Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wzorzec dla Polaków? Jeden znamy

Piotr Polechoński
Współcześni młodzi Polacy potrzebują przykładów postaw, które uznają za warte naśladowania. Żołnierzy Wyklęci takim przykładem są  - mówią (od lewej): Hanna Telega, Magdalena Rymer, Marcin Maślanka, Iwo Meronk
Współcześni młodzi Polacy potrzebują przykładów postaw, które uznają za warte naśladowania. Żołnierzy Wyklęci takim przykładem są - mówią (od lewej): Hanna Telega, Magdalena Rymer, Marcin Maślanka, Iwo Meronk Radosław Brzostek
Są młodzi, mogliby bawić się, poświęcić się temu, co „tu i teraz” Oni wolą jednak historię. Efekt? Odznaczenie od prezydenta RP.

Koszalińska Grupa Rekonstrukcyjna „Gryf” - są w różnym wieku, na co dzień robią różne rzeczy, łączy ich jedno: są młodzi i chcą opowiedzieć o Żołnierzach Wyklętych. Dlaczego o nich? Każde z nich odpowiada trochę inaczej, ale cała grupa zgadza się co do jednego - obecna Polska potrzebuje wzorców do naśladowania, przykładów postaw, które współcześni młodzi Polacy uznają za coś, co warto naśladować.

- I Żołnierze Wyklęci taką rolę mogą spełnić - mówi Marcin Maślanka, jeden z rekonstruktorów. - I nie chodzi tutaj o budowanie obrazu rycerzy bez skazy, bo po pierwsze - młodzi ludzie natychmiast wyczują w tym fałsz, a po drugie - to przecież oni wcale tacy nie byli. Wojna nikogo nie uszlachetnia i patrząc na nich indywidualnie, często widzimy czyny i postawy, które szlachetne wcale nie były. Ale jako formacja dają przykład niezłomnej walki o wolność swojej ojczyzny. Przykład tego, że trzeba być wiernym przysiędze, którą się złożyło i to wiernym do samego końca. Nawet w tak beznadziejnej sytuacji, w jakiej Polska się znalazła po 1945 roku - dodaje.

Dziś „Gryf” z Koszalina to 12 osób. My spotkaliśmy się z czwórką z nich. Ich lider Marcin Maślanka (pracownik koszalińskiego oddziału „Civitas Christiana”, politolog) kilka dni temu - 1 marca, czyli w Narodowym Dniu Żołnierzy Wyklętych - został odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi. Krzyż osobiście przypiął mu w Pałacu Prezydenckim Prezydent RP Andrzej Duda. - Ale, rzecz jasna, traktuję to jako docenienie pracy całej naszej grupy, wszystkich tych rekonstruktorów z kraju - podkreśla koszalinianin.

W 2012 roku - wraz z innymi miłośnikami najnowszej historii Polski z Koszalina i regionu, Marcin Maślanka utworzył Grupę Rekonstrukcyjną „Gryf”. Głównym jej celem jest propagowanie wiedzy o 5. Brygadzie Wileńskiej, która po 1945 roku walczyła z komunistami, także w regionie koszalińskim - dowodził nią legendarny major Zygmunt Szendzielarz, „Łupaszka” (i za tę działalność Marcin Maślanka został wyróżniony w Pałacu Prezydenckim). Pomysł utworzenia „Gryfa” narodził w czasie, gdy w Koszalinie toczyła się dyskusja wokół projektu nadania jednemu z nowych miejskich rond imienia właśnie majora „Łupaszki”. - Uświadomiłem sobie wtedy, jak niska jest wśród ludzi wiedza na temat tych polskich żołnierzy, którzy po 1945 roku nie złożyli broni i walczyli dalej o wolność kraju. Pomyślałem, że trzeba coś z tym zrobić, a pomysł z grupą rekonstrukcyjną wydawał mi najlepszy - opowiada. Zaczął dzwonić, pytać, szukać chętnych, którzy by się do niego przyłączyli. Głównie wykorzystawał swoje kontakty z harcerstwa, ale nie tylko.

- Ja nie byłam w harcerstwie, wcześniej też kompletnie się nie interesowałam czymś takim jak historyczna rekonstrukcja - mówi Magdalena Rymer (z wykształcenia pedagog). Poznała Marcina Maślankę trochę przypadkowo, szukając pracy. Ten powiedział jej, że montują taką grupę i zapytał, czy nie chciałaby wpaść na jedno spotkań, sprawdzić, czy może i jej to się spodoba. Sprawdziła, spodobało się. Teraz ma już kompletny mundur sanitariuszki, wzięła udział w kilku rekonstrukcjach. - Co wciąga najbardziej? U mnie to zadziałało na dwóch płaszczyznach. Pierwsza to adrenalina podczas rekonstrukcji, bo emocje są tu naprawdę duże i pomimo że realizujemy wcześniej przygotowane scenariusze, to nie robimy tego na zimno. A druga sprawa to sami żołnierze, o których opowiadamy. Zaimponowało mi w nich najbardziej to, że nigdy się nie poddawali, że walczyli do końca. Naprawdę byli niezłomni - podkreśla.

