MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Okiem mieszkańca. „Deptak”, czyli powtórka z rozrywki

Krzysztof Urbanowicza artysta malarz, koszalinianin
„Odzyskana przestrzeń” była po prostu  fragmentem ulicy Zwycięstwa, odgrodzonym zwykłą taśmą i barierkami od wolno sunącego obok  sznura pojazdów. Deptak szybko przezwano „biedadeptakiem”
„Odzyskana przestrzeń” była po prostu fragmentem ulicy Zwycięstwa, odgrodzonym zwykłą taśmą i barierkami od wolno sunącego obok sznura pojazdów. Deptak szybko przezwano „biedadeptakiem” archiwum
Planowane przez ratusz głębokie zmiany w Śródmieściu rodzą różne opinie koszalinian A Poniżej pierwsza z nich - liczymy na kolejne A Opublikujemy te pozytywne i te krytyczne, o ile będą ciekawe

Właśnie mija 5 lat od pamiętnego eksperymentu „Tak na Deptak”, będącego latem 2011 r. próbą ożywienia śródmieścia Koszalina. To dobra okazja, by przypomnieć tamte dwa miesiące, gdy nasze miasto z powodu głoszenia naiwnych sloganów, tandetnej oferty dla mieszkańców i turystów oraz komunikacyjnego chaosu, stał się pośmiewiskiem w Polsce. Zwłaszcza, że koszalińskie władze konsekwentnie przygotowują mieszkańcom coś podobnego - tym razem na stałe.

Tak na Deptak

Pomysł narodził się w głowach kilku niepraktykujących w swoim zawodzie architektów i został entuzjastycznie podchwycony przez grupę młodych ludzi zwanych „aktywistami miejskimi”. Głosząc hasła w rodzaju „miasto jest dla ludzi, nie dla samochodów” i domagając się „odzyskania przestrzeni dla pieszych” miejscy aktywiści skupieni w powstałym naprędce Stowarzyszeniu Upiększania Miasta Warsztat Koszalin twierdzili, że zaniedbane i puste popołudniami Śródmieście zatętni życiem po ograniczeniu tam ruchu samochodowego. Władzom miejskim zaproponowano przeprowadzenie eksperymentu, polegającego na zwężeniu przez lipiec i sierpień 2011 r. fragmentu ul. Zwycięstwa do dwóch pasów ruchu. Na „odzyskanej” przestrzeni miały rozkwitnąć kawiarenki, ogródki gastronomiczne, z rozmaitymi propozycjami mieli pojawić się artyści uliczni itp. Do współpracy udało się nawet namówić kilka banków, które na czas trwania eksperymentu miały zamienić się w Bankokawiarnie. Entuzjazm miejskich aktywistów był tak zaraźliwy, że uległy mu nie tylko władze miasta, ale również liczni lokalni dziennikarze.

Biedadeptak

Już pierwsze dni istnienia śródmiejskiego deptaka pokazały rozdźwięk między pobożnymi życzeniami pomysłodawców, a rzeczywistością. „Odzyskana przestrzeń” była po prostu fragmentem ulicy Zwycięstwa, odgrodzonym zwykłą taśmą i barierkami od wolno sunącego obok sznura pojazdów. Bankokawiarnie okazały się trzema punktami z małym stoliczkiem, z darmowym kubkiem kawy jako dodatkiem do ofert kredytowych. Lokalni biznesmeni nie ruszyli hurtem otwierać restauracyjki i kawiarenki: ustawiony na Rynku namiot piwny minibrowaru Kowal działał jedynie przez kilka pierwszych dni; przez pozostałe 5 letnich tygodni właścicielowi najprawdopodobniej nie opłacało się go otwierać. Ogródek gastronomiczny, mieszczącej się naprzeciwko katedry pizzerii, budził protesty z powodu nocnych hałasów i zasikanych okolicznych podwórek. Przygotowane ad hoc przez członków Warsztatu Koszalin i CK105 naiwne pseudoartystyczne imprezy w rodzaju wspólnego szydełkowania czy warsztatów „Daj Wyraz”, które miały ściągnąć do „odzyskanej” przestrzeni ludzi - gromadziły nie więcej niż 30 osób. Desperackim pomysłem, mającym zapełnić „uwolnioną przestrzeń publiczną”, było ustawienie przy ulicy wielkich dmuchanych zjeżdżalni i minikolejki dla dzieci. Po krytyce z powodu ich zbyt bliskiej odległości obok wciąż przejeżdżających obok samochodów, przeniesiono ten prowizoryczny plac zabaw na Rynek. Deptak przezwany „biedadeptakiem”, stał się obiektem wielu krytycznych artykułów, kilku reportaży telewizyjnych, a także licznych żartów i kpin mieszkańców i turystów.

