Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybory lokalne w Turyngii: Prawicowi ekstremiści przejmują władzę

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
Robert Sesselmann
Robert Sesselmann Facebook / Robert Sesselmann
Okręg Sonneberg w południowej Turyngii ma nowego starostę. Został nim w niedzielę Robert Sesselmann – 50-letni prawnik i poseł do parlamentu krajowego w Erfurcie z ramienia skrajnie prawicowej partii Alternative für Deutschland. Zwycięstwo AfD, mimo że symboliczne, wywołało panikę w całych Niemczech. Bo może być bowiem zapowiedzią zawalenia się całej obecnej sceny politycznej.

O zwycięstwie Roberta Sesselmanna zadecydowała w niedzielę druga tura wyborów. Polityk zapewnił sobie w niej 5,6 procentową przewagę nad kandydatem CDU, dotychczasowym starostą miasta, Jürgenem Köpperem. Według wstępnych wyników polityk AfD uzyskał 52,8 proc. głosów. Jego przeciwnik zaś tylko 47,2 proc. I to mimo poparcia sojuszu pozostałych partii.

Demokraci biją na alarm

Być może wybory do władz powiatowych niespełna 24-tysięcznego miasteczka przeszłyby niezauważone. Jednak w przypadku Sonnebergu chodzi o coś dużo więcej, niż tylko o fotel starosty. Zwycięstwo Sesselmanna jest bowiem pierwszym przypadkiem w powojennej historii RFN, że najwyższy urząd miejski zdobywa partia prawicowo-populistyczna, uznawana przez niektórych za ugrupowanie ekstremalne lub nawet neonazistowskie. Wybory lokalne w graniczącym z Bawarią okręgu Sonneberg mają więc przede wszystkim znaczenie symboliczne. Ponieważ pokazały, że skrajna prawica w Republice Federalnej może skutecznie działać w ramach obowiązującej demokratycznej konstytucji.

Mimo to Georg Maier, przewodniczący SPD, pełniący jednocześnie funkcję ministra spraw wewnętrznych Turyngii, nazwał wynik niedzielnych wyborów „sygnałem alarmowym dla wszystkich sił demokratycznych”. Zauważył również, że ani dotychczasowe apele przeciwko AfD, ani obserwacja tego ugrupowania przez Urząd Ochrony Konstytucji, nie zmniejszają jego poparcia.

- Nadszedł czas, aby odłożyć na bok interesy polityczne i wspólnie bronić demokracji - zaapelował do polityków.

Dlaczego? Powodów jest kilka… Ale najważniejsze są dwa: pierwszy – bo fakt, że taki sukces odniosła partia, której jednym z liderów jest Björn Höcke, szef frakcji AfD „Der Flügel ”, którą BND uważa za organizację ekstremistyczną - Höcke znany jest m.in. z eurosceptycznych poglądów i opinii, że „Niemcy są republiką bananową, rządzoną przez idiotów”.

Drugim powodem, jest to, że sukces w Sonnebergu potwierdził błyskawicznie rosnącą w całych Niemczech popularność skrajnej prawicy, zwłaszcza wśród rozczarowanych nieudolnością rządu Olafa Scholza mieszkańców miast.

Trzeba zdefiniować ducha jedności

Według najnowszych sondaży AfD ma już 20 procent poparcia w skali kraju. Czyni ją to drugą siłą, po będącej obecnie w opozycji frakcji parlamentarnej CDU/CSU. Partia Alicji Weidel i Tino Chrupally popularna jest zwłaszcza we wschodnich landach. W byłym NRD może już liczyć na około 30 procent elektoratu. Nic więc dziwnego, że partie systemowe są coraz bardziej zaniepokojone jej sukcesami.

Współprzewodnicząca partii Zielonych, Ricarda Lang określiła wynik niedzielnych wyborów jako „niepokojący”.

- Jest to ostrzeżenie dla wszystkich sił demokratycznych, najwyższy czas, aby pomimo sporów wszystkie siły demokratyczne zaczęły wspólnie bronić demokracji - stwierdziła polityk Zielonych i dodała, że „AfD celowo podsyca strach i wznieca nienawiść”.

- Ta partia nie jest zainteresowana tym, żeby kraj dobrze sobie radził. Musimy być lepsi w zapewnianiu bezpieczeństwa w czasach zmian, zwłaszcza jeśli chodzi o kwestie społeczne i gospodarcze” – dodała Lang.

Komisarz Lewicy Wschód, Sören Pellmann określił zwycięstwo AfD politycznym punktem zwrotnym.

