Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie w kryzysie. Firmy zwalniają ludzi, ceny rosną, sprzedaż spada

IRENA BOGUSZEWSKA [email protected]
Radosław Brzostek
Adam zaufał bankowi i teraz opłakuje stratę. Iwona i Maciej martwią się, jak spłacą kredyt na mieszkanie. Pani Agnieszka zdziera podeszwy, by znaleźć buty, na które ją stać. Widać to coraz wyraźniej - uczymy się żyć w kryzysie.

Kryzys gospodarczy. Wielu mieszkańcom naszego regionu mocno się już dał we znaki.

18 tysięcy w plecy
Adam M. ze Słupska w czerwcu 2007 roku dał się namówić w banku na kupno jednostek w funduszu inwestycyjno-ubezpieczeniowym. Wpłacił 30 tys. zł. Dzisiaj zostało mu z tego niecałe 12 tysięcy.

- Poszedłem do banku założyć lokatę - mówi Adam M. - Miła pani, mój osobisty doradca, zaczęła namawiać mnie na fundusz, pokazywała wykresy, tłumaczyła, jaki to majątek zbiję. Powiedziałem, że się zastanowię. Przez dwa tygodnie codziennie wydzwaniała do mnie i tłumaczyła, ile już straciłem i ile bym zarobił, gdybym od razu podjął decyzję. Zapomniała jednak poinformować mnie, kiedy jednostki udziałowe zaczęły iść w dół.

Rok temu w styczniu, kiedy pan Adam zorientował się, że akcje i fundusze tracą, miał już siedem tysięcy mniej. Wtedy jego kolega poszedł do banku i odsprzedał swoje jednostki. Stracił dużo pieniędzy. On też pobiegł do banku.

- Moja osobista doradczyni powiedziała, że to najgorszy moment na wycofanie - mówi. - Jednostki odrobią, trzeba zachować spokój i poczekać - radziła. W czerwcu jednak uznała, że styczeń to był najlepszy moment na wycofanie pieniędzy, a teraz muszę czekać. I czekam, jednostki tracą z dnia na dzień, obecnie straciłem już 18 tysięcy i nadal tracę - denerwuje się pan Adam.

Cukier oszalał
W sklepach półki są co prawda pełne towaru, ale ten towar jest coraz droższy.
- Podrożał cukier. Jeszcze tydzień czy dwa temu kupowałam po 2,76 zł, a teraz szukam i taniej niż po 3,30 nie dostałam - mówi emerytka. A ja naprawdę muszę liczyć każdy grosz, aby z emerytury opłaty porobić, leki kupić i aby coś zostało na życie.

- Ostatnio szukałam butów na wiosnę - opowiada pani Agnieszka, rencistka. - Muszę mieć ze skóry, bo mam chore stopy. Takie kosztują 120 albo i więcej złotych. Nie stać mnie na taki wydatek. A sprzedawczynie mówią, że euro drożeje, więc buty z kolejnych dostaw będą jeszcze droższe.

Mieszkania dołują
Iwona i Maciej, młodzi ludzie z Koszalina, dwa lata temu się pobrali. Najpierw mieszkali w wynajętym mieszkaniu, ale stwierdzili, ze zamiast płacić za wynajem, wolą spłacać kredyt. Wzięli 100 tysięcy zł kredytu hipotecznego.

- Wpłaciliśmy trochę własnych pieniędzy, a poręczeniem reszty było mieszkanie - mówi pan Maciej.

ZAPRASZAMY NA ŁAMY

ZAPRASZAMY NA ŁAMY

Czy już odczuwasz kryzys? Straciłeś pracę, szef obniżył ci pensję, musiałeś ograniczyć wydatki? Na czym można zaoszczędzić? - zapraszamy do dyskusji i wyrażania swoich opinii. Piszcie maile: [email protected] lub [email protected], dzwońcie: 094 347 35 93.

- Wtedy było warte 115 tysięcy. Teraz jednak nieruchomości potaniały i więcej niż 75 tysięcy byśmy nie dostali. Boimy się, że bank w związku z tym wystąpi do nas o dodatkowe poręczenie. A my nie mamy nic więcej, co moglibyśmy zastawić. W banku już pytałem i dowiedziałem się, że może ktoś poręczyć nam jakąś kwotę. Ale kto w dzisiejszych czasach założy sobie pętlę na szyję?

- Wpadliśmy w pułapkę, bo teraz ani tego mieszkania nie możemy sprzedać, ani nic z nim zrobić. Mimo że jeszcze spłacamy kredyt, możemy je stracić - może nam je zabrać bank - żali się pani Iwona.

W Danii stracił, tu nie zyskał
Pan Daniel z Koszalina miał dobrą pracę, w ciepłownictwie. - Ale kolega wyjechał do Danii. Kiedy przyjechał na urlop, namówił mnie, aby wyjechał z nim. Tamtejsze zarobki, w porównaniu z naszymi, były astronomiczne - opowiada.

Zwolnił się więc z pracy i pojechał. Pracę dostał od razu: w firmie, która budowała domki jednorodzinne. Kiedy wrócił na pierwszy urlop z pieniędzmi, okazało się, że złotówka się umocniła i jego dochody już nie były takie lukratywne, jakie być miały. Tym bardziej że w Polsce w tym czasie wynagrodzenia wzrosły i koledzy, którzy zostali w kraju, już tak za bardzo nie mieli mu czego zazdrościć.

Był tam osiem miesięcy. W październiku w firmie zaczęły się kłopoty. Praca była, wypłaty też były na czas, ale szef narzekał, że kontrahenci nie płacą mu za wykonaną robotę.

Pan Daniel przyjechał do Koszalina pod koniec grudnia na święta i na początku stycznia miał wracać do pracy. Nie wyjechał.

- Szef zadzwonił, że firma zbankrutowała i nie ma dla nas pracy - mówi pan Daniel. - I że raczej nigdzie się nie zaczepimy, bo tylko w tej jednej miejscowości aż sześćdziesiąt firm zostało zlikwidowanych. Teraz jest tak, że pracy nie mam i w obecnej sytuacji raczej trudno mi ją będzie znaleźć. A w domu troje dzieci, żona i jakoś trzeba żyć.
Strach przed plajtą
U nas także wiele firm zwalnia pracowników.

- Razem z żoną prowadzimy hurtownię budowlaną - mówi Jan W. ze Słupska. - Zatrudniamy pięć osób. Teraz jest wiosna, powinien być ruch, bo zawsze o tej porze już był. Rok temu cement, płytki i wszystko szło jak woda. A teraz są dni, że żaden klient do nas nie zajrzy. Rozmawiałem z kolegami z innych hurtowni i wiem, że u nich jest podobnie. Sprzedaż stoi. Trzem swoim pracownikom już wręczyłem wymówienia. Szkoda mi ich, bo mają swoje lata i trudno im będzie gdzieś znaleźć robotę. Jednak co mam robić?

- Bezrobocie rośnie i gdzie mam roboty szukać? Firmy ograniczają zatrudnienie - denerwuje się młody człowiek. - Żona chodzi i pochlipuje w dzień i w nocy. Mamy małe dzieci i na dodatek kredyt na mieszkanie wzięliśmy. Co miesiąc do banku musimy ponad sześćset złotych wpłacać. Nie wiem, jak sobie damy radę. Możemy stracić wszystko!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!