Gdy pod koniec sierpnia 2011 r. bez większego rozgłosu sprzątnięto zjeżdżalnie i barierki, przywracając ulicy normalne funkcjonowanie, dało się odczuć powszechną ulgę. Ówczesny zastępca prezydenta miasta Adam Szałek obiecywał co prawda powrót do pomysłu podczas kolejnych Dni Koszalina, jednak, na szczęście, już do tego nie doszło. Wydawało się, że władze wyciągnęły wnioski z tej lekcji.

Rewitalizacja Śródmieścia

Przyczynę porażki władze upatrywały głównie w prowizorce realizacji. Dlatego też w ratuszu zapadła decyzja o całkowitym remoncie Rynku Staromiejskiego, który, wg zapowiedzi, miał się stać miejskim salonem i bijącym sercem miasta. Wymieniono nawierzchnię, urządzono nową atrakcyjną fontannę. Niestety, w głowach decydentów pojawił się również pomysł zapewnienia mieszkańcom wymarzonej kawiarenki z ogródkiem gastronomicznym.

Nietrafiony „klocek”

Zamiast jednak przewidzieć dla niej miejsce na działalność sezonową (jak np. ma to miejsce przy ratuszu w Kołobrzegu), wybudowano szkaradny i nie pasujący do otoczenia budynek, mający spełniać funkcje gastronomiczno - wystawienni- czo - koncertowe. Bardzo szybko okazało się, że pomysł był nietrafiony. Wpierw z braku chętnych odwoływano przetargi na dzierżawę obiektu. Gdy w końcu znalazł się chętny, po kilku miesiącach zrezygnował z działalności i lokal przez kilka kolejnych przetargów, odwoływanych z braku zainteresowanych, znów czekał na gospodarza. Nie sprawdził się jako estrada, co pokazał już pierwszy Sylwester na Rynku, gdy jak w poprzednich latach ustawiono przed ratuszem rozkładaną scenę. Nieliczne wystawy sztuki gromadziły koszalinian jedynie na wernisażach, później zaś zamieniały się w składziki niepotrzebnych mebli i sprzętów restauracyjnych. Po pierwszym zachłyśnięciu się nowością, świeżo wyremontowany rynek spowszedniał na tyle, że w ciągu roku swoją działalność zamknęły wokół niego cztery prywatne restauracje. Obecny najemca (niezwiązany dotąd z branżą gastronomiczną) prowadzi lokal od półtora miesiąca; jak długo uda mu się go utrzymać, czas pokaże.

Mimo to władze ogłosiły sukces i przystąpiły do drugiej fazy rewitalizacji Śródmieścia. Na tym etapie postanowiono zrezygnować z połowiczności, za jaką uznano ograniczenie ruchu samochodowego do dwóch pasów, i zdecydowano o niemal całkowitym wyłączeniu Śródmieścia dla ruchu kołowego.


Przestrzeń oddana? Nie

Obsesyjny pomysł prezydenta miasta, by koszalinianie, zamiast do centrów handlowych przychodzili do Śródmieścia, realizuje obecnie jego zastępca, Wojciech Kasprzyk. I tak jak 5 lat temu inicjatorzy eksperymentu Tak na Deptak posługiwali się frazesami o „odzyskiwaniu przestrzeni”, tak teraz p. Kasprzyk lubi mówić o „oddaniu śródmieścia mieszkańcom”. Niestety, wg architektonicznej koncepcji wybranej do realizacji będzie to raczej nie „oddanie”, a zabranie przestrzeni mieszkańcom. Bo na tym właśnie polega koncepcja tzw. rewitalizacji centrum miasta: na zabraniu śródmieścia dziesiątkom tysięcy zmotoryzowanych koszalinian, wykorzystujących na co dzień jego wygodną funkcję komunikacyjną, w zamian oddając ten newralgiczny fragment miasta na nieokreśloną rekreację mieszkańcom wirtualnym, wyimaginowanym, istniejącym tylko na wizualizacjach architektonicznych i w głowach fantastów, snujących opowieści o tętniącym życiem śródmieściu. W imię modnych tendencji z innych miast, całkowicie od Koszalina odmiennych, koszalinianie mieliby rozjeżdżać wąskie uliczki wokół

zamkniętej dla aut „zre witalizowanej” strefy lub będą musieli się tłoczyć się w koszmarnych korkach (kto wierzy, że istniejąca obwodnica zmieniła coś w natężeniu ruchu samochodowego w mieście, ten nie jechał autem w porach dojazdów do i z pracy).