- To musi być ostatni sygnał ostrzegawczy dla wszystkich partii w Bundestagu […] W szczególności rząd federalny nie może dłużej prowadzić polityki, która nie rozwiązuje problemów, ale tworzy dodatkowe – zwrócił się z apelem do posłów Bundestagu. - Teraz ważne jest, aby w nadchodzącym roku nie dopuścić do zwycięstwa AfD w wyborach do władz landowych we wschodnich Niemczech. Aby to osiągnąć, polityka musi koncentrować

się na zwykłych ludziach. Każdy, kto chce zmniejszyć wpływy AfD, musi odzyskać wyborców – powiedział Pellmann.

Z kolei premier Turyngii, Bodo Ramelow postrzega sukces wyborczy AfD jako sygnał niezadowolenia społecznego.

- Myślę, że musimy na nowo zdefiniować ducha jedności Niemiec. Tak abyśmy przyciągnęli do siebie Niemców z byłej NRD i nie wywoływali wrażenia, że są obywatelami drugiej kategorii” – powiedział w niedzielny wieczór. Podkreślił jednocześnie, że wybory w Sonnebergu były demokratyczne, i że należy się cieszyć, iż tak wielu wyborców wzięło w nich udział.

Nie każdy wyborca AfD jest nazistą, ale…

Również Centralna Rada Żydów jest głęboko wstrząśnięta wyborczym sukcesem AfD. Jej przewodniczący, Josef Schuster zauważył, że wprawdzie „…nie każdy wyborca AfD ma skrajnie prawicowe poglądy”, ale „fakt, że tak wielu ludzi zgadza się z tym wyborem, głęboko martwi, ponieważ jest „to naruszenie tamy, którego demokratyczne siły polityczne w tym kraju po prostu nie mogą zaakceptować”.

Z przerażeniem zareagował także Międzynarodowy Komitet Oświęcimski w Berlinie. Jego wiceprezes wykonawczy, Christoph Heubner powiedział:

- Dzisiaj jest smutny dzień dla okręgu Sonneberg, dla Niemiec i dla demokracji. Większość wyborców najwyraźniej pożegnała się z demokracją i świadomie opowiedziała się za prawicową ekstremistyczną partią zniszczenia, zdominowaną przez nazistów”.

Szef AfD, Tino Chrupalla najwyraźniej nie przejął się tymi opiniami.

- Sonneberg to dopiero początek – napisał na Twitterze. - Naszą polityką przekonujemy większość do tego, że nasz program to interes obywateli. W ten sposób osiągniemy zwrot na lepsze dla Niemiec.

Politycy Afd sugerowali wiele razy, że to „polski szowinizm, skierowany nie tylko przeciw Niemcom, ale i przeciw Związkowi Sowieckiemu, szybko się rozwijał i odegrał niemałą rolę w wybuchu II wojny światowej”. Przypisują Polakom także, że to z ich inicjatywy, „zimą 1945 roku 14 milionów Niemców zostało przymusowo wypędzonych z ojczyzny lub torturowanych i zamordowanych w obozach śmierci, takich jak Łambinowice, Jaworzno czy Świętochłowice”.

Na początku czerwca br. ogromne kontrowersje wzbudziła z kolei Alice Weidel, współprzewodnicząca Alternatywy dla Niemiec. Polityk, komentując wyniki jednego z sondaży, powiedziała, że jej ugrupowanie jest najpopularniejszą partią w „Niemczech Środkowych”. Wielu obserwatorów niemieckiej sceny politycznej uznało, że jest to zawoalowana sugestia, iż na wschód od dawnej NRD są jeszcze „Niemcy Wschodnie”.

Niemiecka hipokryzja

Sytuacja w Niemczech robi się rzeczywiście gorąca. Z wszystkich stron padają apele o blokowanie prawicowych ekstremistów z AfD. I oskarżenia o jej niekonstytucyjność. I o to, że politycy Alternatywy tworzą zagrożenie dla niemieckiej demokracji.

Żaden niemiecki polityk nie mówi jednak wprost: „Jesteśmy jedyną zaporą ogniową, która to zatrzyma…”. Tak jak to ostatnio, z rzekomej troski o polską demokrację, zrobił obecny szef frakcji chadeckiej w europarlamencie, Manfred Weber - ten sam, który był zastępcą Donalda Tuska na stanowisku szefa Europejskiej Partii Ludowej.

Dlaczego przyjaciel Tuska zamiast ogłaszania gotowości do „zastąpienia PiS w Polsce i poprowadzenia tego kraju z powrotem do Europy” nie zajmie się neonazistami z AfD? Jakim w ogóle prawem niemiecki polityk wtrąca się w nasze wewnętrzne sprawy i porównuje to, co nieporównywalne?

Hipokryzja, buta, czy podwójne standardy? A może wszystko razem… Więcej o krajach niemieckojęzycznych na kanale autora: www.youtube.com/@DACHL

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wybory lokalne w Turyngii: Prawicowi ekstremiści przejmują władzę - Dziennik Bałtycki