Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Drogowy ring w Koszalinie. O dłuższy most za daleko

Rafał Wolny
Pierwotnie most miał liczyć 100 m, ostatecznie powstał dłuższy. Miasto nie uznało jednak za konieczne ogłaszać dodatkowego przetargu
Pierwotnie most miał liczyć 100 m, ostatecznie powstał dłuższy. Miasto nie uznało jednak za konieczne ogłaszać dodatkowego przetargu Radosław Brzostek
Miasto Koszalin musi zwrócić marszałkowi 5,7 mln zł za uchybienia proceduralne przy budowie ringu. Choć urzędnicy nie zgadzają się z zarzutami, nie zamierzają walczyć o swoje (nasze). Dla dobra budżetu...

Jednym z elementów tzw. ringu miejskiego był most nad ul. Batalionów Chłopskich w okolicach os. Morskiego. Pierwotna koncepcja zakładała, że miał mieć 100 m długości i kosztować ok. 4 mln zł. Po rozstrzygnięciu przetargu okazało się jednak, że obiekt w planowanym kształcie nie może zostać wykonany, ze względu na ograniczoną nośność gruntu. Miasto, wspólnie z wykonawcą, zdecydowało o budowie mostu o 60 m dłuższego.

Ugoda przed sądem

W związku z tym, że wykonawca uzyskał zlecenie w ramach przetargu „zaprojektuj i wybuduj”, ratusz początkowo uznał, że zmiany - a co za tym idzie - wzrost kosztów był jego ryzykiem i oczekiwał, że wykona on most za pierwotną kwotę 4 mln zł. Wykonawca zażądał jednak 12 mln zł, więc sprawa zakończyła się przed sądem. - Uznaliśmy roszczenie co do zasady, bo nie mogliśmy być ślepi na oczywisty argument, że dłuższy most będzie droższy. Ale nie mogliśmy też uznać wysokości roszczenia - tłumaczy Tomasz Czuczak, sekretarz miasta.

Ostatecznie ugoda została zawarta na 8,2 mln zł, a ostatni odcinek pierścienia oddano do użytku niemal 1,5 roku temu. Miasto zapłaciło za niego ok. 4o mln zł, a za cały ring - 100 mln zł. Połowę tej kwoty stanowiło dofinansowanie z RPO. Teraz okazało się, że miasto musi zwrócić urzędowi marszałkowskiemu 5,7 mln zł za nieprawidłowości przy realizacji mostu.

Marszałek przyklepał, UKS zakwestionował

Choć pierwotnie UM nawet nie kontrolował tego etapu robót, zrobił to Urząd Kontroli Skarbowej, który niejako weryfikuje procedury „marszałkowskie”. Skarbówka stwierdziła, że ratusz naruszył Prawo Zamówień Publicznych. Dokonał bowiem istotnych zmian w specyfikacji zamówienia, w związku z odstąpieniem od pierwotnej koncepcji mostu, podczas gdy powinien ogłosić dodatkowy przetarg na budowę samego mostu, po tym, jak okazało się, że musi być on dłuższy niż zakładano. - W efekcie marszałek, zobowiązany opinią UKS, nałożył korektę finansowania, choć wcześniej, na etapie ugody sądowej, nie miał żadnych zastrzeżeń do naszych działań - wskazuje Tomasz Czuczak, przekonując, że ratusz nie musiał ogłaszać przetargu, bo umowa pozwalała na wprowadzenie zmian w zamówieniu: - Także po to, żeby wszystko było przejrzyste, zdecydowaliśmy się na postępowanie ugodowe, żeby sąd zbadał, czy wszystko jest zgodne z prawem - dodaje.

UKS miał jednak nie uznać tej argumentacji, stwierdzając, że sąd, dopuszczając do zawarcia ugody, nie bada zgodności z PZP. - Tymczasem z protokołów wynika, że sąd zgodność z ustawą badał - twierdzi sekretarz.

Opozycja zarzuca niegospodarność

Dlatego miasto, wspólnie z marszałkiem, próbowało odwoływać się w Ministerstwie Finansów, ale resort podtrzymał decyzję UKS. Ostatecznie ratusz pogodził się z sytuacją i na ostatniej sesji radni podjęli decyzję o zmianach budżetowych, umożliwiających zwrot 6 mln zł urzędowi marszałkowskiemu (ok. 250 tys. zł za ITS).

To dało asumpt opozycji do oskarżenia władz miasta o niegospodarność. - Gdyby nadzór nad inwestycją od początku był prawidłowy, mielibyśmy teraz dodatkowe pieniądze, które moglibyśmy wykorzystać choćby na drogi - zauważa radny Mariusz Krajczyński, lider Lepszego Koszalina. Tomasz Czuczak przekonuje jednak, że miasto nic nie straciło: - Inwestycja kosztowała tyle samo, ile miała kosztować.

Na pytanie, skąd miasto wzięło 5,7 mln zł, do oddania, odpowiada krótko: „z budżetu”, zapewniając, że żadne planowane inwestycje na tym nie ucierpiały.

Skąd więc konkretnie wzięły się te pieniądze? Ze środków, które „spłynęły” do miasta po rozliczeniu dotacji innychprojektów. - Środków, które mogłyby być przeznaczone na inne inwestycje?- dopytujemy, co w końcu Tomasz Czuczak przyznaje. - Też wolelibyśmy mieć dodatkowe pieniądze na inwestycje, ale nie mamy wpływu na decyzje organów kontrolnych - wskazuje.

Mają rację, ale się boją

Dlaczego zatem ratusz nie walczy o te pieniądze przed sądem, skoro uważa, że jest na prawie? Takie rozwiązanie władze miasta uznały za... najlepsze dla budżetu. Nie tylko obecnego, ale i w perspektywie kolejnych lat. Tomasz Czuczak: - Kilka lat temu marszałek nałożył korekty (ok. 660 tys. zł - red.) za domniemaną niezgodność z PZP procedur przy budowie hali widowiskowo-sportowej. Politechnika poszła do sądu, sprawa trwa cztery lata i nie wiadomo, ile jeszcze potrwa.

Sekretarz miasta dodaje, że ta sprawa też ciągnęłaby się latami, a „z doświadczenia wiadomo”, że w sądzie nie wystarczy mieć racji, by wygrać. - Jeśli byśmy przegrali, dodatkowo musielibyśmy zapłacić odsetki za te wszystkie lata. Tymczasem w przyszłości sytuacja finansowa miasta może być różna, a to jest duża kwota i nie możemy ryzykować obciążenia nią przyszłych rządzących. Dlatego z pełną świadomością zamknęliśmy tę sprawę, wiedząc, że obecnie nie jest ona zagrożeniem dla budżetu.

Mariusz Krajczyński z Lepszego Koszalina ma jednak wątpliwości. - Niewykluczone, że sprawa powinna zostać zgłoszona do prokuratury lub Regionalnej Izby Obrachunkowej, ale to wymaga dokładnej analizy dokumentacji z prawnikami. Dokumentacji, do której mamy ograniczony dostęp - zwraca uwagę Mariusz Krajczyński.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!