Jak twierdzi prezydent Piotr Jedliński, kwestia ograniczenia ruchu na fragmencie ul. Zwycięstwa była przez cały rok wielokrotnie konsultowana z mieszkańcami Koszalina, a pomysł uzyskał poparcie społeczne wyrażone w ankietach, w których koszalinianie chcieliby w śródmieściu jednocześnie mniej samochodów oraz więcej parkingów, a także mniej banków i więcej kawiarenek. Pomijając dziwną sprzeczność samochodowo-parkingową, w jakichkolwiek konsultacjach nigdy nie było mowy o planowanym obecnie ograniczeniu, polegającym na zakazie wjazdu do centrum wszystkim koszalinianom poza mieszkańcami Śródmieścia, pojazdami uprzywilejowanymi (zapewne również pracowników ratusza), komunikacji miejskiej i zaopatrzenia.

Warto też wspomnieć, że tzw. konsultacje społeczne dot. zmian w Śródmieściu były jedną wielką fikcją, mającą - jak się wydaje - jedynie odfajkować obowiązek ich istnienia. Uczestnicy spotkań na ogół prowadzili jałowe dyskusje bez udziału przedstawicieli ratusza, wygłaszali pobożne życzenia o potrzebie istnienia kawiarenek lub brali udział w tzw. warsztatach, będących jedynie niepoważną formą zabawy w urbanistów.

Pusty superdeptak?

Wydaje się, że szanowni decydenci nie tylko zapomnieli o faktycznych powodach klęski próby ożywienia śródmieścia sprzed 5 lat, ale nadal nie rozumieją podstawowych mechanizmów, decydujących o tym, kiedy dane miejsce tętni życiem. A przecież jest to bardzo proste: albo musi tam być taka starówka jak w Poznaniu, Wrocławiu czy Gdańsku (Koszalin takiej nie ma), albo musi tam działać handel w ilości i jakości porównywalnej z tym w Atrium i Emce, czy choćby niegdyś na tzw. manhattanie. Biorąc pod uwagę doświadczenia wyremontowanych i nadal pustych koszalińskich ulic pozbawionych ruchu samochodowego (Kaszubska, Dworcowa, Plac Teatralny), a także liczbę pustych i czekających na wynajem lokali tam i wzdłuż ul. Zwycięstwa, 1 Maja czy przy Rynku Staromiejskim, szanse na pojawienie się - po usunięciu ruchu kołowego - markowego handlu i usług, są znikome. Znikome więc też są szanse na pojawienie się tam ludzi. Trudno bowiem wyobrazić sobie, by dla kogokolwiek atrakcją miałby być spacer wzdłuż zamykanych o 18:00 banków, parabanków, aptek, lombardów i parunastu lichych sklepików. Zwłaszcza, że w Atrium czy Emce, wszystko to, czego w Śródmieściu nie ma, istnieje i działa do 21:00. Wszystkie te argumenty są miejskim władzom znane, ale - niestety - całkowicie ignorowane. Tak jak w wypadku dawnego „biedadeptaka”, głoszone są frazesy, że po usunięciu samochodów ze śródmieścia powstanie miejsce - jak określił W. Kasprzyk „przyjazne”. Jak enigmatycznie twierdzi: „pozwoli to rozwinąć się handlowi i jakimś usługom jak również różnym atrakcjom turystycznym”. Wydaje się niepojęte, że autor tych przepowiedni nie zdaje sobie sprawy z tego, że to nie samochody, a wysokość czynszów ustalanych przez prywatnych właścicieli lokali, ma główny wpływ na rozwój, bądź jego brak, handlu i usług. I że miasto na ma na to żadnego wpływu.

Jedyną nadzieją na to, że sprawdzona i wygodna funkcja komunikacyjna Śródmieścia nie zostanie zamieniona na kosztowny, mało komu potrzebny i utrudniający wszystkim życie „superdeptak”, pozostaje brak funduszy na te fanaberie i mała szansa na ich znalezienie.

Zobacz także: Konkurs na zagospodarowanie centrum w Koszalinie

Projekty, które brały udział w konkursie

Plany na zagospodarowanie śródmieścia w Koszalinie [zdjęcia, wideo]

Popularne na gk24:

Gk24.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!