Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Proces Marcina S., menedżera słupskich koszykarzy. Prezes Andrzej T. zeznaje pod przysięgą

Bogumiła Rzeczkowska
Bogumiła Rzeczkowska
Proces Marcina S. w Sądzie Okręgowym w Słupsku prowadzi sędzia przewodnicząca Aleksandra Szumińska, oskarża prokurator Sławomir Dzięcielski, oskarżonego broni adwokat Krystian Kasperski. Zeznaje świadek Andrzej T.
Proces Marcina S. w Sądzie Okręgowym w Słupsku prowadzi sędzia przewodnicząca Aleksandra Szumińska, oskarża prokurator Sławomir Dzięcielski, oskarżonego broni adwokat Krystian Kasperski. Zeznaje świadek Andrzej T. Bogumiła Rzeczkowska
Przed Sądem Okręgowym w Słupsku odbyła się kolejna rozprawa w procesie 41-letniego Marcina S., byłego menedżera Czarnych Słupsk, w przeszłości także słupskiego radnego. Wielogodzinne zeznania złożył były prezes Słupskiego Towarzystwa Koszykówki Andrzej T. Stwierdził, że wskutek działań oskarżonego klub nie poniósł żadnych finansowych strat.

Marcin S., 41-letni były menedżer - zlikwidowanego już Słupskiego Towarzystwa Koszykówki Sportowa Spółka Akcyjna - odpowiada za fałszowanie podpisów, podrabianie, przerabianie dokumentów i oszustwa. W sprawie nie ma pokrzywdzonych, bo ówczesna spółka zarządzająca klubem Czarni Słupsk nie istnieje, śledztwo Prokuratury Okręgowej w Gdańsku nie wykazało, by Marcin S. zarobił na nieprawidłowościach, a sam były prezes Andrzej T. jako świadek przyznał, że klub nie poniósł żadnych szkód. Na razie nie widać dowodów, by Marcin S. robił to dla własnych korzyści. On twierdzi, że działał w trosce o klub, by zawodnicy dostawali wynagrodzenie, a także z pasji i miłości do koszykówki.

Oskarżony przyznaje się tylko do podrabiania i przerabiania niektórych dokumentów - na przykład do pieczętowania i wstawiania na nich zeskanowanego podpisu prezesa Andrzeja T. Jednak – jak twierdzi – po telefonicznym uzgodnieniu z prezesem. Zaprzecza natomiast, aby wyłudził na swoją rzecz jakiekolwiek pieniądze. Uzyskane na podstawie podrobionych dokumentów środki, wędrujące po kilku prywatnych kontach Marcina S. i jego rodziny, przeznaczane były na działalność klubu.

Zeznania pod przysięgą

Były prezes Andrzej T. zeznawał z przyrzeczeniem. O Marcinie S. mówił, że otwierała się przed nim kariera, bo był menedżerem, bardzo dobrze znał American English, dogadywał się z zawodnikami, agentami. Mógł nawet zająć fotel prezesa. Był też radnym miejskim.
- Gdy w grudniu 2016 roku wróciłem z urlopu, przyszła do mnie prowadząca kasę Anna F. z informacją, że trener S. zorientował się, że nie otrzymał pieniędzy z konta klubu, lecz z prywatnego konta Marcina S. - zeznawał Andrzej T. - Okazało się, że my wysyłaliśmy pieniądze na konto Marcina S., a byliśmy przekonani, że to konto firmy A. z Poznania, z którą mieliśmy kontrakt imidżowy lub na konto zawodnika.

Prezes opowiedział, że po sygnale trenera klub zaczął prowadzić własne dochodzenie, kontaktując się z zawodnikami, agentami i trenerami. Wtedy wyszły na jaw podrobione adresy mailowe, przypominające autentyczne, czy prywatne konta bankowe. Klub wtedy ustalił, że przez konta Marcina S. i jego rodziny przeszło 1 850 000 złotych.

- Jaką szkodę poniósł klub? – pytała sędzia Aleksandra Szumińska.
- Ta szkoda finansowa w zasadzie nie dotyczyła klubu, ponieważ pieniądze, które przejął Marcin należały już do zawodników. Słupskie Towarzystwo Koszykówki Sportowa Spółka Akcyjna nie poniosło szkody wskazanej w zarzucie w wysokości ponad 1,9 miliona złotych – podkreślił Andrzej T. - Jednak my ponieśliśmy straty wizerunkowe. Gdy Marcin S. zgłosił się do prokuratury, były plotki, że zeznawał osiem godzin, że przywiózł kosze dokumentów. Tak nie było – mówił Andrzej T. - Nawet gdy później do klubu weszło CBA, to były osoby cywilne, a nie funkcjonariusze w kominiarkach, jak przedstawiały media – odparł prezes, twierdząc że sprawa nabrała też charakteru politycznego i Energa wypowiedziała trzyletnią umowę sponsoringową w pierwszym roku jej trwania. Klub wówczas jako jedyny w Polsce miał taką umowę ze spółką Skarbu Państwa. Szum medialny przeszkadzał w pozyskiwaniu sponsorów. I Andrzej T. podał się do dymisji.
- Oskarżony dał asumpt do takich działań, ale nie można powiedzieć, że doprowadził do likwidacji spółki – podsumował tę część zeznań Andrzej T.

Kurs dolara, pożyczki i pieczątka na urlopie prezesa

Świadek odnosił się do poszczególnych dokumentów, pożyczek, porozumień. Przed sądem była omawiana sprawa rozwiązania kontraktu z trenerem M. podczas nieobecności w Polsce Andrzeja T. i kwestii pieczątki oraz podpisu prezesa, czy pożyczania pieniędzy, także od prywatnych osób, wpłacania ich do kasy na działalność klubu w czasie wyjazdu zagranicznego Andrzeja T.

