Radny z Białogardu usłyszał dwuznaczną propozycję od nieznajomych

- Miałem wycieczkę do swojego domu, nie znam tych ludzi, ale przyjechali i powiedzieli, żebym zagłosował za tą uchwałą - opowiadał podczas ostatniej sesji Rady Miejskiej w Białogardzie radny Jan Sosnowski. - Nie wiem, jakie oni mieli intencje, kim byli, z jakiego nadania, ale dla mnie to teraz bardzo trudna decyzja. Głosując będę miał moralnego kaca - oznajmił.

- Panie radny, jeśli czuje się pan zagrożony, jeśli ktoś do pana przyszedł i naciskał pana, to powinien pan zgłosić to na policję. Brzmi to bowiem tak, jakby bał się pan o swoje bezpieczeństwo. Ja na pana miejscu pojechałabym na komendę - była zaskoczona informacją od Sosnowskiego burmistrz Emilia Bury. Podobnie inni radni.

- Janek, taka sytuacja w Białogardzie? Do mnie nikt nie przyjechał. Niech przyjadą, to im wytłumaczę jak będę głosował - nie krył też zaskoczenia radny Robert Borkowski.

- To, co pan mówi, wzbudza we mnie niepokój. To patologia. Takie naciski na radnego to niesłychane - komentował radny Paweł Szyszlak.

Dyskusja trwała jeszcze długo. Ostatecznie jednak uchwała została przegłosowana, a radny Sosnowski zagłosował za jej przyjęciem.

- Uważam, że w obliczu tych zeznań radnego uchwała nie powinna była być procedowana. Powinniśmy byli najpierw dokładnie zbadać to, co zgłosił Sosnowski - komentuje dziś radny Szczepan Jonko. - To sytuacja bez precedensu i moim zdaniem radny zagłosował pod presją. Dlatego skierujemy do wojewody pismo z prośbą o anulowanie tej uchwały.

- Wysłałem już także informacje do prokuratury i CBA. Uważam, że ta sprawa nie może być zamieciona pod dywan - dodaje radny Borkowski.

Chodziło o uchwałę zmieniającą niektóre zapisy w planie zagospodarowania przestrzennego części miasta.

- W skrócie: o odrolnienie tych działek i możliwość budowania tam domów - przypomina radny Sosnowski. Zapewnia dziś, że ostatecznie zagłosował samodzielnie i według własnego sumienia. Nie czuje się zagrożony, nie pójdzie na policję niczego zgłaszać.

- Zapomnijmy już o tej sprawie. Chcę mieć spokój. Był człowiek, poprosił mnie, bym zagłosował za uchwałą. I tyle. Zgłosiłem to radnym, ale zagłosowałem tak, jak chciałem. Gdyby ten człowiek nie przyszedł, też bym zagłosował według własnego sumienia. Ja jestem radnym niezależnym i robię jak uważam. A inni widzą interesy polityczne w tym wszystkim. Ich sprawa - zakończył.

Układ w Radzie Miasta w Białogardzie jest dość zagmatwany. Rada liczy 21 radnych, ale nikt tak naprawdę nie ma większości. Teoretycznie w opozycji są czterej radni PiS, czwórka z Otwartego Białogardu oraz dwóch niezależnych. Po stronie pani burmistrz jest czworo z Forum Obywatelskiego, przewodniczący Rady Miejskiej, oraz trzy radne niezależne. Wahający się to właśnie radny Jan Sosnowski oraz radni Adam Wegner oraz Józef Leszczyk. Ale niektóre uchwały są podejmowane jednogłośnie, inne, choć zgłaszane przez burmistrza, upadają. W Białogardzie nic nie jest pewne.