podwórko Wandy i Ryszarda Kacałów z Głęboczka w gminie Czaplinek. W pobliżu bawiły się dzieci.

Tym razem nikomu nic się nie stało.

Właściciele posesji za wypadek obwiniają saperów, którzy na pobliskim poligonie co jakiś czas detonują niewybuchy. Wojsko zaprzecza. - To był fragment pocisku z okresu II wojny wykopany z ziemi - zapewniał wczoraj por. Marcel Podhorecki, rzecznik 12. szczecińskiej dywizji.

Kilka budynków kolonii Głęboczek sąsiaduje z koszarowym ośrodkiem szkolenia JW w Złocieńcu, wchodzącej w skład 12. szczecińskiej dywizji. W odległości kilometra od zabudowań zlokalizowany jest punkt, w którym saperzy od lat detonują niewybuchy. Najczęściej są to pociski artyleryjskie z II wojny, znalezione w okolicy.

- Do tej pory cierpliwie znosiliśmy niedogodności związane z ćwiczeniami i detonacjami - powiedziała nam wczoraj Wanda Kacała. - Teraz czujemy się zagrożeni.

We wtorek o godz. 17 mieszkańcy Głęboczka najpierw usłyszeli huk, potem zobaczyli dym unoszący się nad lasem, a w chwilę później metalowy walec o średnicy 15 cm i długości 20 cm spadł w odległości zaledwie 4 m od nóg Ryszarda Kacały, który był w tym czasie na podwórku. Mężczyzna natychmiast wezwał policję.

Po dwóch godzinach przyjechała również Żandarmeria Wojskowa. Na miejscu pojawili się saperzy, którzy stanowczo zaprzeczyli, że na posesji jest fragment jednego ze zdetonowanych przez nich na poligonie pocisków. W tym miejscu wysadzane są pociski zawierające nie więcej niż 50 kg materiałów wybuchowych, a to zdaniem specjalistów wojsk inżynieryjnych wyklucza, by odłamek o wadze kilku kilogramów spadł na posesję znajdującą się w odległości 1 km od miejsca wybuchu.

- Żołnierze, którzy przyjechali po odłamek pocisku, byli aroganccy. Dowódca patrolu nie chciał się przedstawić. Wmawiali nam, że coś się nam przywidziało. Zabrali odłamek i odjechali. Nawet protokołu nie spisali. A przecież w czasie detonacji byłem na podwórku i wszystko widziałem - powiedział Ryszard Kacała. Właściciel posesji uważa, że sprawą powinna zająć się policja i prokuratura. - Tu chodzi o bezpieczeństwo kilkudziesięciu mieszkańców kolonii Głęboczek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!