Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie podoba ci się Polska Ludowa? Wybieraj: mundur albo więzienny drelich

Rajmund Wełnic
Rajmund Wełnic
Przed kościołem garnizonowym w Budowie odsłonięto w tym roku tablicę upamiętniającą internowanie członków i sympatyków Solidarności
Przed kościołem garnizonowym w Budowie odsłonięto w tym roku tablicę upamiętniającą internowanie członków i sympatyków Solidarności Rajmund Wełnic
Jesienią 40 lat temu Polska Ludowa przymusowo wcieliła do wojska opozycjonistów. W listopadzie tego roku w rocznicę branki odsłonięto pamiątkowy kamień w Budowie.

Wzorce władze polskie komunistyczne, jak zwykle, czerpały ze wschodu, gdzie zamordystyczny system duszenia wszelkich prób oporu wygląda tak samo, gdy panował tam car, bolszewicy czy Putin. Z lekcji historii pamiętamy brankę do armii rosyjskiej, jaką zarządzili zaborcy w styczniu 1863 roku. Siłą wyciągnięto nocą z domów osiem tysięcy mężczyzn uznanych za element niepewny i nieprawomyślny. Była to bezpośrednia przyczyna wybuchu powstania styczniowego.

Branki polskie

Po ostatniej wojnie pobór do wojska stał się stałym punktem represji w Polsce Ludowej. W latach 40. i 50. do pracy w kopalniach kierowano w ramach zastępczej służby wojskowej tysiące wrogów klasy robotniczej.

W kamasze - aż do roku 1980 - kierowano także alumnów z seminariów duchownych. Dlaczego? Za sprzeciw wobec nieuznawania seminariów za szkoły wyższe. Premier Józef Cyrankiewicz tak to argumentował w roku 1959: „Ze względu na wysoce niewłaściwą atmosferę panującą w seminariach duchownych, jak również wywołującą kategoryczny sprzeciw postawę społeczną młodego duchowieństwa, minister oświaty i Urząd do Spraw Wyznań sprawować będą nadzór nad wyższymi i niższymi diecezjalnymi i zakonnymi seminariami duchownymi”. Strona kościelna zaprotestowała, więc klerycy zaczęli otrzymywać powołania do wojska. W sumie do roku 1980 i powstania Solidarności mundury założyło blisko trzy tysiące przyszłych księży, których skoszarowano w kilku jednostkach, m.in. w Szczecinie - Podjuchach.

„Bilety” do MON-u, jak nazywano w PRL-u pobór do armii, wręczano także masowo studentom relegowanym z uczelni po marcowych zamieszkach 1968 roku. Każdy zresztą protest wobec władz komunistycznych kończył się w podobny sposób - tak było po krwawych zamieszkach na Wybrzeżu w roku 1970 czy po protestach robotniczych w roku 1976.

Internowani w armii

Po sprawdzone metody sięgnięto też po wprowadzeniu stanu wojennego (grudzień 1981 r.). Jesienią 1982 Sejm PRL rozwiązał wszystkie związki zawodowe, oczywiście także NSZZ Solidarność, od blisko roku po 13 grudnia działającą w podziemiu. Do obozów internowania trafiło około 10 tysięcy osób z opozycji. Komuniści obawiali się jednak kolejnych protestów po decyzji parlamentu i wobec zbliżających się rocznic wprowadzenia stanu wojennego i utworzenia Solidarności. Pozostałych na wolności opozycjonistów postanowili więc ulokować w wojsku.

Warto tu wspomnieć, że masowy pobór nawet 250 tysięcy działaczy związkowych do Ludowego Wojska Polskiego rozważano w resorcie obrony jako alternatywę wobec stanu wojennego i internowań. Ktoś jednak najwyraźniej sprawę przemyślał, bo taka liczba uzbrojonych opozycjonistów w koszarach mogłaby się skończyć powstaniem i nawet LWP mogłoby wypowiedzieć posłuszeństwo.