Z zeznań Andrzeja T. wynika, że Marcin S. sam dopłacał do różnicy kursu dolara, choć nie było jego winą, że firma wizerunkowa nie dogadała się z zawodnikiem. Jakie więc miał intencje?
- Był dobrym pracownikiem – mówił świadek. - Do dyspozycji nawet o pierwszej w nocy. Pracowity, solidny, praktykujący religijnie. Był radnym z mojego klubu Słupskie Porozumienie Obywatelskie. Startowaliśmy w wyborach. Gdybym został prezydentem miasta, pan Marcin byłby moim naturalnym zastępcą w klubie. Nie wiem, czy to pogubienie się w życiu? Miał dobrze poprowadzoną ścieżkę kariery. Wiele osób mu zazdrościło. Nie wiem, dlaczego to robił.

Jednak do wielu treści z zeznań byłego prezesa oskarżony Marcin S. odnosił się w odmienny sposób, składając przed sądem oświadczenia. Jego obrońca adwokat Krystian Kasperski na dowód poszczególnych zdarzeń, czy dokumentów przedstawiał korespondencję mailową i wydruki wiadomości SMS. Po to, by uwidocznić mechanizmy działające w klubie, o których prezes wiedział. Chodziło o przypadki, gdy prezes nie pamiętał szczegółów lub twierdził, że gdy przebywał na urlopie, nie było potrzeby podejmowania ważnych decyzji w klubie. Jednak to właśnie wtedy rozwiązano umowę z trenerem M.

- Porozumienie zawarłem pod nieobecność prezesa. Mogłem posłużyć się jego pieczątką. Podpis własnoręcznie naniosłem za pozwoleniem prezesa – oświadczył Marcin S.
- Pan Marcin przygotował porozumienie. Dokonał pewnych ustaleń w moim imieniu. Uzgodniliśmy warunki korzystne dla klubu – mówił Andrzej T.
- To jak miał zawrzeć porozumienie? - pytała sędzia.
- Miał uzgodnić tylko warunki, nie zawrzeć – odpowiadał świadek.
- Dlaczego sprawa z trenerem M. wymagała pilnej konsultacji SMS-owej? Dlaczego nie mogła czekać na pana powrót? - pytał obrońca.
- Chcieliśmy, żeby trener szybko wyjechał – stwierdził były prezes, ale nie pamiętał, co było po jego powrocie z urlopu i dlaczego nie pytał, gdzie jest trener, skoro Marcin S. tylko miał uzgodnić warunki.

Kolejną sprawą były pożyczki zaciągane dla ratowania klubu.
- Z różnych źródeł, żeby szybciej zapłacić zawodnikom. 10 tysięcy złotych i 12 tysięcy dolarów. Prezes wiedział, ale go wtedy nie było - oświadczył Marcin S. - Pożyczki mogły być przekazane na mój rachunek, a następnie zawodnikom. Nie wziąłem tych pieniędzy – bronił się Marcin S.

- To absolutne kłamstwo – stwierdził świadek Andrzej T. - Gdy czekaliśmy na transze od sponsorów i groziła nam utrata płynności finansowej, pożyczaliśmy, ale te pieniądze musiały wpłynąć na konto klubu. A o tych pożyczkach nie mieliśmy zielonego pojęcia. Dowiedzieliśmy się o nich w czasie postępowania.

Prezes tłumaczył, że sponsorzy płacili w transzach i w zależności od wyników, a zawodnicy otrzymywali pieniądze w ratach miesięcznych.
- Zaciągaliśmy krótkotrwałe pożyczki, a po otrzymaniu transzy zwracaliśmy. Proszę nie porównywać działalności klubu do przedsiębiorstwa – Andrzej T. zwrócił się do adwokata.
- Ale ktoś jest na ławie oskarżonych z tego powodu – odparł mecenas Krystian Kasperski.

Andrzej T. nie pamiętał też okoliczności wpłaty przez niego w gotówce do kasy klubu sporej kwoty, bo 41 tysięcy złotych.
- Były takie sytuacje, że wpłacałem pieniądze do klubu. Nie pamiętam kwot – odpowiedział Andrzej T.
- Ale przebywał pan na urlopie, a jest dokument wpłaty w gotówce – stwierdził obrońca. - A czy dostawał pan takie pieniądze od klubu?
- Nie pamiętam. 350 tysięcy złotych zostały mi niewypłacone i straciłem akcje. Były okresy, że nie otrzymywałem wynagrodzenia. Klub działał pod presją na sukces sportowy. My też poświęcaliśmy się, żeby z budżetu wygenerować najlepszy wynik sportowy.

Oskarżenie

Prokurator Sławomir Dzięcielski z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku oskarża Marcina S. o kilkadziesiąt przestępstw podrobienia i przerobienia szeregu dokumentów związanych z działalnością Słupskiego Towarzystwa Koszykówki Sportowa Spółka Akcyjna oraz działanie na jego szkodę i firm współpracujących z klubem. Do czynów objętych zarzutami dochodziło w latach 2013-2016.

Za podrabianie lub przerabianie dokumentów w celu użycia ich za autentyczne grozi kara pozbawienia wolności do lat 5. Natomiast za doprowadzenie do niekorzystnego rozporządzenia mieniem - do 8 lat pozbawienia wolności, a w przypadku mienia znacznej wartości do lat 10.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Proces Marcina S., menedżera słupskich koszykarzy. Prezes Andrzej T. zeznaje pod przysięgą - Głos Pomorza