W rodzinach licealistki Hanny Telegi i Iwo Meronka (mechniak samochodwy, spawacz) tradycje niepodległościowe były bardzo silne, podobnie jak przykłady prześladowań ich bliskich ze strony komunistycznego terroru. Dlatego jak dowiedzieli się, że powstaje „Gryf” - Hanna (o wszystkim dowiedziała się od mamy) i Iwo (znał się z Marcinem jeszcze z harcerstwa) nie wahali się długo. - Też odgrywam rolę sanitariuszki i to jest fantastyczna przygoda. Dzięki niej mogę w jakimś stopniu poczuć to, co czuli nasi ówcześni rówieśnicy. Bardziej zrozumieć ich samych jak i tamte straszne czasy. No i przekazać to dalej, innym -mówi licealistka. - Żołnierze Wyklęci przez lata byli skazani na zapomnienie, a jeżeli już się o nich w PRL-u mówiło to jako o bandytach.

- Dlaczego się przyłączyłem? Właśnie dlatego, aby ten zły i zakłamany obraz zmienić, bo oni zasłużyli na prawdę - tłumaczy Iwo Meronk.

Jeszcze niedawno, gdy zaczynali swoją przygodę z historyczną rekonstrukcją, to fakt, że chcą rekonstruować walkę Żołnierzy Wyklętych budziło zdziwienie, obawy i niechęć. Nieraz słyszeli: „a dlaczego Wyklęci? Po co to wam? Nie wiadomo do końca kim oni byli, lepiej tego nie ruszać. Może kogoś innego zrekonstruować”? - pytano ich. Teraz jest inaczej. Ludzie wiedzą więcej i więcej z tych tragicznych życiorysów rozumieją. - A Wyklęci wrócili na swoje miejsce - żołnierzy II Rzeczpospolitej, którymi nigdy nie przestali być - mówią rekonstruktorzy z Koszalina.a

„Gryf”- jak to się robi

- Najważnejsze, aby nie zostać Muminem - śmieją się młodzi rekonstruktorzy. Czyli kimś, kto choć zajął się działalnością rekonstrukcyjną, to nie dba o szczegóły, nie przykłada należytej wagi , aby być wiernym historycznym realiom.

- Nie jest fajnie, gdy ktoś ci wytknie, że żołnierze, których odtwarzasz, mieli na przykład inne pasy. No, ale ok, to jeszcze można przeboleć, pomylić się może każdy. Ale dać się przyłapać z komórką wystającą z kieszeni albo ze współczesnym zegarkiem na ręku to już obciach straszny - podkreśla Marcin Maślanka.

Dodaje, że aby rekonstrukcja miała sens, wcześniej trzeba długo i rzetelnie posiedzieć nad książkami i materiałami źródłowymi. Poznać realia tamtych czasów, prześledzić historię żołnierzy, o których się opowiada. Potem przychodzi czas kompletowania strojów i broni (są to repliki, czasem rozbrojone oryginały).

- I to, niestety, kosztuje. Taki jeden kompletny strój to koszt rzędu około 2 tysięcy złotych. Tanie nie są też same przedstawienia rekonstrukcyjne. Nie da się ich zrobić porządnie za mniej niż 10 tysięcy złotych, a czasami się zdarza, że poszczególne gminy i miasta chcą takie wydarzenie mieć taniej, a to się po prostu udać nie może - mówi Iwo Meronk. Wbrew temu, co może by sądzić plenerowe rekonstrukcje - „Gryf” ma ich na koncie kilka, w tym m.in w Koszalinie, Sianowie, Bobolicach - to 10 procent ich działalności. Reszta to akcje edukacyjne, pomaganie weteranom, (szczególnie tym, którzy zostali za wschodnią granicą Polski). - Często w szkołach organizujemy żywe lekcje historii, gdy stawiamy się z „bronią” i w mudurach. Jak jesteśmy odbierani? Różnie, ale najczęściej powtarzający się scenariusz jest taki: na początku jest obojętność, śmiechy, ale gdy ich zapytamy, ile by wytrzymali w lesie jesienią i zimą, co by zrobili, gdyby znaleźli się na miejscu, nierzadko swoich rówieśników sprzed 70 lat, czy zdradziliby swoich kolegów, czy nie - to wtedy śmiechy cichną i pojawia się jakaś refleksja. I wtedy wiemy, że to, co robimy, ma sens - dodaje Marcin Maślanka. a

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!