W sumie pod pretekstem ćwiczeń i powołań w listopadzie 1982 roku do armii wcielono ponad 1700 osób wytypowanych przez Służbę Bezpieczeństwa. Oczywiście o żadnych ćwiczeniach i podnoszeniu umiejętności bojowych rezerwistów nie było mowy. Wcielonym - często schorowanym i niezdatnym do służby - nie wydano w większości przypadków nawet broni.

Upadlanie, szykanowanie

Komunistyczna branka trwała trzy miesiące. W tym czasie dawano im do wykonania absurdalne i katorżnicze zadania w rodzaju kopania rowów i transzei, a następnie ich zakopywania w warunkach zimowych. Nadzór nad nimi sprawowali najczęściej specjalnie wybrani oficerowie, najwierniejsza gwardia komunistów w i tak mocno zindoktrynowanej armii. Nie było naturalnie mowy o przepustkach czy odwiedzinach rodzin.

Takich karnych jednostek dla niepokornych władze komunistyczne utworzyły w sumie 13 - w naszym regionie oprócz Budowa także w Czarnem, Unieściu i Trzebiatowie.

- Wysyłano tam ludzi z drugiego końca Polski, poddając ideologicznemu praniu mózgów - mówi Andrzej Adamczyk, szef Stowarzyszenia „Chełminiacy 1982” zrzeszającego osoby internowane w wojsku m.in. w jednostce w Chełmnie.

- Im mundur wojska polskiego, jak na ironię noszącego wówczas miano ludowego, kojarzył się bardziej z więziennym drelichem - dodaje wiceprezes Instytutu Pamięci Narodowej Karol Polejowski.

Za kościołem w Budowie nie pozostał już ślad po drewnianych poniemieckich barakach, w których ulokowano opozycję. Jednostka wojskowa istnieje jednak do dziś, w latach 80. była bazą 68. Pułku Czołgów Średnich.

W Budowie kompanię rezerwistów z branki trzymano w kompletnej niemal izolacji, rozpuszczając wśród innych żołnierzy i cywilów z sąsiedztwa informację, że w barakach trzymani są kryminaliści i narkomani. To uczucie odcięcia od społeczeństwa podkreślają do dziś wszyscy, którzy spędzili tam te trzy zimowe miesiące. Kilku rezerwistów trafiło przed oblicze wojskowego prokuratora za wykonanie pamiątek ze związkowymi emblematami i napisami „stalag - Budowo” czy Wojskowy Ośrodek Odosobnienia.

W 36. Łużyckim Pułku Zmechanizowanym w Trzebiatowie przetrzymywano 64 związkowców, głównie z Trójmiasta i Pomorza. Warunki bytowe w koszarach mieli stosunkowo dobre, a czas spędzali na musztrze, zajęciach politycznych, kopaniu i zasypywaniu dołów. Po odebraniu im po rewizji krzyża, podjęli protest głodowy, co z kolei zaowocowało zarzutami próby wywołania rozruchów w jednostce wojskowej.

W tym samym pułku, ale w Unieściu, „służyło” 70 osób. I tu przełożeni zapewniali rezerwistom z branki kopanie rowów, musztrę i obowiązkowe oglądanie Dziennika Telewizyjnego. Za wykonywanie gadżetów upamiętniających pobyt w wojskowym obozie internowania kilku osobom postawiono zarzuty „rozpowszechniania fałszywych wiadomości mogących wyrządzić poważną krzywdę interesom PRL”. Było to tak absurdalne, że nawet ówczesny sąd w Koszalinie uniewinnił oskarżonych.

W jednostce w Czarnem koło Szczecinka, gdzie stacjonował 28. Pułk Czołgów, ulokowano 80 działaczy z Polski centralnej i wschodniej. Im z kolei kazano... wycinać las. Warunki zakwaterowania i wyżywienia były wyjątkowo złe, tak fatalne, że żołnierze żywili się w kuchni polowej. Plan dziennych zajęć uzupełniały pogadanki z oficerami politycznymi i wieczorny Dziennik Telewizyjny.

PS. Pisząc ten artykuł, korzystałem z informacji z książki „Podeptana godność. Pobór do wojska jako ukryta forma internowania 1982-1983” Marty Marcinkiewicz, wydanej przez IPN Szczecin.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera