Trudno w nowożytnych dziejach Szczecinka znaleźć osobę, która nieprzerwanie blisko cztery dekady kierowałaby tak ważną dla miasta instytucją, jaką niewątpliwie jest muzeum. Wszystko zaczęło się w roku 1972, gdy świeżo upieczony absolwent historii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego (już samo to musiało wzbudzać nieufność ówczesnych władz) został nauczycielem. Trwało to niespełna rok. W tym czasie Jerzy Dudź zdążył uczyć w podstawówce (SP6), liceum (I LO) i szkole wiejskiej (w Paręscku). - Wkrótce pojawił się wakat na stanowisku kierownika muzeum i zdecydowałem się podjąć wyzwanie - dziś pan Jerzy przyznaje, że o byciu muzealnikiem zaraz po studiach miał niewielkie pojęcie.
I tak od bez mała 40 lat szefuje Muzeum Regionalnemu. W tym czasie placówka przeszła różne koleje losu. Odtworzone staraniem Aleksandra Stafińskiego w 1957 roku muzeum pracowało w spartańskich warunkach. Zbiory eksponowano w małej wieży św. Mikołaja, a biura, magazyn (a raczej magazynek) i biblioteczka mieściły się po sąsiedzku w parterowym budyneczku przerobionym z szaletów. Warunki pracy i wystawowe - delikatnie mówiąc - były spartańskie. Nadzór merytoryczny nad Szczecinkiem sprawowały muzea w Koszalinie (część archeologiczna) i Słupsku (sztuka, historia). W czasach PRL pojawiła się koncepcja przekształcenia placówki w Muzeum Kultury Lasu. Nic z tego nie wyszło, ale zastrzyk gotówki pozwolił zapoczątkować kolekcję myśliwską, która obok zbiorów archeologicznych (z słynnym posągiem pogańskiego bożka Belbuka) i złotniczych do dziś stanowi dumę szczecineckich muzealników.
W roku 2006 muzeum przenosi się do wyremontowanej Szkoły Podstawowej nr 2. Powierzchnia wystawowa i magazynowa powiększyła się kilka razy. Wieża św. Mikołaja nadal pozostaje we władaniu muzeum, ale na razie zwiedzający tam nie mogą wrócić.
Nowa siedziba, wzbogacenie zbiorów i promocja dziejów regionalnych to ogromna zasługa Jerzego Dudzia, który nieprzerwanie od niemal 40 lat szefuje muzeum. - Zdecydowanie za szybko ten czas leciał, wciąż mi się wydaje, że jestem tu od niedawna, a przecież świętując niebawem stulecie istnienia muzeum muszę sobie uświadomić, że kawał tego czasu przypadł na moje rządy - mówi i podkreśla, że zwykle mógł liczyć na wsparcie władz lokalnych. Co - zwłaszcza w okresie przełomu ustrojowego - nie było takie oczywiste. Szczecinek u progu samorządności na początku lat 90. XX wieku zmagał się z wielkimi problemami finansowymi, a wiadomo, że na kulturze oszczędzać najłatwiej. - Bieda była taka, że w żartach mówiło się, że skarbnik miasta wydzielał spinacze urzędnikom - wspomina J. Dudź. Wtedy to po ratuszowych korytarzach i wśród radnych krążył nieoficjalny pomysł likwidacji muzeum. Szczęśliwie na pomysłach się skończyło. Nasz rozmówca podkreśla, że dużą rolę odegrały wówczas media, w których zaczęto promować dorobek muzealników i zbiory. Okazało się, że muzeum i jego pracownicy spełniają trudną do przecenienia rolę w budowaniu lokalnej tożsamości. Dziś już nikt nie mówi o zamykaniu muzeum.
Dyrektor muzeum do dziś nie może przeboleć, że gdy w połowie lat 90. sprzedawano zamek, nie zdecydowano się ulokować tam muzeum. Ale też finansowe realia tamtych czasów bez unijnych dotacji były trudne. Koniec końców muzeum przeniosło się na Szkolną, a zamek - odkupiony z rąk prywatnych - jest właśnie remontowany na potrzeby centrum kongresowego. - Nie wszystko w tamtych czasach można było przewidzieć, trzeba się cieszyć z tego co mamy, a najważniejsze, że zamek został uratowany - mówi dziś świętując bez zbytniej celebry swój okazały jubileusz. Do życzeń kolejnych przynajmniej 40 lat pracy dołącza się i "Głos Koszaliński".
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?