Tylko reklamy głównego sponsora ekstraklasy i logo DBE na klubowych strojach przekonywały kibiców, że są na meczu najwyższej klasy rozgrywkowej, a nie na spotkaniu dwóch drużyn środka tabeli I ligi. Oba zespoły zaprezentowały dużo "radosnej" koszykówki, tyle że kibicom - szczególnie koszalińskim - nie było do śmiechu. Większość wzdychała za ubiegłorocznym - tak często przecież krytykowanym! - zespołem z Chudney'em Graye'em i Steffonem Bradfordem na czele. Dziś w Koszalinie nie widać zbliżonych klasą zawodników. W miarę pozytywne wrażenie z nowo pozyskanych obcokrajowców pozostawił po niedzielnym meczu Chris Hunter. Amerykanin nie jest jednak przygotowany na 40 minut walki. Trener Koniecki intensywnie eksploatował go od początku meczu i zawodnik "pękł" na początku 4. kwarty, gdy zaczęły go łapać skurcze. Występ drugiego "wieżowca", Holendra Toma Timmermansa, nie wart jest żadnego komentarza. Zamiast niego wystarczy podać statystykę zbiórek. Dysponując dwójką zawodników wyższych o 10 cm od największych graczy gości, AZS dokonał wielkiej sztuki, przegrywając w tym elemencie 26-34!?
Tylko na początku meczu kibice AZS mieli nadzieję na sukces. Po trójce Spivey'a, akademicy prowadzili pierwszy raz w tym sezonie we własnej hali 5:3 (2. min). Później Hunter podwyższył na 8:4 i… AZS stanął w miejscu. W 8. min pierwszą trójkę trafił Przewrocki i Znicz wyszedł na prowadzenie (13:10), którego już nie oddał. Do Przewrockiego należała również 2. kwarta. Zdobył w niej 11 pkt (w tym 3x3) i głównie dzięki niemu utrzymywała się przewaga Znicza. W końcówce Balcerzak i Gomes z dystansu zmniejszyli straty do 1 punktu, ale w ostatniej akcji w ten sam sposób odpowiedział Akins.
Od trójki Akinsa rozpoczęła się również 3. kwarta. Koszalińscy obrońcy skupili się na pilnowaniu Przewrockiego, zostawiając wiele swobody niskiemu Amerykaninowi oraz Łuszczewskiemu (2x3). W 28. min przewaga gości sięgnęła 15 pkt (59:44) i nad halą Gwardii zaczęło unosić się widmo klęski AZS. Bezpieczna przewaga gości utrzymywała się do 33. min (52:65). Dopiero w końcówce akademicy nacisnęli mocniej w obronie i goście zaczęli się gubić. Od 33. do 38. min Znicz nie zdobył punktu, tracąc dziewięć (61:65). W ostatnich 2 min goście nie trafili 7 rzutów osobistych z rzędu! Zamiast szukać pewnych pozycji rzutowych i zmniejszać straty, akademicy uparli się rozstrzygnąć mecz rzutami za 3 pkt. Gomes i Timmermans spudłowali w sumie 3 razy, aż wreszcie zespół z Jarosławia przełamał strzelecką indolencję (Przewrocki) i było po meczu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?