Polska na skutki pojawienia się tego bardzo groźnego dla świń i dzików wirusa ASF przygotowuje się już od 2012 roku, kiedy to chorobę wykryto u naszych wschodnich sąsiadów - na Ukrainie. Ale kiedy w czerwcu tego roku potwierdziły się dwa ogniska zakażenia, tym razem na Białorusi - główny inspektor weterynarii zarządził intensyfikację działań na wypadek pojawienia się afrykańskiego pomoru świń w Polsce.
Stąd i czwartkowe ćwiczenia w Kluczkowie, największe jak do tej pory przeprowadzone w województwie zachodniopomorskim. - Są tu lekarze weterynarii z 19 inspektoratów, które mamy w województwie i jeszcze dwóch przedstawicieli z województwa lubuskiego - mówił w czwartek na gorąco Przemysław Jurczyk, inspektor weterynarii do spraw zakażeń zwierząt i zwalczania chorób zwierzęcych z Wojewódzkiej Inspekcji Weterynaryjnej w Szczecinie. - Chodzi w nich o przećwiczenie wszystkich procedur, od pobrania próbek od świń, przez potwierdzenie zakażenia, wybicie stada, dezynfekcję martwych sztuk, po utylizację i dezynfekcję gospodarstwa. A także przebadanie wszystkich stad w promieniu trzech kilometrów - tych w okolicy Kluczkowa jest ich 17 - zawiadomienie wojewódzkiego lekarza o podjętych działaniach, uruchomienie procedur rządowych, łącznie z wypłatami odszkodowań.
Czwartkowe ćwiczenia miały być odzwierciedleniem realnego zagrożenia. Oprócz lekarzy weterynarii uczestniczyło w nich 22 strażaków i kilku policjantów. Wjazd do Kluczkowa od strony Świdwina był zablokowany, wyjeżdżający musieli przejeżdżać przez nasączone maty dezynfekujące. Podobnie było na drodze Smardzko-Sława. Ćwiczenia przeprowadzone były w prawdziwym gospodarstwie, u rodziny rolników hodującej ponad 200 świń. Lekarze weterynarii ubrani w specjalistyczne kombinezony przebadali stado, przywieźli ze sobą nawet trzy martwe sztuki, by móc wykonać prawdziwą sekcję i właściwie pobrane próbki przekazać do badań. Na potrzeby ćwiczenia wynik badania był dodatni, a to oznaczało konieczność odtransportowania martwych sztuk do utylizacji i przeprowadzenia dezynfekcji gospodarstwa. I tak też się stało. Właściciele gospodarstwa przyglądali się tylko całej akcji. - Mamy nadzieję, że ta zaraza do nas nie dojdzie, bo to byłaby dla nas katastrofa - mówili nam w czwartek właściciele gospodarstwa w Kluczkowie. - Dowiadujemy się, że trzeba byłoby wybić całe stado, spalić wszystkie drewniane elementy chlewni i część używanego sprzętu. Wolimy o tym nie myśleć. W okolicy na razie nie ma paniki, nie ma strachu przed tym świńskim pomorem.
Niestety, Główny Inspektorat Weterynarii uznaje, że prawdopodobieństwo wystąpienia afrykańskiego pomoru świń w Polsce jest bardzo wysokie. Jedno z tych ognisk wykrytych na Białorusi znajduje się 160 km od polskiej granicy i 40 km od granicy litewskiej. Rozprzestrzenianie się wirusa między gospodarstwami jest łatwe, bo następuje za pośrednictwem osób je odwiedzających, jak również przez zakażoną paszę, wodę, wyposażenie i skarmianie zwierząt odpadkami kuchennymi. Choroba nie jest groźna dla ludzi, ale pociąga za sobą duże straty materialne, wynikające z konieczności wybicia stad, ale i zakazu eksportu wieprzowiny. ASF jest bardzo trudne do zwalczenia, ponieważ objawy pojawiają się późno - od czasu zakażenia do momentu wykrycia mijają 63 dni. Na ASF nie ma szczepionki, a wirusem mogą zarazić się nawet wszystkie świnie w gospodarstwie. Obecnie prowadzony jest monitoring 40 km wschodniej strefy przygranicznej.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?